przesmieszna sytuacja

Temat przeniesiony do archwium.
Musze sie tym z kims podzielic.
Wczoraj dostalam od mojego faceta smsa o tresci: "non prendo linda" (jak dla mnie znaczy to: nie biore Lindy). Poinformowalam go,ze niestety pomylil numer i nie interesuje mnie zadna Linda.Zadzwonil z zapytaniem,o co mi chodzi.Poprosilam,zeby nie traktowal mnie jak dziecka i sie wylaczylam.
Przeplakalam pol nocy,wyobrazajac sobie,kim ona jest,co juz z nia robil,zastanawiajac sie,od jak dawna ja przede mna ukrywa.Masa czarnych mysli,tysiace pytan bez odpowiedzi.Uznalam za oczywiste,ze adresatem smsa mial byc kumpel,z ktorym tego wieczoru wybierali sie na jakas impreze.
Podjelam decyzje,ze czas zaczac wycofywac swoje uczucia,ze nie pozwole sobie na to,zeby jakis Wloch robil ze mnie idiotke.
Rano poinformowalam go,ze wylaczylam telefon,poniewaz uswiadomienie sobie,ze istnieje w jego zyciu jakas Linda,bylo dla mnie bardzo bolesne.
Zadzwonil po kilku godzinach.Powiedzial,ze nie napisal takiego smsa i ze nie zna zadnej Lindy.Prosil,zebym odeslala mu tego smsa,bo naprawde nie ma pojecia,o co mi chodzi.Zrobilam tak,jednoczesnie informujac go,ze jest wolny i moze robic,co mu sie zywnie podoba,tylko niech nie traktuje mnie jak jakas glupia i nie wmawia,ze tego smsa nie widzial na oczy.
Oddzwonil po chwili z wrzaskiem "ti ammazzo!!(zamorduje Cie).Aga,ti ammazzo!!!!!!!!!Ja tylko pomylilem jedna litere!!! Napisalem NON PRENDO LINDA zamiast NON PRENDO LINEA (nie mam zasiegu)!!!!"........

I tak oto stalam sie dowodem na to,ze zwykla literowka moze doprowadzic do czarnej rozpaczy:-)
A zeby bylo jeszcze smieszniej,to zauwazmy,jakim fenomenem jest postrzeganie rzeczywistosci przez zakochany umysl.Zrobic scene w przypadku slow" PRENDO LINDA" byloby w miare uzasadnione,ale "NON PRENDO" zakrawa na lekki smiech.I tak oto smieje sie sama z siebie.Byc moze nie tylko ja:-)
dobreeeeeeeeeee
jezeli jestesmy w temacie smiesznych jezykowych - to ja kilka lat temu mialam taka sytuacje - poznalam Wlocha, wydawal sie byc w porzadku, normalny. W pewna sobote zabral mnie do swoich znajomych, za miasto. Siedzielismy w ich ogrodzie, wloska para i my, jedlismy, rozmawialismy... Kolega mojego przyjaciela byl Sycylijczykiem, mamrotal cos pod nosem, czasem trudno go bylo zrozumiec. W pewnym momencie spojrzal na mnie (w obecnosci swojej zony o mojego amico) i zapytal jak gdyby nigdy nic - Facciamo amore??? Zbladlam i prawiezemdlalam - pierwsza mysl - szykuje sie wloska orgietka i ja mam wystapic w jednej z rol glownych.... do miasta daleko, cala trojka patrzyla na mnie ze zdziwieniem. Amico zapytal o co chodzi.... Okazalo sie, ze siciliano zaproponowal mi tylko zjedzenie morw (Facciamo le more?), rozejrzalam sie - wokolo bylo pelno krzewow morwowych. Kryzys polsko - wloski zostal zazegnany....

« 

Egzaminy

 »

Życie, praca, nauka