Silvio Berlusconi - sprzedawca snów. /Głównym problemem nie jest Berlusconi, lecz - jak mówimy włosku - berlusconismo. To przypadłość wielu Włochów, którzy są na tyle łatwowierni, żeby kupować te mało wyrafinowane sny o bogactwie
Tomasz Bielecki: Silvio Berlusconi od lat zjednuje sobie Włochów, obiecując im spełnienie marzeń o dobrobycie oraz sukcesie. Dlaczego tak wielu wyborców wciąż mu wierzy?
Gigi Riva, publicysta tygodnika „L'Espresso": Berlusconi nie potrafił spełnić tych marzeń, będąc dwukrotnie premierem, ale wielu Włochów wierzy mu, bo jest świetnym sprzedawcą telewizyjnych snów. Snów, że - jeśli stanie na czele rządu, to wszyscy dostaniemy szansę, by stać się bogaci i piękni jak on sam. A kiedy się zestarzejemy, to tak jak on przeszczepami zagęścimy sobie włosy i podciągniemy skórę na twarzy. Berlusconi nie ukrywa obsesji na punkcie młodości, a to przecież łączy go z ogromną liczbą ludzi.
Takie sny mogą kupować tylko naiwni...
- Głównym problemem nie jest Berlusconi, lecz - jak mówimy włosku - berlusconismo. To przypadłość wielu Włochów, którzy są na tyle łatwowierni, żeby kupować te mało wyrafinowane sny o bogactwie. Berlusconi, może jeszcze nie myśląc o wejściu do polityki, wychowywał sobie tych Włochów od połowy lat 70. za pomocą swych telewizji. W kraju nękanym kryzysami oraz terrorem Czerwonych Brygad media Berlusconiego pokazywały filmy i audycje rozrywkowe z nieprawdziwego świata wyłącznie pięknych kobiet, grzecznych dzieci i rodzin, gdzie największą tragedią nie jest śmierć czy bieda, lecz co najwyżej zdrada. Zamiast ponurych, lecz prawdziwych informacji, sprzedawały barwne plotki.
To przekłamana karykatura włoskiej bella vita?
- Tak, ale pociągnęła włoskie gospodynie domowe, włoskich macho, włoskich dziadków oraz babcie ślepo zapatrzone w ekran telewizyjny. Do dziś to te grupy są trzonem jego elektoratu.
Jak Berlusconi przekuł to na poparcie polityczne?
- Swoją pierwszą partię, Forza Italia, założył w zaledwie sto dni, co jego spece od reklamy przedstawiali jako wielki sukces. To był produkt marketingowy budowany przez socjotechników za pomocą niemal codziennych sondaży opinii publicznej oraz trzech kanałów telewizyjnych koncernu Berlusconich. Oczywiście wtedy pomógł kryzys wywołany antykorupcyjną akcją "Czyste ręce", która zmiotła wszystkie tradycyjne partie polityczne.
Kultura tabloidu pleni się w całej Europie, ale chyba nigdzie nie wpłynęła aż tak bardzo na politykę. Berlusconi działał przecież na wolnym rynku, nie miał gwarantowanego monopolu. Co w tym czasie robiły media publiczne?
- Potężna telewizja publiczna RAI ze swymi trzema kanałami nie zaproponowała Włochom alternatywy, lecz przyjęła zasady gry narzucone przez koncern Berlusconiego. To była nasza tragedia. W ten sposób teleturnieje, blondynki oraz plotki zaczęły dominować nad treściami niekomercyjnymi we wszystkich ogólnowłoskich kanałach TV. Kiedy Berlusconi jako premier przejął kontrolę nad RAI, to już nawet nie musiał w niej dużo zmieniać. Tak jest do dziś i we Włoszech, i w wielu innych krajach. My jednak byliśmy pod tym względem chyba pionierami w Europie i może dlatego u nas berlusconismo miało najwięcej czasu, aby się najlepiej zagnieździć.
Czy Włosi jeszcze długo będą kupować sny od Berlusconiego?
- Na szczęście te metody powoli się zużywają. Moim zdaniem w ostatniej kampanii medialny czar Berlusconiego działał słabiej niż kiedykolwiek. On sam wykorzystywał nie tylko efekt polityka gwiazdora, ale też znużenie Włochów nieudanym rządami centrolewicy Romano Prodiego.