Zawsze lubiłem to odludne wzgórze
I ten żywopłot, co po większej części
Skraj horyzontu przed wzrokiem zamyka.
Lecz gdy tu siedząc, tam spojrzeniem sięgam,
Przestwór bez kresu, napełniony ciszą
Człowiekowi nie znaną, kojącą najgłębiej,
Myśli mi ukazują, a serce jest skłonne
Poddać się trwodze. Jednakże
Dociera do mnie szelest wiatru w drzewach
I nieskończoną ciszę do tego szelestu
Przyrównuję: a wtedy mam za wieczne
I czasy dawno zmarłe, i czas nasz,
Jeszcze życiem tętniący, i jego głos. Tak oto
Na ten bezmiar pozwalam wpływać moim myślom,
By rozbić się i tonąć z radością w tym morzu.
a to ten sam wiersz w przekładzie Kasprzysiaka