Witaj, mammanostra:))),
najpierw pomyslalam, ze jestes z mojej epoki, ale nie, jednak ja studiowalam 10 lat wczesniej... Boh... Przypomnialas mi jednak tamte czasy...
Moja proba studiowania we Wloszech wygladala wtedy dosc smiesznie. Ale najpierw, nawet w Polsce nie dalo sie studiowac italianistyki! Kiedy zdawalam na WSJO przy UW (to uczelnia potem przeksztalcona w Instytut Lingwistyki Stosowanej, ja szlam ostatnim rokiem na WSJO), nie bylo tam wloskiego, nie wiem czy dzis jest. Na Uniwersytecie tez nie bylo, ale... chyba gdzies w listopadzie moj kolega z romanistyki powiedzial mi, ze zapytano ich, czy ktos chce sie uczyc wloskiego, iles tam osob sie zglosilo i po kilku dniach dowiedzieli sie, ze ... sa na italianistyce! Ale jeszcze przez wiele lat na ten wydzial zdawac trzeba bylo z francuskiego, ktorego nie znalam, wiec nawet po ukonczeniu studiow nie moglam tam sie dostac.
Wloskiego uczylam sie w Instytucie Kultury Wloskiej, i tam zdawalam konkursowy egzamin na kurs letni we Wloszech, zdalam i dostalam stypendium na kurs organizowany przez Universita di Sacro Cuore w Cison di Valmarino (VE). To bylo nieprawdopodobne przezycie, tym bardziej, ze kurs odbywal sie w klasztorze- zamku. Tam tez otrzymalam propozycje podjecia pracy - niby przyziemnej, bo osoby do prowadzenia domu, ale tez niezwyklej, bo u hrabiny, a do tego z warunkiem podjecia studiow! Mialam studiowac na studiach podyplomowych w Mediolanie, bo bylam tuz po egzaminie magisterskim na UW. Wyslalam telegram do rodzicow z prosba o zgode, a oni zgodzili sie, pod warunkiem, ze zalatwie to oficjalnie w konsulacie...
No wiec, po zakonczeniu kursu wybralam sie do Rzymu do ambasady. Przy drzwiach urzedniczka zapytala mnie, o co chodzi. Powiedzialam, ze mam zalatwiona prace i studia, i chcialabym zalatwic to oficjalnie, przedluzyc wize. Ona na to, ze oni tego nie zalatwiaja. -A kto? -Nie wiem, moze ministerstwo szkolnictwa w Warszawie-.
Wyszlam z ambasady, kupilam sobie paczuszke swiezych fig, i pomyslalam, no to jade do domu...
W Warszawie oczywiscie w ministerstwie nikt o tym nawet nie chcial slyszec... Tak sie skonczyly moje marzenia o studiach we Wloszech. Nie wiem nawet, czy by mi sie udalo, czy umialabym prowadzic dom hrabinie, czy podolalabym na studiach podyplomowych po roku nauki wloskiego.
Przepraszam, ze sie tak rozpisalam, ale moze taki kawaleczek historii kogos zainteresuje. No i docencie, ragazzi, jakie macie teraz niesamowite mozliwosci...
A ty, Mammamia? Napiszesz, jak bylo z Twoim poznawaniem wloskiego i Wloch?
A propos, ciekawe jak tlumaczycie slowo "ragazzi", oczywiscie, nie w znaczeniu: chlopcy, tylko kiedy tym slowem zwracacie sie do mlodziezy, lub nie tylko?
Pozdrawiam