Przepraszam, ale nie jestem kretaczką. Jak mnie ktoś ze znajomych pyta o szczególy mojego życia, to odpowiadam. Nie rozumiem o jakie dowalenie chodzi. Mnie sie moje zycie podoba i nikomu nic do tego. Mam takie życie z wlasnego wyboru i nie chce tego zmieniać. Czy to bląd, że sie nie rozkladam przed każdym facetem, ktory mi powie komplement? Nie lece na ilość, tylko na jakość i nie mam w tym temacie problemu. Nie musze znosić porozwalanych skarpetek, pitrasić obiadki, uśmiechać sie itd tylko dlatego aby sie przypodobać. Wyznaje zasade "kochaj, kochaj, kochaj, a jak nie to wynocha". Stały partner mnie nie interesuje. Szybko sie nim nudze. Jasne?
Życze wam abyscie też doszly do tego wniosku.