ja na poczatku tez sobie chwalilam moja tesciowa, tzn jakies 7 lat temu, wrecz mowilam ze to nie tesciowa lecz przyjaciolka, ale potem z czasem , poznajac ja lepiej zrozumialam jaka jest zaborcza i ze chcialaby we wszystkim uczestniczyc i o wszystkim decydowac. ja nie znajac jej dobrze myslam, ze jak to na poczatku che byc mila (i dalej jest), pomocna, chce mnie ze wszystkim zapoznac,dodam ze z wloskim juz sobie radzilam, ale z czasem jak sie stawalam coraz b. samodzielna, ona ciagle tam byla, nie odstepowala nas na moment, chociaz mieszkalismy juz sami, ona miala klucze, przychodzila kiedy chciala, sprzatala, prasowala, przynosila do jedzenia, bo w/g niej ona wszystko robi najlepiej. najgorsze jest ze komentowala wszystko to co robimy, kupujemy itd, nawet (to juz pozniej) jak ubieramy naszego syna. byla nie do zniesienia i to nie tylko ja tak sadze lecz rowniez moj maz, tak wiec caly czas trzeba bylo sie z nia klocic, potem sie obrazala, a za kilka dni znowu to samo. a ponadto wszystko ona uwazala ze to my ja zle traktujemy, ze ona sobie na to nie zaslugoje i ciagle robila z siebie ofiare. chciala podejmowac za swojego syna wszystkie decyzje. zas jesli chodzi o stosunek do mnie to nie skarze sie pod tym wzgledem, wiele razy powtarza ze jestesmy jej zyciem, ze sie dla nas poswieca, i ze mi vuole bene, ale dlaczego musi byc taka natretna?