bylam na 3 roku studiow, pewien chlopak tez. on uczyl sie wloskiego od roku, bo zalezalo mu bardzo na wyjezdzie na stypendium do wloch, na poczatku 3 roku zaczal mnie namawiac na wyjazd, ze na pewno dam sobie rade, ze cale to stypendium za granica to fajna sprawa. ja wloskiego nie umialam w ogole, ale o wyjezdzie zaczelam myslec...po miesiacu kupilam ksiazke do nauki wloskiego, zaczelam uczyc sie sama, potem zaczelo sie chodzenie na korepetycje, podobal mi sie ten jezyk. w polowie 3 roku studiow przeszlam pomyslnie przez egzamin rekrutacyjny, dostalam sie na roczne stypendium do wloch. pojechalam, mimo strachu, ze nie dam sobie rady, bylo wspaniale, zdalam tam kilkanascie egzaminow, dzieki temu mam teraz wspaniala prace, zwiazane z j. wloskim oczywiscie. kazde wakacje spedzam we wloszech...sama nigdy nie zdecydowalabym sie na wyjazd....ale ryzykantka jestem i pojechalam, ale gdyby nie namowy tego kolegi nigdy nie znalabym wloskiego. a wiec, jesli o mnie chodzi, to kompletny przypadek, ktory zawazyl na moich losach zawodowych, nie robilabym tego, co robie teraz, gdyby nie... :)