Euro 2012 nie pomoże gospodarce i drogom

Temat przeniesiony do archwium.
Wklejam dlugi ale ciekawy artykol o Euro 2012.
Zycze milej lektury !

Euro 2012 nie pomoże gospodarce i drogom

Organizacja Euro 2012 ani nie zwiększy naszego PKB, ani nie przyspieszy budowy dróg, ani też nie pomoże polskiej piłce

Po przyznaniu nam Euro 2012 Polskę ogarnęła euforia. Tytuły w gazetach nie zostawiały wątpliwości: "Dostaniemy niezłego kopa", "Szybciej do Europy", "Piłka rozkręci gospodarkę". W artykułach oczekiwanie na siedem tłustych lat i porównania z planem Marshalla.

Zabrakło porządnych analiz uwzględniających zarówno koszty, jak i spodziewane wpływy. Rząd, PZPN, komitet organizacyjny, czy kto tam czuje się za organizację Euro odpowiedzialny, powinien je zlecić profesjonalistom - nie uda się w tej sprawie wyręczyć mediami.

Jak dotąd oceny prowadzone są tak, jakby istniała tylko strona Ma, a nie było Winien. Nie bierze się pod uwagę ani utraconych korzyści, ani prawdopodobnej drożyzny, ani zakłócenia cyklu koniunkturalnego gwałtownym i krótkotrwałym wzrostem popytu. Spróbujmy przyjrzeć się bliżej kilku najczęściej powtarzanym mitom o Euro.

Mit 1. Wzrost gospodarczy

- Dzięki organizacji Euro 2012 możemy liczyć na zwiększenie wzrostu gospodarczego nawet o 0,5 pkt. proc. - mówi Ryszard Petru, główny ekonomista BPH. W "Rzeczpospolitej" niezależny ekonomista Hubert A. Janiszewski idzie dalej: "Organizacja Euro 2012 to dodatkowy zastrzyk inwestycji w niezbędną infrastrukturę (drogi, kolej, lotniska, hotele, stadiony) ocenianą na ok. 37 - 40 mld euro, dodatkowe wpływy z przyjazdu milionów kibiców, potężne wpływy z praw do transmisji telewizyjnych i radiowych, wpływy ze sprzedaży gadżetów, generalnie przyspieszenie wzrostu gospodarczego (ocenianego przez prof. Zytę Gilowską ostrożnie na 1 pkt proc. dodatkowego PKB) i awans społeczny naszego kraju. Mamy szanse na dłuższy cykl boomu gospodarczego".

Otóż ani efektu dodatkowego zastrzyku z inwestycji - bo wszystko sfinansują fundusze publiczne powiększając dług publiczny, ani nowych hoteli specjalnie zbudowanych na kilkutygodniową imprezę trudno się spodziewać. Nie będzie też wpływów z praw do transmisji, bo te bierze UEFA, ani wpływów ze sprzedaży gadżetów, bo udowodnienie zwiększonej sprzedaży szalików i chorągiewek z tego powodu, że gramy akurat w Polsce, a nie we Włoszech, jest karkołomne. Ani też mitycznego 1 pkt. proc. PKB - analizy efektów wielkich imprez sportowych wpływów tej skali nie odnotowały. Dłuższego cyklu koniunkturalnego czy awansu społecznego nie warto nawet omawiać.

Na co naprawdę możemy liczyć? Prof. Stefan Szymanski - specjalista od ekonomiki sportu - uważa, że organizacja mistrzostw nie jest dobrym interesem, ale formą państwowej konsumpcji, która, choć przynosi społeczeństwu pewien dobrobyt, to nie daje żadnego wzrostu gospodarczego. Analitycy ABN Amro ocenili, że PKB Portugalii dzięki organizacji Euro 2004 wzrósł dodatkowo od 0,02 do 0,1 pkt. proc. Jeśli jesteśmy optymistami, to takiego właśnie rzędu wielkości możemy się spodziewać.

Mit 2. Tysiące nowych miejsc pracy

Przy organizacji i obsłudze mistrzostw powstanie 100 tys. miejsc pracy - zapowiadają media. A przedstawiciele sztabu Euro szacują, że większość nowo zatrudnionych zachowa posady po zakończeniu mistrzostw.

Kwestię tę przebadali dokładnie Szwajcarzy współorganizujący Euro 2008. Według opracowania "Economic impact of the UEFA Euro 2008 in Switzerland", dzięki mistrzostwom powstanie jedynie ok. 3,5 tys. nowych miejsc pracy.

W Polsce rąk do pracy w budownictwie, hotelarstwie czy gastronomii już teraz brakuje i trzeba będzie sięgać po cudzoziemców. Jak zaś uczy doświadczenie niemieckie, dodatkowe potrzeby w zakresie bezpieczeństwa zaspokojone zostały przez godziny nadliczbowe dotychczasowych pracowników i nie przyniosły nowych etatów.

Mit 3. Drogi i lotniska - szybciej i taniej

Na Euro ma powstać 870 km autostrad za 6,5 mld euro, przebudowanych zostanie osiem lotnisk (za 720 mln euro). Modernizowana ma być też kolej - 1000 km torów za 4,5 mld euro. Łącznie rozbudowa infrastruktury transportowej (dochodzą jeszcze m.in. drogi ekspresowe) pochłonie 19 mld euro. Te inwestycje zostałyby jednak zrealizowane niezależnie od Euro, prawdopodobnie taniej i bez presji czasu, więc pewnie też solidniej. O ich dofinansowanie z UE staramy się już od jakiegoś czasu.

Niektórzy eksperci przekonują o istnieniu "efektu Euro 2012". Władysław Szwocha z Deloitte & Touche ocenia: - Realizacja inwestycji nabierze tempa. Presja czasu będzie ogromna, a wstyd na forum międzynarodowym z powodu ewentualnego niewywiązania się z obietnic powinien zmobilizować decydentów". No to chyba doczekamy się pierwszego przypadku, kiedy to o powodzeniu wielomiliardowych inwestycji zadecyduje wstyd.

Mit 4. Dodatkowe fundusze z Unii i UEFA

- Nawet 400 mln euro może uzyskać Polska z Brukseli na dofinansowanie budowy stadionów. Wszystko zależy od zgody Komisji Europejskiej. Moglibyśmy wykorzystać część rezerwy na pokrycie około połowy kosztów budowy stadionów - twierdzi Jerzy Kwieciński, wiceminister rozwoju regionalnego. Także Danuta Hübner, unijna komisarz ds. polityki regionalnej mówi, że możemy się starać o pomoc na organizację mistrzostw.

Anna Siejda, dyrektor departamentu w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego, tłumaczy jednak: - Polskie areny na Euro 2012 wybudujemy bez funduszy unijnych. Co do tego jest w ministerstwie zgoda. Może więc chociaż coś ekstra na infrastrukturę? Tu sam Kwieciński rozwiewa nadzieje: - Także bez mistrzostw realizowalibyśmy te inwestycje.

Może więc pieniądze da UEFA? Do Federacji trafią dochody ze sprzedaży praw do transmisji, powierzchni reklamowej na stadionach i biletów, jest ona także właścicielem znaków handlowych wykorzystujących symbolikę imprezy. Polska ma zaś zapewnić infrastrukturę i oprawę. UEFA nie zobowiązała się do zainwestowania w imprezę ani złotówki, UEFA ma na tej imprezie zarobić. To nie jest instytucja non profit.

Mit 5. Skorzysta PZPN i polska piłka

"Dziennik" pisze: "Przy bardzo niesprzyjających okolicznościach PZPN zarobi na Euro 2012 od 7 do 10 mln euro. Przy furze szczęścia - ponad 20 mln euro". Tyle tylko, że dwa główne źródła dochodu to premie za mecze oraz wpływy od sponsorów. A one nie zależą od tego, kto jest gospodarzem, tylko od wyniku sportowego oraz umiejętności negocjacji ze sponsorami.

Trzecim źródłem mają być dodatkowe pieniądze z UEFA dla gospodarza imprezy, ale jak zaznacza Adam Olkowicz z komitetu organizacyjnego Euro, to nie będzie znacząca kwota. Poza tym zabiegi o przyznanie organizacji mistrzostw już kosztowały 3 mln euro.

Może dzięki Euro odżyje polska piłka? Jednak wiadomości o jej śmierci są przedwczesne - w rankingu FIFA zajmujemy 21. miejsce. Poza tym naprawa sytuacji w lidze nie zależy od organizacji Euro w Polsce. Nieuczciwi sędziowie, działacze i piłkarze nie dostąpią przy okazji mistrzostw w naszym kraju łaski zbiorowego nawrócenia.

Mit 6. Potrzebne nam nowe stadiony

Duży stadion piłkarski ma sens, gdy gra w nim klub z ekstraklasy, na którego mecze przychodzi odpowiednia liczba widzów. Na naszych kameralnych obiektach zapełniony jest zazwyczaj niewielki ułamek miejsc, a mecze z dobrą frekwencją to wyjątek poza stadionami Lecha, Wisły i Legii. Po co obiekty na 50 tys., gdy na mecz ligi przychodzi średnio 5 tys. 800 widzów?

Jedynie Stadion Miejski w Poznaniu i stadion Wisły w Krakowie spełnić może kryterium sensowności inwestycji. Inne wpiszą się w PRL-owski klimat inwestycji potiomkinowskich i po zorganizowaniu kilku koncertów zaczną spokojnie rdzewieć. Ani w Gdańsku ani we Wrocławiu nie ma piłki na dobrym poziomie, a stadion w Warszawie ma być "Narodowy" - czyli będzie tam od wielkiego dzwonu grała reprezentacja.

Dlaczego Warszawa wykłada 360 mln zł na stadion Legii na 32 tys. miejsc? Czy planowany na Euro "Narodowy", nie wystarczyłby i dla reprezentacji, i dla Legii, i jeszcze dla Polonii? Na jednym stadionie grają zgodnie najbardziej wrogie sobie kluby: Inter i AC Milan na San Siro, Bayer i TSV 1860 na Allianz Arena.

W Niemczech 65 proc. kosztów inwestycji w stadiony ponieśli inwestorzy prywatni. Modernizacja żadnego z 12 stadionów nie była finansowana wyłącznie przez państwo. Na wszystkich poza Lipskiem grały kluby pierwszoligowe. Tam gdzie jest dobry interes, są i prywatni inwestorzy - na mecz Bundesligi przychodzi średnio ponad 38 tys. widzów.

Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia, uważa, że u nas prywatny biznes groszem nie sypnie. I ma rację - i prezydent i biznes.

Mit 7. Megapromocja Polski

Ten mit ma najmocniejsze podstawy. Można traktować wydatki na Euro jako promocję Polski. Czy jednak lepszych efektów nie osiągnęlibyśmy, wydając te środki inaczej - np. na imprezy kulturalne czy reklamę w światowych mediach?

O "eventyzacji" - rosnącej liczbie różnych imprez - napisano już całe tomy. Mistrzostwa gonią olimpiadę, festiwal goni rocznicę, a koncert przyćmiewa biennale. W natłoku łatwo zginąć, a jeśli nawet będzie się zauważonym, to jedynie przez krótką chwilę. Przy tym, promować się będą razem Polska i Ukraina. Nastąpi więc efekt kanibalizacji. Doszło do niego w przypadku wcześniejszych duetów: Belgia i Holandia (Euro 2000), czy Korea i Japonia (Mundial 2002). Mówiąc prościej: jeśli ktoś będzie chciał odwiedzić modny kurort, to wybierze albo Sudak na Krymie albo nasz Sopot. Nie da rady być w dwóch miejscach naraz.

Mit 8. Promocja miast - gospodarzy Euro

Proszę spróbować przypomnieć sobie miasta goszczące mistrzostwa w Portugalii czy Niemczech, nie mówiąc już o Korei lub Japonii - musieliby Państwo zgadywać. Pięć lat po Euro 2012 przeciętny Europejczyk wymieni jako miasto-gospodarza na pierwszym lub drugim miejscu Kraków, niezależnie czy mistrzostwa tam będą rozgrywane, czy nie.

Inna sprawa to dopasowanie imprezy do strategii promocyjnej danego miasta. Poznań stawia na konferencje i targi. Wrocław także chciałby gościć biznesmenów oraz turystów szukających imprez kulturalnych. Tylko Gdańskowi i Krakowowi jakoś by hordy pijanych kibiców pasowały - już teraz organizują tam Anglicy ochlejstwa z okazji wieczorów kawalerskich. Czy kibice nie odstraszą biznesmenów? Doświadczenia koreańskie i niemieckie, jak również analizy szwajcarskie, mówią, że odstraszą.

Promocja miast przy okazji wielkich imprez sportowych ma sens jedynie w przypadku kurortów narciarskich goszczących zimową olimpiadę. Ale czy dużym miastom przynosi pożytek? Czy ktoś kojarzy przede wszystkim z olimpiadą zimową Oslo, Vancouver czy Turyn? A z olimpiadą letnią Londyn, Seul czy Barcelonę?

Mit 9. Zbijemy kokosy na turystach

Polska Organizacja Turystyczna szacuje, że w związku z Euro wpływy z turystyki wzrosną o miliard dolarów. Policzmy po 50 tys. widzów na 15 meczach - każdy z nich musiałby wydać ponad 1,3 tys. dolarów na noclegi, wyżywienie, przejazdy i pamiątki. Tymczasem według danych Instytutu Turystyki w 2006 r. przeciętny turysta zagraniczny zostawił w Polsce 167 dolarów.

Szwajcarzy szacują wpływy z Euro 2008 na co najwyżej 170 mln dolarów. Porównując je z 10,8 mld dolarów, jaki wydadzą turyści w Polsce w 2012 r. (prognoza IT), mamy udział wpływów z turystyki związanych z Euro w prawdziwie porażającej wysokości 1,6 proc. Raczej kokoski niż kokosy.

Mit 10. Zarobi telekomunikacja i reklama

Najazd fanatyków futbolu to zwiększone obciążenie sieci komórkowych, na czym zarobią polscy operatorzy. Jednak za pięć lat z komórek będzie korzystało 35 mln abonentów, więc nawet pół miliona turystów nie zrobi dużej różnicy.

Według Mateusza Zmyślonego z Grupy Eskadra, dowodzącego kampanią promocyjną UEFA Euro 2012 także "dla branży [reklamowej] mistrzostwa nie staną się bodźcem dynamizującym rynek. W Polsce jest kilka tysięcy firm zajmujących się reklamą i PR-em. Będzie to ważne wydarzenie tylko dla tych kilku, które zostają zatrudnione".

Miś na skalę naszych możliwości

Piłka nożna jest w skali gospodarki zjawiskiem marginalnym. Nie tylko w Polsce, gdzie według portalu money.pl w nadchodzącym sezonie 16 zespołów ekstraklasy będzie miało w swych budżetach w sumie 280,5 mln złotych. Także w krajach z najbogatszymi ligami -Wielkiej Brytanii, Włoszech (po ok. 2 mld euro obrotu rocznie) czy Niemczech (1,2 mld euro). Euro nie pozwoli Polsce na skok cywilizacyjny, nie będzie nowym planem Marshalla, a dla Gdańska nie będzie - wbrew opinii prezydenta Pawła Adamowicza - równie ważne jak wejście do Unii.

Wydawanie dodatkowych pieniędzy publicznych na inwestycje infrastrukturalne w najbogatszych miastach musi nastąpić kosztem opóźnienia lub skasowania podobnych inwestycji w regionach uboższych. Maciej Stańczuk, prezes WestLB Polska, dodaje: "Ani państwo, ani samorządy terytorialne nie powinny być głównym sponsorem obiektów sportowych o przeznaczeniu komercyjnym".

Tomasz Teluk z Intytutu Globalizacji zauważa: - Największymi beneficjantami Euro 2012 zostaną politycy, urzędnicy i działacze. Zatrzymanie w związku z zarzutami korupcyjnymi dyrektora i wicedyrektora Centralnego Ośrodka Sportu, instytucji odpowiedzialnej za budowę Stadionu Narodowego w Warszawie, potwierdza tu niestety tezę Janusza Korwin-Mikkego "Euro 2012: czyli wszyscy kradną i przekupują" ("Najwyższy Czas!").

W słynnym dialogu z "Misia", wystarczy zastąpić słowo "miś" słowem "Euro": "Nikt nie wie, po co, więc nie musisz się obawiać, że ktoś zapyta. Wiesz, co robi ten miś? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest miś na skalę naszych możliwości. Ty wiesz, co my robimy tym misiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie - mówimy - to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo. I nikt nie ma prawa się przyczepić, bo to jest miś społeczny, w oparciu o sześć instytucji, który sobie zgnije do jesieni na świeżym powietrzu. I co się wtedy zrobi? - Protokół zniszczenia... - Prawdziwe pieniądze zarabia się tylko na drogich, słomianych inwestycjach".

*Tomasz Achrem - ekonomista, członek think-tanku Konsorcjum Metropolia Poznań i redakcji miesięcznika „Metropolia”oraz redaktor serwisu www.metropoliapoznan.org

Źródło: Gazeta Wyborcza
Lektura była miła - Dziękuję.
Ehhh gdybym miał czas to na każdy punkt/podpunkt bym odpowiedział...
... jak to "dziennikarze" pewnych gazet* lubują się we wciąganiu mego Narodu w permamentną depresję i kompleksy...
*czyt. m.in. Gazeta Wyborcza, Dziennik, Wprost...
rzymianin00 tak pesymistyczny tekst na wakacje !
to już wolałbym dać coś takiego:
Płaca minimalna ma wzrosnąć 19:54 04.08.2007
sobota


Do 1126 zł ma wzrosnąć w przyszłym roku minimalne wynagrodzenie w Polsce - donosi "Gazeta Wyborcza". Taką decyzję ma podjąć Rada Ministrów prawdopodobnie już na najbliższym na posiedzeniu 21 sierpnia.

Z informacji "GW" wynika, że najniższa płaca (dziś 936 zł) wzrośnie o 190 zł. To najwyższy wzrost płacy minimalnej, jaki kiedykolwiek udało się wynegocjować związkowcom.

Informacje potwierdza wicepremier Gosiewski: Zdecydowaliśmy, że minimalna płaca wzrośnie do 40 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Trwają prace nad kształtem rozporządzenia w tej sprawie.
Być może sprawą zajmie się Rada Ministrów na najbliższym posiedzeniu, czyli 21 sierpnia.

Tegoroczna płaca minimalna (936 zł) stanowi ok. 35,8 proc. szacowanego przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej (2616 zł). Ale nawet jej wzrost do 40 proc. przeciętnego wynagrodzenia nie zadowoli związkowców. Jak informuje na swojej stronie internetowej "S", zdaniem unijnych ekspertów wynagrodzenie godziwe powinno kształtować się na poziomie ok. 68 proc. płacy przeciętnej w danym kraju.
http://www.finanse.wp.pl/POD,1,wid,9083613,wiadomosc.html?rfbawp=1186349974&ticaid=143bc
Cenimy markową odzież
2[tel]:54 Aktualizacja: 2[tel]:08

Polacy kupują Armaniego

Legenda i potentat światowej mody Emporio Armani otworzył właśnie swój pierwszy butik w Warszawie. Będzie sprzedawał krótkie, limitowane serie ubrań przeznaczonych głównie dla młodych. Czy jednak niedostępne dotąd dla wielu Polaków drogie ciuchy od Armaniego wciąż są trendy? Czy ich noszenie jest w dobrym tonie? - zastanawia się DZIENNIK.
Świecie. Wielu Polaków z niecierpliwością czekało na sobotnie popołudnie i możliwość zakupienia ekskluzywnej odzieży z charakterystycznym orłem na metce. "Byłam na otwarciu butiku. Garnitury za kilka tysięcy znikały jak świeże bułeczki. Co ciekawe, kupowali je nie ci znani z pierwszych stron kolorowych pism, ale zwykli ludzie" - opowiada Grażyna Olbrych, redaktor naczelna "Glamour", miesięcznika dla kobiet.

Jedną z pierwszych klientek sklepu była Joanna Drawisz, prawniczka z Warszawy. Ze sklepu wyszła z nową, lakierowaną torebką BauBag. "Czekam, aż sprowadzą biżuterię. Będę tu wtedy częściej wpadać" - zapowiada.

Piotr z Józefowa nie chce podać swojego nazwiska ani zawodu. Jego rachunek w butiku zamknął się sumą 15 tys. zł. "Kupiłem dwa garnitury i kilka koszul. Są ze świetnych materiałów i mają idealny krój" - mówi. Opinię tę podziela również Tomasz Raczek, krytyk filmowy. "To marka, która nigdy nie wyjdzie z mody. Jestem jej wielkim fanem. Kiedyś kupiłem sobie w Nowym Jorku amarantową, sztruksową koszulę Armaniego. Kosztowała majątek. Jest w nienaruszonym stanie do dziś" - mówi.

Eksperci mody są przekonani: otwarcie sklepu w Warszawie oznacza, że wielcy projektanci zainteresowali się w końcu i naszym rynkiem. "Zanim taka marka jak Gucci, Prada czy Armani wejdzie do Polski, eksperci robią dokładną analizę, czy znajdzie się wystarczająca liczba nabywców. Oznacza to, że Polacy coraz chętniej poddają się wyszukanemu reżimowi" - mówi Tomasz Ossoliński, projektant odzieży męskiej, i dodaje: "Armani to klasa, jakość i styl. Na pewno się u nas przyjmie. Młodzi Polacy, którzy robią interesy lub pracują na Zachodzie, nie chcą odstawać od swoich kolegów. Inwestują w dobre ubrania i wygląd. Ubranie z tej firmy podniesie ich prestiż" - kwituje.

Innego zdania jest aktor Paweł Deląg. Uważa on, że otwarcie butiku Armaniego nie jest żadnym wielkim wydarzeniem i świadczy raczej o większej zasobności portfeli Polaków niż o ich dobrym guście. "Firma musiałaby wykonać większy wysiłek w kierunku polskich gwiazd, by zechciały nosić te ubrania..." - mówi tajemniczo.

Także byłemu ministrowi obrony Radosławowi Sikorskiemu znanemu z wyszukanej, angielskiej elegancji i garniturów szytych na miarę Armani również nie kojarzy się z modą w najlepszym wydaniu. Światowy top to ubrania szyte na miarę. Marka ta nie robi też wrażenia na byłym ministrze spraw zagranicznych Stefanie Mellerze uchodzącym za arbitra elegantiarum wśród dyplomatów. "Nie wyrzuciłbym garnituru od Armaniego ze swojej szafy, ale też sam bym go nie kupił. Lubię dobrze się ubrać, ale nie można dać się zwariować prestiżowym markom" - zaznacza Meller.

Tymczasem Polacy są pod silnym urokiem markowych ubrań. Także znani z dystansu do mody intelektualiści. Prof. Jadwiga Staniszkis porównuje stroje słynnych projektantów do dzieł sztuki. "Ich krój, jakość, materiały, talent krawców i projektantów są warte każdej ceny" - ocenia.

"Minęły czasy, kiedy biegaliśmy z ometkowanymi szalikami czy garniturami od Hugo Bossa, ale wciąż chcemy zwracać na siebie uwagę. Markowe produkty, takie jak Armani, adresowane są do elitarnych grup, nadają ich właścicielom szlachetności i wyjątkowości. Zaspokajają głód indywidualizmu" - tłumaczy prof. Roch Sulima, antropolog z UW.

"Trzeba tylko zachować rozsądek w demonstrowaniu, co ma się na sobie, i metki chować głęboko, zamiast je prezentować. Bo wtedy szyk zamienia się w manifestację bezguścia" dodaje robiący w sobotę zakupy w butiku Michał Śledziński, pracownik jednego z banków.

prof. Sulima: W Polsce wciąż mamy kompleks metki

Katarzyna Bartman: Jeden z czołowych włoskich stylistów mody Emporio Armani będzie sprzedawać u nas swoje drogie ubrania. Czy Polacy je kupią?
Prof. Roch Sulima*: Myślę, że tak. Markę Armaniego otacza u nas estyma, a nawet legenda. Kojarzy się z wyszukaną elegancją, dobrym smakiem i stylem. To po pierwsze. Jest jeszcze jeden powód, dla którego Włochom nie zabraknie w Polsce klienteli: moda tak nieznośnie zdemokratyzowała i zrównała ludzi pod względem wyglądu, że znowu zaczęli poszukiwać sposobów, by się od siebie odróżniać. Noszenie drogich, limitowanych kolekcji takich jak Armani, dostępnych cenowo tylko dla nielicznych, jest właśnie metodą na zwrócenie na siebie uwagi.

Kupowanie drogich ubrań wynika jedynie z chęci zaimponowania otoczeniu?
To rzeczywiście jeden z ważniejszych powodów, dla którego Polacy wydają dziś majątek na ubranie. Wciąż pokutuje bowiem u nas kompleks metki. Jest jednak i głębsze dno tego zjawiska: określony strój, tak jak było to od średniowiecza po wiek XVIII, znowu zaczyna być reglamentowany, kojarzony z danym zawodem czy pełnioną rolą społeczną. Proszę spojrzeć na nieskazitelne, wymuskane garnitury wziętych prawników czy biznesmenów. Ich ubiór jest jednocześnie herbem: podkreśla osobistą i zawodową siłę oraz moc. Wielkie domy mody są jak domy rycerskie, nadają ludziom szlachetnego wizerunku, zarabiając przy tym gigantyczne pieniądze.


http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=14&ShowArticleId=55563
Inf, jeszcze nie przeczytałem całości, ale tak na szybko....wzrost pracy minimalnej jest zjawiskiem pozytywnym jedynie dla "ekonomistów" z Gadzinowki Wybiórczej. Takie ręczne sterowanie zarobkami, to czysto populistyczne zagranie, dla gospodarki jest to rzecz WYBITNIE szkodliwa.
genio-eugenio dla mnie bardziej jest to próba zatrzymania specjalistów z Ukrainy, aby nie uciekali zbyt szybko, z Polski do krajów starej UE. Szykuje się duża konkurencja dla Polaków
Ha, ciekawa hipoteza, ale moim zdaniem niezbyt prawdziwa. Zauważ, że te socjały zostały uzgodnione z jedną z najpotęzniejszych mafii w Polsce, ze związkami zawodowymi. Mogę cię zapewnić, że te organizacje nie mają najmniejszego interesu w tym, żeby zatrzymywac tu Ukraińców.
Jedynym rozwiązaniem, ktore mogło by zatrzymać odpływ z kraju wywalifikowanej siły roboczej jest OBNIŻENIE KOSZTÓW PRACY. Niestety, nasi socjaliści z PiSu nie chcą tego zrozumieć a związkowi mafiozi nigdy się na to nie zgodzą.

Jednym z koszmarkow legislacyjnych, które podnoszą koszty pracy, ergo nie umożliwiają pracodawcom na dokonywanie ekonomicznie uzasadnionych wzrostów wynagrodzeń jest na przykład wymóg zatrudniania wewnętrznych służb BHP w firmach zatrudniających od 100 pracowników. Trzeba tu zaznaczyć, że nie ma tu znaczenia chcarakter firmy, taka sama zasada obowiązuje zarówno w banku, jak i fabryce produkującej niebezpieczne chemikalia. Socjalistyczne absurdy, jakich pełno.
genio-eugenio socjaliści z PiSu, zapominają że konieczna jest reforma KRUS uwzględniająca faktyczne dochody gospodarstw. Nie znam drugiego kraju, w którym niezamożni podatnicy finansują świadczenia zamożnych rolników. Dziwne jest to że do świadczeń rolników dopłaca wiążąca z trudem koniec z końcem rodzina wychowująca dzieci. Biednemu zawsze pod wiatr i pod górkę
Ani mi nie gadaj! KRUS to bandyctwo w czystej postaci. Rolnik dopłaca do swojego ubezpieczenia(teraz nie wiem dokladnie)mniej, niż 10%. Resztę płacę ja-podatnik. Aktualnie możliwości ubezpieczania się w KRUS-ie troszkę się skomplikowały, ale jeszcze niedawno, nawet ktoś, kto posiadał bardzo wysokie dochody, mógł sobie kupic hektar pola i zostawał rolnikiem, płacąc groszową składkę(nie płaci się podwójnych obowiązkowych składek).KRUS powoduje zubażanie rolnikow, poprzez rozdrabnianie rolnictwa, jak i również ograbianie z dochodów reszty podatnikow. To wlasnie Infie jest socjalizm-gangsterstwo, uprzywilejowanie jednych kosztem drugich, tyle,że przez państwo. To są tacy sami bandyci, jak wszyscy inni, z tą niewielką rożnicą, że na państwowych posadach. Wykorzystują to, że naród w swojej masie, nie jest zbyt madry ekonomicznie, większość ludzi w całej zresztą Europie uważa, że państwo ma obowiązek im dać, tak jakby to państwo posiadało jakieś inne pieniądze, jak te z naszych podatkow. Dyskutując na podobne sprawy na "solo italiano" dostrzegałem PRZERAŻAJĄCĄ ignorancję w tym względzie, wydawało by się inteligentnych ludzi.
Co się dzieje?
Może następny OPTYMISTYCZNY artykuł polskiej prasy o Euro2012.
Tytuł brzmi:
____________________________________________
Euro 2012: gwarancje rządu już wzięły w łeb
Euro 2012: gwarancje rządu już wzięły w łeb
Euro 2012: gwarancje rządu już wzięły w łeb
______________________________________________

Artykuł ukazał się w Gazecie Krakowskiej a ja znalazłem go (tytuł)na stronie głównej stronie WP.
_______________
Mam nadzieję... o przepraszam - jestem przekonana, że na mistrzostwa Europy w 2012 roku wszystkie stadiony, które zaplanowaliśmy zbudować w naszym kraju, będą gotowe - powiedziała wczoraj minister sportu Elżbieta Jakubiak. Już dziś wiadomo jednak, że nie wszystkie z nich będą gotowa w połowie 2010 roku, na co gwarancje dał niedawno Europejskiej Federacji Piłkarskiej (UEFA) polski rząd – pisze Gazeta Krakowska.

Podsumowanie dziesięciu dni pracy - pod takim hasłem zapowiadane było poniedziałkowa konferencja nowej minister sportu. W rzeczywistości chodziło o uspokojenie nerwowej atmosfery, która powstała ostatnio wokół organizacji turnieju finałowego ME 2012. Po początkowej euforii, która nastąpiła po majowej decyzji UEFA, przyznającej turniej Polsce i Ukrainie, ostatnio coraz częściej mówiło się o tym, iż nad mistrzostwami w naszym kraju zawisły czarne chmury.

Opóźnienia w budowie autostrad i stadionów, afera korupcyjna w COS i Ministerstwie Sportu - to wszystko sprawiło, że kibice piłkarscy powoli zaczęli nabierać przekonania, że organizacja tak wielkiej imprezy przerośnie nasze siły. Jedną z najważniejszych decyzji, którą pochwaliła się wczoraj minister Jakubiak, jest odwołanie obecnego konkursu na projekt Narodowego Centrum Sportu, które ma stanąć w miejsce lub tuż obok obecnego Stadionu Dziesięciolecia w Warszawie.

Powód? - Obecny tryb procedury, sprawiłby, iż nie mielibyśmy żadnych szans na wybudowanie obiektu przed 2012 rokiem. Poza tym miał on mnóstwo uchybień - tłumaczy szefowa resortu sportu. By przyspieszyć prace zamierza ona przygotować i wprowadzić w trybie pilnym specjalną ustawę o Euro 2012, a także powołać instytucję organizatora mistrzostw. To wszystko pozwoliłoby nazastosowanie specjalnego trybu dla projektu Euro.

- Podstawą ma być odpowiednia interpretacja Ustawy o Zamówieniach Publicznych, która zdefiniuję naszą obecną sytuację jako wyjątkową. Bez tego możliwość realizacji stadionów na2011 rok będzie niemożliwa - wyjaśnia Michał Borowski, koordynator ds. budowy stadionów. Dziś zaś wiadomo ze stuprocentową pewnością, że z budową stadionu w Warszawie nie zdążymy do połowy 2010. A takie gwarancje dał UEFA polski rząd, przed ogłoszeniem decyzji o wyborze organizatora ME.

- Jestem przekonana, że umowę da się renegocjować, tak jak zrobili to choćby Portugalczycy przed MEw2004 roku - przekonuje Jakubiak. Nieodwołalnie wszystkie obiekty muszą być gotowe na rok przed pierwszym meczem mistrzostw, czyli w lecie 2011 roku.

- I to jest dla nas realny termin. Liczymy, że przy zastosowaniu przyspieszonych procedur, budowa obiektu w Warszawie ruszy wiosną 2009 roku - dodaje. Póki co do 15 września tego roku ze Stadionu Dziesięciolecia wynieść muszą się kupcy. Do tego czasu powinno być już wiadomo, czy Narodowe Centrum stanie w miejsce obecnego stadionu, czy tuż obok. Bardziej kłopotliwa od budowy nowego obiektu jest bowiem rozbiórka starego.

- Nie da się przecież wywieźć gruzu w jeden dzień furmankami - mówi minister sportu. Sporo kontrowersji budzi również kwestia stadionów w Krakowie i Chorzowie, które znalazły się poza czwórką zgłoszoną do organizacji meczów Euro, a które mogłyby być gotowe znacznie wcześniej.

- Na razie zgłosiliśmy cztery miasta (Warszawa, Gdańsk, Wrocław i Poznań - red.), ale będziemy ubiegać się o włączenie dwóch dodatkowych, bo mamy takie prawo. Będą to Kraków i Chorzów - uspokaja Jakubiak. Jej plany i obietnice wydają się sensowne. Zrujnować je mogą jednak ewentualne przyspieszone wybory parlamentarne...

Gazeta Krakowska/PIOTR WIERZBICKI
________________________________________

Tym, którzy kierują sie tylko tytułami i są podatni na "tendencyjne" artykuły chciałem tylko powiedzieć, ze chodzi o to:
__________________________________________
Euro 2012: gwarancje rządu już wzięły w łeb
Euro 2012: gwarancje rządu już wzięły w łeb
Euro 2012: gwarancje rządu już wzięły w łeb
______________________________________________
> Ten krzykliwy tytuł odnosi sie tylko do dwóch zdań w artykule:

"Dziś zaś wiadomo ze stuprocentową pewnością, że z budową stadionu w Warszawie nie zdążymy do połowy 2010. A takie gwarancje dał UEFA polski rząd, przed ogłoszeniem decyzji o wyborze organizatora ME."

Jest też inne zdanie w artykule:
>>> - Jestem przekonana, że umowę da się renegocjować, tak jak zrobili to choćby Portugalczycy przed MEw2004 roku - przekonuje Jakubiak. Nieodwołalnie wszystkie obiekty muszą być gotowe na rok przed pierwszym meczem mistrzostw, czyli w lecie 2011 roku.

Co by przeszkadzało komu gdyby tytuł brzmiał:
________________________________________________
"Euro 2012? - Wszystko będzie gotowe już w 2011 roku"
"Euro 2012? - Wszystko będzie gotowe już w 2011 roku"
"Euro 2012? - Wszystko będzie gotowe już w 2011 roku"
________________________________________________________
O_O szok... prawda - jak takie coś można pisać?!?!???!!!!!!!!
Ahh ta polska fantazja, nieodpowiedzialność i wymachiwanie szabelką

Obydwa tytuły są tendencyjne - media kreują nasze podejście do wielu spraw i nasze poglądu.
Czy tego chcemy czy tez nie....

1. Portugalia wynegocjowała przedłużenie terminu - były tam ataki na rząd i jego kompetencje czy raczej na organizatorów?
2. Grecja do ostatnich dni przed olimpiadą budowała obiekty - - były tam ataki na rząd i jego kompetencje czy raczej na organizatorów?
3. Włochy organizując olimpiadę w Turynie b. dużo popełnili błędów i usterek - czy raczej na organizatorów?
Na ostatnie ja odpowiem - nie było NIC - dużo rzeczy o olimpiadzie w Turynie dowiedziałem sie z zagranicznych mediów.

My za to jesteśmy już KATOWANI 5 lat!!! przed inauguracją !!!
Jak można mieć dobre samopoczucie jako Polak/Polka i wierzyć w swoje siły.
Rzymianin - Ty jak się czujesz jako Polak? Tutaj w Rzymie?
Wlosi, Niemcy lub inni nie maja sie czego czepiac. Niech sami mysla o wlasnych sprawach a pozniej niech zajmuja sie tym czym sie dzieje poza granicami. Latwo bylo makaronom i niemcom srac na polakow po tym jak uparli sie na ostatnim szczycie europejskim, a o wiele mniej sie mowilo o zabojadach i anglikach, ktorzy narobili wiekszego gnoju.
W Polsce tez jest latwo bic na alarm o byle co, a media odgrywaja w tym wielka role. Jak zwykle radze przeczytac wiadomosci z roznych zrodel, i nie zatrzymywac sie tylko na tytulach i pierwszyc dwoch, trzech linijkach.
Co do robot ktore musza byc wykonane na Euro 2012 bym sie nie przejmowal. Masz racje kiedy piszesz ze jestesmy katowani na 5 lat przed inauguracja. Na razie sytuacja nie jest najlepsza ale mam nadzieje ze sie zmieni a nasi politycy przestana byc zajeci bezsensownymi klutniami i zajma sie czym bardziej pozytecznym i sensownym.
Temat przeniesiony do archwium.

 »

Pomoc językowa