uderz w stół... a nożyce się odezwą.
Widzę że zbiegło się stadko ludzi z deficytami w umiejętnościach społecznych i nawzajem próbują się przekonać, że wszystko z nimi ok.. żałosne. Może lepiej wybrać się do psychologa, zamiast udawać że nieumiejętność nawiązywania nowych przyjaźni jest normalna.
Ja pracuję w firmie zajmującej się softwarem, nasze główne siedziby to Florencja i Palermo, ale byłam też na kilkumiesięcznych projektach w Mediolanie i Bolonii, kiedy wdrażaliśmy w firmach klientów nowe oprogramowanie.
Dziwne, ale jakoś w tym Mediolanie też poznałam mnóstwo rewelacyjnych ludzi, z którymi do dziś utrzymuję kontakt...
Umbryjko, to bardzo dziwne, że nie odróżniasz imprez od zwykłego życia towarzyskiego które utrzymuje każdy NORMALNY człowiek. Każdy NORMALNY człowiek ma znajomych i przyjaciół w miejscu, w którym mieszka. Jeśli ich nie ma to znaczy że jest zaburzony.
Ja też kończę pracę o 18, też większość w firmie ma ułożone życie, niektórzy dzieci.
Ale to nie jest powód żeby robić z siebie kalekę społeczną, odludka lub innego zaburzonego freaka.
Z tego co czytam, większość Polaków tu na forum ma bardzo proste, żeby nie powiedzieć prostackie, myslenie. Dla nich życie towarzyskie to albo imprezy albo przesiadywanie po barach - naprawdę żałosne. Poza tym, z tego co napisała umbryjka, główni znajomi to ci poznani w pracy - to już nawet gorzej niż żałosne.
Rozumiem, że jak ktoś ma rodzinę to ona jest dla niego nr 1, że relaksuje się siedząc w domu czytając książki, ale na litość boską....
Każdy NORMALNY człowiek, który mieszka we Włoszech dłużej niż 3 miesiące ma tam jakąś paczkę fajnych znajomych.
Ludzi, którzy od czasu do czasu przychodzą do niego do domu na kolacje i do których się też chodzi na kolację, z którymi od czasu do czasu spotyka na na kawie, w kinie, w muzeum. Chyba nie każdy jest w takim patologicznym związku gdzie jedno wisi na drugim jak hubba. Ja jakbym nie miała swoich własnych znajomych, tylko wisiała na moim narzeczonym i spotykała sie tylko z jego znajomymi, rodziną to bym chyba poszła do psychiatry, bo to normalne nie jest.
No ale łatwiej samemu się oszukiwać niż spojrzeć prawdzie w oczy i udać się do specjalisty.
Wszyscy ludzie, których znam pracują, wielu ma już rodzinę, dzieci ale KAŻDY z nich ma jakąś paczkę sprawdzonych znajomych.
Milego wzajemnego pocieszania się.
A tak na serio to życzę wam żebyście znaleźli pomoc. Rodzina, praca to sól życia, ale człowiek bez przyjaciół, znajomych (po prostu normalnego życia społecznego) jest po prostu ułomny i narażony na depresje, psychozy i inne choroby psychiczne.