Witajcie,
Jako ze stanelam wlasnie w obliczu koniecznosci podjecia jednej z najwazniejszych decyzji w zyciu i nie moge sobie z tym poradzic postanowilam napisac do Was liczac na swieze, obiektywne spojrzenie kogoś calkowicie z zewnatrz, kto zna wloskie realia, a moze nawet byl w podobnej sytuacji?
Na forum krece sie juz od kilku lat i wiem ze jest tu wiele wartosciowych i doswiadczonych osob i to wlasnie na Wasza pomoc/opinie licze.
Chodzi o to, ze mamusie chca zebysmy sie pobrali, przy czym jedna z mamusi naciska i to mocno zbysmy to zrobili JUZ TERAZ, a druga "baaaaaaaardzo mnie kocha", co biorac pod uwage ze pierwsza tez "baaaaardzo mnie kocha" sprawia ze nie mam juz czym oddychac i to co powinno dawac mi ogromna radosc sprawia ze czuje tylko strach i obawy...
ON tez zaczyna coraz czesciej mowic o malzenstwie, a ja... ja juz sama nie wiem co robic i myslec w tym calym kotle...
Zacznijmy od poczatku, poznalismy sie ponad 6 lat temu i przez caly ten czas bylismy jak nie para to oddanymi sobie przyjaciolmi - to, przez okolo roku, kiedy to postanowilam sprobowac ulozyc sobie zycie w Polsce, ale On nie odstepowal mnie ani na krok i tak wiernie trwajac u mojego boku "mimo wszystko" przekonal mnie w koncu ze to milosc a nie (jak sadzilam przez kilka pierwszych lat) tylko zauroczenie dziewczyna o egzotycznej dla niego urodzie.
W koncu po czterech latach i tysiacach zaproszen odwiedzilam Go w Rzymie. Faktycznie okazalo sie ze jest normalnym facetem tak jak mowil a nie jakims playboyem o co go ustawicznie "podejrzewalismy":) Okazalo sie przy okazji ze jest calkiem sympatycznym gosciem na "codzien" i fakt ze jest raczej malomowny to jego OGROMNY plus a nie minus jak dotad sadzilam.
Wtedy tez poznalam jego matke, chcialabym ja Wam opisac bo jest kluczowa postacia calego tego zamieszania ale obawiam sie ze jest ona osoba zbyt "barwna" zeby ujac to w slowach. Powiem tak, wyobrazcie sobie najbardziej typowa z typowych wloszek w okolicach 67 lat. Dodajcie do tego witalnosc dwudziestolatki, pomysly pietnastolatki, milosc do syna typowa dla typowej przeciez wloszki tyle ze pomnozona razy dwa, paczke papierochow dziennie a co za tym idzie calkowicie przepalony glos, graniczace z obsesja gadulstwo i WIECZNE NARZEKANIE...
Jak powiedzial tak sie stalo, pokochala mnie od pierwszego wejrzenia. Od tej pory zaczely sie niekonczace sie zaproszenia na zakupy (nie trawie chodzenia po sklepach, znam fajniejsze sposoby spedzania czasu i wydawania pieniedzy ktorych nigdy nie mam), na kolacje (podczas ktorych nie slyszy sie nic innego jak ciag narzekan na wszystko), na wycieczki (za kilka linijek opowiem Wam jak wyglada taka wycieczka), maaaaasy nieprzydatnych prezentow ktore przeciez trzeba przyjac bo kazda proba super kulturalnego odmowienia konczyla sie fiaskiem (srednio jedna na 20 rzeczy nadaje sie do racjonalnego uzycia) etc
Latem 2005 roku zamieszkalam z nimi... tak z nimi, bo "O NAS" nie moze byc tutaj mowy. Z mieszkaniem sprawa wyglada tak: my na 6 pietrze ona pod nami na 5. Wewnetrzne schody ktore lacza oba mieszkania (oddzielone drzwiami) i wiecznie dzwoniacy wewnetrzny telefon, ktory najczesciej lata po scianach kiedy to AM (tak ja nazwijmy) z wrodzonym sobie wyczuciem dzwoni do nas o 16.46, podczas gdy wlasnie o 16.45 udalo nam sie przepchac przez korki i wrocic po calym dniu uzerania sie z roznymi rompi coglioni.
Pomieszkalam kilka miesiecy ale w koncu sie nie dalo, wrocilam do Polski. Pomieszkalam w Polsce, wrocilam tam, znowu na poczatku jakos sie kontrolowala i dawalo sie wytrzymac ale po kilku miesiacach wrocila do starych przyzwyczajen. Znowu wrocilam do Polski. I tak sie odwiedzamy raz ja tam, trzy razy on tutaj.
No i tutaj dolaczyla sie moja rodzicielka z tekstem "Tak dalej byc nie moze, ja Cie nie tak wychowalam! MUSICIE to zalegalizowac!" Dyskusji z moja mama nie ma, tzn oczywiscie byly pewne proby ale jak znacie jakiekolwiek osoby z ktorymi na prawde nie ma dyskusji to wiecie jak takie proby przebiegaja i jak sie koncza... Tak wiec wykrzyczalam ze do niczego mnie nie zmusi i wole zostac sama niz wyjsc za maz tylko daltego ze "mamusia kazali" ale to nie jest takie proste...
Ponad 6 lat naszego czasu, wspolne pasje i wspomnienia, bardzo pozytywne relacje we wspolnym mieszkaniu ktore wymaga przeciez mega kompromisow no i wreszcie MIŁOŚĆ, bo kochamy sie tak bardzo ze nie wyobrazam sobie nikogo innego na jego miejscu i skadinad wiem ze dziala to w obie strony.
Mialabym zrezygnowac z tego wszystkiego? A z drugiej strony mialabym zrobic tak jak "mamusia kazali" (ach te moje rogi:) A z trzeciej strony mam skazac sama siebie na wieczne uzeranie sie z jego matka? Uzeranie, ktore wczesniej czy pozniej skonczy sie mega awantura bo wiedomo ze tak sie dlugo nie wytrzyma.
No i tak sie wlasnie bije z myslami czy lepiej byc nieszczesliwa bo samotna czy nieszczesliwa bo w towarzystwie wloskiej tesciowej?
I jeszcze kilka przydatnych informacji zeby przyblizyc Wam kim jestesmy i w jakich realiach w jakich zyjemy ja, on... i mamusia...
WIEK
- ON 36
- JA 27
- MAMUSIA 69
CHARAKTER
- ON: taki "czlapek", chyba malo wloski jak na wlocha, raczej malomowny i spokojny, tolerancyjny i nad wyraz wyrozumialy, przez lata wycwiczyl u siebie mechanizm obronny w stosunku do Mamusi tzn nie slucha jej tylko od czasu do czasu przytakuje lub zaprzecza (wyobrazcie sobie co sie dzieje jak przytaknie w nieodpowiednim momencie). Niekonfliktowy, szybko zapomina zle rzeczy, dobre pielegnuje.
- JA: aniolkiem raczej nie jestem, mam swoje zdanie i na glowe nie pozwole sobie wejsc. Uparta, przekorna (szczegolnie kiedy ktos mi mowi co bedzie dla mnie lepsze) i nerwowa (w granicach rozsadku oczywiscie). Nie toleruje wrzaskow i gadulstwa. Konflikty rozwiazuje rozmawiajac (juz nawet podniesiony glos sprawia ze wlosy mi sie jeza na glowie, w tym momencie przestaje rozumiec o czym sie wrzeszczy)
- MAMUSIA: oczywiscie, tak jak sie zapewne spodziewacie, wszystko wie najlepiej, zdarla zabki i wogole nie ma dyskusji. Dyskusja to w 80% przypadkow wrzaski i przekrzykiwanie rozmowcy. Nawet jak odpusci to po to zeby powrocic do tematu ze zdwojona sila. O swoje potrafi walczyc jak stado lwow (np. kiedy chcieli go przeniesc na Sycylie i nawet rozkaz zostal juz wydany to zwrocila sie do samego ministra, bo zaden general do ktorego sie zwrocila wczesniej nie mial wystarczajacej wladzy zeby ten rozkaz cofnac) Co chce to ma bo jak mowi jest juz w takim wieku ze wszystko jej przystoi i wszystko, wszystkim moze powiedziec i zrobic. Zawsze chciala miec corke dlatego wlasnie cala milosc przelewa na mnie. Nalogowa palaczka, przekonana ze JEJ, ani nikomu w jej otoczeniu papierosy nie szkodza, przeciwnie. Zdrowie jak stado konikow. Ale tak wogole to serce ma raczej dobre, to trzeba jej przyznac. W sumie jakby nie to jej nieokielznane gadulstwo i narzekanie to dalo by sie z nia wytrzymac a moze nawet i zaprzyjaznic. Probowalam ale nie wyszlo, za bardzo cenie sobie wolnosc, spokoj i cisze... tych trzech rzeczy nikt, nigdy przy niej nie zazna...
WIGILIA
Przytocze Wam taka sytuacje: dwa lata temu zaprosilismy ich na Swieta Bozego Narodzenia. Moja mama do dzis jak jej o tym wspomne to doslownie blednie i widze panike w jej oczach. U nas Wigilia to mega swieto ze wszystkimi dwunastoma potrawami i wogole wszystkimi tradycjami. Tak ze przyjechali zaciekawieni a odjechali zachwyceni. ON: tak jakby go wogole nie bylo, zjadl, powiedzial co mial do powiedzenia, pospal i pojechal. ONA: no czegos takiego to sie nikt z mojej rodziny nie spodziewal chociaz uprzedzalam ich ze jest najbardziej wloska z wloszek. Odezwac sie bylo ciezko, wogle znalezienie wolnej chwili bez wrzaskow, zeby chociaz oddech zlapac, graniczylo z cudem. Koty i psy (a mamy ich kilka) doslownie lataly nad stolem (AM jest wielka milosniczka zwierzat). W mieszkaniu wisiala taka siekierka ze z trudem dalo sie oddychac, nie pomagaly nawet uchylone w zimna grudniowa noc okna. Oczywiscie nie musze dodawac ze nie zapytala nawet czy mozna zapalic (wedlug niej jak kogos zapraszasz to ten ktos moze robic u Ciebie wszystko na co ma ochote, nawet walnac kupsztala na srodku jak mu na to przyjdzie ochota, BTW zgadzacie sie z tym?) Wigilia trwala do pierwszej w nocy a moja mama dochodzila do siebie przez prawie caly nastepny tydzien, odwolala innych gosci i zostala w domu spiac i z ulga wracajac do rzeczywistosci. Nikt sie nie spodziewal ze bedzie AZ TAK.
WYKSZTALCENIE
- ON wyksztalcenie wyzsze, militarne, instruktor pilotazu... (juz widze usmiech na Waszych twarzach... tak, we Wloszech nawet zolnierzami rzadza mamusie)
- JA wyksztalcenie srednie techniczne x2
- MAMUSIA srednie pedagogiczne
ZAINTERESOWANIA
- ON zainteresowania ktore pokrywaja sie w 70% z moimi (a ma ich dziesiatki, tak ze jak ona przechodzi na nadawanie a on na odbior (95% sytuacji) to facet zamyka sie w swoim swiecie i na przyklad sobie nurkuje od czasu do czasu przytakujac a ona sobie napierdziela jak wsciekla na to co sie akurat nawinie)
- MAMUSIA zero zainteresowan poza narzekaniem i zapraszaniem ludzi na kolacje zeby ponarzekac wspolnie. Czymkolwiek sie zainteresuje, srednio po jednym dniu juz tego nienawidzi. Zjechala z gory na dol ksiedza ktory slyszac jej narzekania na nude zasugerowal jej spotkanie z innymi paniami w jej wieku i kolezanke ktora zaproponowala jej zeby pomagala przy akcjach charytatywnych (rzeczy, ktore kobiety w jej wieku i z jej pozycja robia na porzadku dziennym, bo przeciez do cholery musza cos robic! skoro od sprzatania, zarabiania i gotowania sa inni!)
ULUBIONA ROZRYWKA
- MY komputer, robot, dobry film lub po prostu czasem sobie pomilczec razem
- MAMUSIA "kolacje narzekaczy" , plus mega durna wloska TV (kto widzial to wie, brrrrrr) i narzekanie na to...... ze jest durna:) panienki sa porozbierane, politycy sa coglioni e deficenti, programy prezentuja zenujacy poziom a wogole to nie ma nic do zobaczenia. Ale patrzymy! (pewnie dlatego ze jest to niekonczace sie zrodlo narzekan)
JEDZIEMY NA WYCIECZKE
- MY: sluchamy muzuki, jak ktos ma cos waznego do powiedzenia to mowi jak nie to siedzi cicho bo oboje uwazamy ze milczenie jest zlotem
- MAMUSIA: oto lista narzekan spisana przeze mnie skrzetnie w czasie naszej ostatniej wspolnej podrozy (oby nigdy wiecej):
za szybko jedziesz, za wolno jedziesz, za goraco, za imno, wieje na twarz, wieje na nogi, wieje na ramiona, zamknij szeberdach bo rozwiewa fryzure, nie skrecj papierosow jak prowadzisz (no tutaj to akurat miala racje), radio Subasio niedobre, radio Montecarlo jeszcze gorsze, radio KissKiss glupie, Radio RTL wcale nie lepsze... a nie macie Radio Vaticana? :), co za okropna piosenka (Sting, Message in the bottle), ze nie ma mapy w samochodzie co tam jakis GPS ona chce mape bo w komputery to ona nie wierzy (to byl na prawde dluuuuuuugi temat), ze nie ma baru, ze jest bar ale jest kolejka, z jest bar ale niefajny, ze jest bar nie ma kolejki ale za to kawa jest za zimna etc dodajcie sobie do tego papieros od papierosa, szczelnie zamkniete szyby bo wiatr wlosy rozwiewa no nic tylko "niech ktos zatrzyma wreszcie czas, ja wysiadam"
SYTUACJA RODZINNA
- ONA: maz (ktory ponoc byl aniolem, innej opinii nie uslyszalam od nikogo... szkoda ze ja nie jestem, bo byloby po problemie:), otoz maz zmarl dwa lata temu i wszyscy ktorzy znaja AM zgodnie twierdza ze od tego czasu staje sie z kazdym dniem coraz to trudniejsza (dla przykladu: tata ktora pracowala i mieszkala z nimi przez 35 lat i jakos ja znosila, przyjechala w tym roku na miesiac z Bostonu odwiedziny ale juz po niespelna tygodniu zwierzala sie nam ze ciezko wytrzymac i nie moze sie doczekac wyjazdu. No comment...)
- JA: mama ktora mnie baaaardzo kocha i chce zebym zostala w Polsce ale moge tez, jezeli taka bedzie moja decyzja, wyjechac. Ale z placzem mam nie wracac... wiecie o co chodzi, jak sobie poscielesz i te sprawy...
POZIOM MATERIALNY
- ON mieszkanie nad mamusia i bardzo dobra praca
- JA wielki dom pod Krakowem, w ktorym jezeli sie przeprowadze do Rzymu zostana tylko sami rodzice. To byl powod dla ktorego moja mama do dzis na samo slowo Wlochy dostaje gesiej skorki, nie chce ich widziec, znac, ani wogole o nich slyszec. Jednak "mojego" wlocha musiala wkoncu zaakceptowac (mimo ze jak tylko jest okazja na nim kotka powiesic to ja skrzetnie wykorzystuje) musiala, bo tak na prawde nie ma sie do czego przyczepic i gosc swoja wytrwaloscia w dazeniu do celu ja po prostu rozbroil. Praca byle jaka, w kazdym razie nie taka jaka bym chciala. Jak to w Polsce bywa, kombinowanie. A tam najpierw badante a potem sekretariat.
- MAMUSIA trzy apartamenty, jeden pelen anytkow i obrazow w ktorym mieszka i 2 w centrum, wynajete. Emerytura po mezu architekcie. Jej emerytura. Co nie stanowi wcale przeszkody aby uczynic wlasnie ze swojego poziomu materialnego najczestszy powod narzekan i lamentow. Praktycznie cale zycie nie pracowala (jezeli nie liczyc chyba trzyletniego epizodu w szkolce typu nauczanie poczatkowe, klasa chyba czteroosobowa). W domu, przez 35 lat kilka osob sluzby. Jedynym jej zajeciem bylo podejmowanie gosci i wydawanie pieniedzy na cokolwiek, byle tylko je wydawac a teraz walaja sie po domu cale stosy nigdy nie uzywanych poscieli czy butow... Marnotrastwo i przesyt, do momentu az skonczyly sie pieniazki i trzeba bylo zaczac zyc jak inni... i w tym wlasnie upatrywalabym zrodlo tych wszystkich narzekan...
PODEJSCIE DO PRZEPROWADZKI
- ON moge to dla Ciebie zrobic... ale bedzie problem z moja mama... znasz ja... Jest sie gdzie przeprowadzic (zamiast mieszkac w jednej z najdrozszych dzielnic Rzymu mozemy zamieszkac w mieszkaniu na terenie jednostki, 500 metrow od morza i okolo 60 km od Mamusi, placac przy tym kilkukrotnie nizsze rachunki...)
- MAMUSIA: tylko raz sie odwazyl jej to powiedziec. Efekt byl taki ze o malo nie wydrapala mu oczu. Takiej awantury jeszcze nigdy mu nie zrobila. To tak profilaktycznie, zeby czasem nie przyszlo mu do glowy takie glupoty jeszcze kiedys mowic czy nawet myslec. Bo on przeciez NIE MOZE JEJ ZOSTAWIC, bo ona ma tylko jego.
I tu pytam codziennie sama siebie: CZY JA MAM PRAWO JEJ GO ZABIERAC??? Pomijajac to wszystko jaka jest i jak sie zachowuje... czy ja mam moralne prawo postawic warunek ze albo ze mna gdzies tam albo z mamusia w domku ale juz beze mnie, czy ja mam takie prawo???
Wogole to sie zastanawiam czy czasem nie przesadzam, przeciez ona mnie tak baaaaaardzo kocha, moge przychodzic kiedy chce, brac co chce, chodzic z nia na kolacje, zakupy, imprezy etc... przeciez lepsze to niz gdyby mnie nienawidzila... Tylko ze ja nie chce niczego oprocz swietego spokoju, nie chce nic brac bo wszystko mam, nie interesuja mnie zakupy ani imprezy. Chce prowadzic normalne zycie. Z nia pietro nizej ono nigdy nie bedzie normalne, bo wyjsc za niego to wyjsc takze za jego mamusie...
Co Wy o tym sadzicie?
Licze na to ze jakas Madra Glowa podsunie mi jakies super oczywiste rozwiazanie na ktore ja glupia nie wpadlam... W mysl zasady z dwojga zlego wybierz trzecie...
Czekam na Wasze opinie i komentarze...
Pozdrawiam