kilkanaście lat temu mieszkałem we Włoszech przez cztery lata. Wspomnienia w większości mam pozytywne, ale rozmawiając z wieloma osobami, przebywającymi tam teraz, widzę, że zmieniło się bardzo wiele. Kurcze, byliśmy swojego rodzaju pionierami. Nie było żadnych tanich linii, a autokary (w większości bez licencji), były bez klimatyzacji i co chwila się psuły. Przed granicą, piloci przypominali, żeby nie odzywać się po włosku.
Przyjazd, Rzym, piękne miasto, via delle Botteghe Oscure, kościół polski..piekło na ziemi. Bogata, zabytkowa dzielnica, spacerujący Włosi i polski bazar przed kościołem: gazety, papierosy, piwo, gorzała. To był okres, kiedy nagle kazdy, bez większych problemów mógł dostać paszport, nawet kryminaliści, więc asortyment turystów był naprawdę szeroki: modne były zestawy typu basenowe laczki, gatki bermudy i zwynaciągany podkoszulek na ramiączkach. Całości dopełniał często tatuaż ze stopniem wojskowym na ramionach, mówiący o ilosci przesiedzianych lat w pierdlu.
Widziałem kobiety, wsiadające w Polsce, cichutkie kurki domowe, odprowadzadzane przez swoich mężów i narzeczonych, po wyjściu z autokaru doznające prawdziwej metamorfozy, świadomość, że nikt ich nie rozumie i nie widzi nikt z bliskich, powodował prawdziwy spektakl rynsztokowego zachowania i słownictwa.
W sumie w Rzymie można się było jeszcze zgubić, to duże miasto, ale już np. w Ladispoli.....wydawało się, że Włosi stanowią mniejszość etniczną. Wszędzie nasi i czarni. Nasi zresztą prowadzili z Włochami ciągłe wojny. Zdarzyło się raz, że Polacy pobili sprzedawcę na stacji benzynowej i zadyma gotowa. Włosi na motorinach, z łańcuchami w rekach. Pozostawienie samochodu na polskich rejestracjach było czystą głupotą. Pewnego dnia nasi rodacy zabili księdza, który organizował kolacje dla potrzebujących, kiedy indziej napadli na bank. Karabinierzy robili wtedy prawdziwe łapanki(wszyscy przecierz pracowali na czarno). Jednym słowem, ciekawe czasy, dużo by pisać, powiedzcie, że się coś zmieniło, chyba już nie jest tak, prawda ?