Zamordowany sen o integracji

Temat przeniesiony do archwium.
Morderstwo 20-letniej Hiny Naseem wstrząsnęło Włochami nie tylko dlatego, że było okrutne i że dokonali go najbliżsi. Włosi po raz pierwszy zdają sobie sprawę, że wśród nich mieszka milionowa wspólnota islamska. Która nigdy nie będzie taka jak oni.


12 sierpnia w Sarezzo pod Brescią ojciec, wuj i szwagier poderżnęli gardło 20-letniej Hinie Naseem za to, że okryła rodzinę hańbą. Związała się z Włochem i nie chciała słyszeć o zaaranżowanym przez rodzinę małżeństwie z kuzynem mieszkającym w pakistańskim Pendżabie. Pierwszy wśród włoskich muzułmanów mord „w obronie honoru” wywołał w Italii powszechne oburzenie oraz falę polemik i refleksji. Wyziera z nich fiasko włoskich zabiegów integracyjnych. Milion włoskich muzułmanów umie świetnie korzystać z przywilejów demokracji, ale nie jest w stanie zaakceptować jej podstawowych zasad. Dotychczas otwarcie odważyła się o tym pisać jedynie Oriana Fallaci. Teraz rząd Romana Prodiego zapowiada gruntowną rewizję polityki imigracyjnej.

Morderstwo budzi Włochy ze snu

Jak większość z trzech milionów mieszkających tu imigrantów 55-letni dziś Mohammad Saleem przybył z Pendżabu do Włoch nielegalnie. W 1989 roku zalegalizował pobyt, korzystając z jednej z wydawanych tu co kilka lat ustaw, które akceptują nielegalnych imigrantów mających pracę (w ten sposób z podziemia wyszło dwa lata temu 650 tysięcy osób, a w tym roku – 350 tysięcy). Dziewięć lat później Mohammad ściągnął z Pakistanu żonę i sześcioro dzieci, a pięć lat temu kupił dom w Sarezzo. Później sprowadził z Pendżabu brata, szwagrostwo, dwóch zięciów i synową.
Jako człowiek sukcesu skrupulatnie przestrzegający tradycji i zasad islamu cieszył się wielkim szacunkiem w 12-tysięcznej społeczności pakistańskiej Brescii i okolic. Jego zmartwieniem była jednak zbuntowana córka Hina. Już cztery lata temu, gdy miała 16 lat, oskarżyła ojca o próbę gwałtu, potem kilkakrotnie o pobicia, ale w końcu wszystko odwoływała. Ojciec zgodnie z tradycją już dawno wyswatał ją z dalekim kuzynem z Gudżaratu. Ale Hina rok temu poznała 32-letniego cieślę Giuseppe. Zamieszkała z nim, mieli się pobrać, gdy ukochany uzyska rozwód. Hina znalazła pracę w pizzerii. Żyła jak miliony jej włoskich rówieśniczek – kochała dyskoteki, zaczęła palić i pić wino. Na co dzień ubierała się w bluzki z głębokim dekoltem, minispódniczki albo odsłaniające pępek dżinsy, ale na czas odwiedzin u rodziców zakładała kwef, przemieniając się w gorliwą muzułmankę. Jednak wieść o zbuntowanej, grzesznej Hinie rozeszła się w islamskiej społeczności Brescii.
Wtedy, jak podejrzewa włoska policja, zdesperowana rodzina, chcąc odzyskać utracony honor, postanowiła zgładzić Hinę. Ojciec znalazł kupca na dom i wyprawił rodzinę do Pakistanu. W Sarezzo pozostali tylko wykonawcy wyroku: ojciec Mohammad, wuj Tariq i 27-letni szwagier Mahmood. Zadzwonili do pizzerii, mówiąc Hinie, że przyjechał krewny z Paryża i przywiózł prezenty. Ale na Hinę w domu czekały tylko trzy kuchenne noże.
Nazajutrz zaalarmowani przez Giuseppe policjanci wyłamali drzwi pustego domu. W ogrodzie znaleźli zakopane ciało Hiny z poderżniętym gardłem, spowite w biały całun, z głową zwróconą ku Mekce. Ruszyła wielka obława policyjna. Dwa dni później ojciec i wuj sami zgłosili się na policję. Mohammad wziął całą winę na siebie. Wyjaśnił, że Hina „była dziwką, bo zachowywała się jak inne dziewczyny”. Wuj nie mówił nic, bo nie zna włoskiego. Obaj korzystają teraz z prawa do milczenia i chodzą po swoich celach, recytując wersety Koranu. Trzeci morderca, szwagier Mahmood, zapadł się pod ziemię.

Koszty świętego spokoju

Włoskie media przez kilka dni ociekały krwią Hiny i cała Italia trzęsła się z oburzenia na „średniowieczne islamskie obyczaje”. Potem krwawe obrazki ustąpiły miejsca analizom, polemikom i dyskusjom o islamskich imigrantach. Włosi – zarówno politycy, socjologowie, duchowni, jak i zapytany na ulicy przechodzień – sprawiają wrażenie ludzi, którzy dopiero teraz ze zdumieniem konstatują, że wśród nich, a właściwie obok, w obyczajowym i nierzadko geograficznym getcie, żyje milionowa i stale rosnąca islamska społeczność.
Włosi zupełnie nie panują nad nielegalną imigracją. W ciągu ostatnich dwóch lat ujawnił się niemal milion nielegalnych przybyszy. Większość wjeżdża na podstawie wizy turystycznej albo zaproszenia od mieszkających w Italii lub jakimkolwiek kraju UE znajomych czy krewnych. Natychmiast zapadają się pod ziemię i czekają na kolejny dekret, który na podstawie umowy o pracę obdarzy ich prawem pobytu. Najbardziej zdesperowani przypływają z Afryki chybotliwymi łódkami, nierzadko przypłacając to życiem. Ale to margines – zaledwie 20–25 tysięcy rocznie. Deportować takiego mrowia ludzi nie sposób, a często nie ma dokąd. Wobec tego Włosi uznali, że lepiej ich zalegalizować i mieć pod kontrolą, ściągając przy okazji podatki. W ten sposób najdynamiczniej rozwija się imigracja z krajów islamskich. Jeszcze osiem lat temu w Italii legalnie mieszkało pół miliona muzułmanów, teraz dwa razy tyle.
Prowadzoną wobec tych ludzi politykę integracyjną ochrzczono niedawno „buonismo”, czyli „dobrotliwość”. Na koszt państwa budowano meczety (128 w całych Włoszech), tysiące domów modlitwy i setki centrów kulturalnych, gdzie swoją siedzibę mają dziesiątki fasadowych organizacji włosko-islamskich. Reszty dokonała poprawność polityczna, w imię której w wielu szkołach ze względu na islamskich uczniów zdjęto krzyże i zrezygnowano z jasełek i choinki.
Buonismo, po pierwsze, wyrosło na gruncie naiwnej nadziei, że obdarzeni przywilejami włoscy muzułmanie otworzą się i zintegrują. Po drugie i ważniejsze, po zamachach 11 września Włosi chcieli w ten sposób kupić sobie spokój. I kupili. Do zamachów terrorystycznych nie doszło. W zamian włoskie władze przymykały oko na wszystko, z wielożeństwem, więzieniem i maltretowaniem w domach kobiet włącznie.
W ten sposób zamiast choćby zalążków integracji Włosi dochowali się milionowej społeczności islamskiej, która żyje za religijnym, obyczajowym i politycznym murem. Doszło do tego, że nieśmiałe próby egzekwowania zapisów konstytucyjnych ze strony włoskich władz tutejsi muzułmanie uważają teraz za dyskryminację, nieuprawnioną ingerencję i świętokradztwo.
Nie chodzi tylko o stosunek do kobiet. Trzy lata temu bez porozumienia i zezwolenia ministerstwa edukacji mediolańscy muzułmanie otworzyli islamską szkołę podstawową i tam, zamiast do szkół włoskich, zaczęli posyłać swoje dzieci. Władze przez dwa lata nie reagowały, a gdy rok temu wybuchł skandal i szkołę zamknięto, doszło do gwałtownych protestów. Włoscy muzułmanie zaczęli się domagać stworzenia we włoskich szkołach klas islamskich ze specjalnym programem.
Gdy 11 sierpnia włoska policja pod wpływem wieści z londyńskiego Heathrow w wielkiej akcji aresztowała ponad stu muzułmanów za posiadanie fałszywych dokumentów, nielegalny pobyt, handel narkotykami i przestępstwa podatkowe, społeczność islamska, nie posiadając się z oburzenia, oskarżyła MSW o dyskryminację. Można było odnieść wrażenie, że policja złamała niepisaną umowę – wy nie zajmujecie się terroryzmem, a my w zamian dajemy wam święty spokój.

Obywatelstwo na warunkach państwa

Pod wpływem mordu na Hinie Włochów po raz pierwszy zaczęło naprawdę interesować, co myślą i w co wierzą ich muzułmańscy sąsiedzi. Przez włoskie media przeparadowały dziesiątki imamów stojących na czele przeróżnych organizacji islamskich. Jak jeden mąż zdecydowanie potępili zbrodnię w Sarezzo, dowodząc, że ten mord nie ma nic wspólnego z religią, a wszystko z obyczajami panującymi na wsiach pakistańskiej części Pendżabu.
Gdy jednak posłuchać uważniej, reakcje nie są tak jednoznaczne. Jeden z imamów stwierdził, że Mohammad przesadził, bo zgodnie ze Świętą Księgą powinien spuścić córce solidne lanie. Włoski oddział Islamskiej Ligi Antydefamacyjnej potępił mord, ograniczając się do przypomnienia, że Włochy to nie Arabia Saudyjska ani Pakistan, więc takich rzeczy tu robić nie wolno. Natomiast Związek Organizacji Islamskich we Włoszech oskarżył włoskie media o histerię i chęć wywołania antyislamskich nastrojów. Przewodnicząca Związku Marokańskich Kobiet ubolewała w „La Repubblica”, że jedyna szczera reakcja włoskich muzułmanów na tragedię Hiny sprowadza się do pytania: „I po co tyle hałasu o dziwkę, która powinna słuchać ojca?”. Z sondażu wśród muzułmanów na ulicach Brescii wynika, że Hina zdecydowanie powinna wyjść za kuzyna w Pendżabie, miejsce kobiety jest w domu, a małżeństwo z chrześcijaninem to grzech.
Przy okazji „Corriere della Sera” z 20 sierpnia informuje, że Związek Organizacji Islamskich w oficjalnych oświadczeniach potępił zamachy w Madrycie, Londynie i udaremnioną ostatnio próbę wysadzenia samolotów, ale jego przewodniczący naucza w meczecie, że były to prowokacje zachodnich służb. Ta ostatnia, na Heathrow, miała odwrócić uwagę świata od izraelskiej akcji w Libanie. Natomiast rzecznik tej organizacji na swojej stronie internetowej wzywa do unicestwienia Izraela i stworzenia wielkiego państwa islamskiego z Europą włącznie.
Rząd zapowiada rewizję polityki imigracyjnej. Imigranci mają dostać włoskie obywatelstwo po pięciu latach legalnego pobytu, ale pod warunkiem że zdadzą egzamin z języka i znajomości włoskiej kultury, zrezygnują z aranżowania małżeństw i będą traktować kobiety „po zachodniemu”. Powstanie też telefon zaufania dla prześladowanych islamskich kobiet.
O integracji nikt już nie mówi, bo stało się jasne, że włoscy muzułmanie, przyjeżdżając do Italii, natychmiast przystępują do rekonstrukcji świata, z którego przybyli. Korzystają przy tym w pełni z praw demokratycznego państwa, nie akceptując jego zasad i obowiązków. Intelektualna lewica, która wyklęła piszącą o tym Orianę Fallaci, nabrała wody w usta.


Piotr Kowalczuk, Rzym
http://przekroj.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=2037&Itemid=61
Wiesz inf. tak się zastanawiam (wiem, że to nie do końca na temat) - czy ty w ogóle wyjeżdżałeś kiedyś za granice? Byłeś kiedykolwiek we Włoszech? Czy wyrobiłeś sobie zdanie na temat tego kraju tylko na podstawie reportaży takich jak ten?
Ciao Inf.juz jestes, martwilam sie o ciebie

« 

Pomoc językowa - tłumaczenia