czwartek, 08 listopad 2007
„Nadszedł czas, żebyśmy zablokowali ten napływ za pomocą prawa, które usunie nieproszonych, a w szczególności tę narodowość.” Na szczęście nie są to słowa francuskich przeciwników eurokonstytucji o Polakach. Cytat ten pochodzi z australijskiego dziennika ,,World`s Work” z sierpnia 1914 roku i dotyczy Włochów.
Długą drogę od nędzy do bogactwa przebył ten naród. Wcześniej na ogół biedni i zacofani, w wyniku powojennego cudu gospodarczego należą dziś do grupy G8. Znaczącą część historii Włoch zajmuje emigracja, która przybrała ogromne rozmiary szczególnie na przełomie XIX i XX wieku. Szacuje się, że w latach 1876-1976 Italię opuściło łącznie 27 milionów ludzi szukając godnych warunków życia we wszystkich wówczas rozwiniętych krajach świata. Okres ten nazywa się „wiekiem wielkiego exodusu”. Myliłby się każdy, kto by przypuszczał, że byli oni zawsze przyjmowani z otwartymi rękami.
Syndrom lustra
„Nie możemy pozwolić naszym dzieciom chodzić ulicą, jeżeli nie chcemy ryzykować, że wrócą do domu nabawiwszy się wszy albo innych pasożytów od brudnych włoskich dzieci. -...] Uważamy, że wspólne życie cywilizowanych mieszkańców i tych półdzikusów jest na dłuższą metę nie do zniesienia.” To fragment petycji mieszkańców do rady kantonu w Bazylei w 1901 roku. Podobnie brzmi dzisiaj wiadomość, że w prowincji Cuneo włoscy rodzice przenoszą swoje dzieci ze szkół, w których uczy się za dużo obcokrajowców. Utrzymują, że uczęszczanie do jednej klasy z dziećmi imigrantów jest dla małych Włochów ograniczające. Role się odwróciły.
Obecnie w Italii z roku na rok coraz bardziej uwidaczniają się postawy ksenofobiczne. W zeszłym roku głośna była sprawa dwóch karabinierów, którzy bez powodu znęcali się na jednym Marokańczykiem pod pretekstem kontroli ulicznej. Na ich nieszczęście, incydent został sfilmowany za pomocą telefonu komórkowego przez przypadkowego świadka i film obiegł całe Włochy. Europarlamentarzysta z ramienia Ligi Północ Mario Borghezio swego czasu demonstracyjnie zabrał ze sobą do pociągu środek dezynfekcyjny, ponieważ „Nigeryjki i ich gigantyczni żigolacy często kładą swoje nagie i śmierdzące stopy na siedzenia, załatwiają toaletę osobistą i żrą pokarmy brudząc pociągi.” Podobna wypowiedź na temat włoskich emigrantów na początku XX wieku zostałaby zaliczona do łagodnych. Włosi bywali nie jeden raz poniżani jako „naród żebraków”, „ludzie z motyką” czy „bracia wołu”. Dziesiątki razy dochodziło nawet do pogromów ludności włoskiej. Te najbardziej znane to: masakra Włochów w Nowym Orleanie w 1890 roku, „rozprawa” francuskich robotników kopalni soli z robotnikami włoskimi w Aigues-Mortes w 1893, „Wielkie Polowanie na Włocha” w Zurychu w 1896, masakra w Tallulah w stanie Luizjana w 1899 czy pogrom w miasteczku złota Kalgoorlie w Australii w 1934. Powody, którymi kierowali się miejscowi, były zawsze te same: „kradną nam pracę, śmierdzą, szerzą przestępczość”. Największy jednak z powodów przemocy, o którym nigdy nie wspominano, to nienawiść.
Prawem w imigranta
Coraz więcej Włochów uważa, że należy zaostrzyć przepisy dotyczące prawa wstępu do ich kraju obywateli państw biednych, takich jak Albania, Maroko czy Etiopia. Przez długie lata dziesiątki obywateli Włoch przekraczały nielegalnie „zieloną” granicę włosko-francuską w Alpach, Przełęczą Św. Bernarda. Przeprawy odbywały się zazwyczaj nocą, w ekstremalnych warunkach atmosferycznych. Wielu ryzykantów nie docierało do celu. Ostatni Włoch, który stracił życie próbując dostać się na terytorium Francji w ten sposób, został odnaleziony 1 stycznia 1962 roku. Nazywał się Marco Trambusti i marzył o pracy fryzjera w Lyonie. Nie starał się o wizę francuską w przekonaniu, że „zacofanemu makaroniarzowi” z pewnością by jej nie przyznano. Dziś Św. Bernarda, zwanego niegdyś „Przełęczą Diabła”, w obawie przed służbami granicznymi przemierzają Słowianie, Rumuni, Kurdowie, Chińczycy...
Role się odwróciły. Kiedyś, nie więcej niż sto lat temu, włoskie dzieci były potajemnie sprzedawane do pracy we francuskich hutach szkła, aby zarabiać na utrzymanie ledwo wiążących koniec z końcem rodziców. Młode Włoszki „szmuglowano” do domów publicznych na całym świecie. Dziś we włoskich mediach raz na jakiś czas pojawiają się informacje typu: „karabinierzy odkryli minifabrykę, w której pracowały małe dzieci z Chin”. Pod koniec XIX wieku paryski działacz związku zawodowego narzekał, że Włosi wykorzystywani są przez pracodawców do utrzymywania płac na niskim poziomie: „Ci robotnicy nie mają godności osobistej, wszystko znoszą, opuszczają głowę i pozostają posłuszni.” Wypowiedź brzmi jak dzisiejsza, tylko o kim innym traktuje...
Nie tylko we Włoszech powszechna jest opinia, że środowiska imigrantów to wylęgarnie terrorystów. To jednak właśnie Włoch był człowiekiem, który wysadzając w powietrze Wall Street wstrzymał oddech Nowego Jorku na 81 lat przed bin Ladenem. Bomba zostawiona przez Mario Budę przed bankiem Morgan&Stanley 16 września 1920 roku zabiła 33 osoby i zraniła ponad 200. Był to najbardziej krwawy zamach na terytorium USA do czasu masakry w Oklahoma City. Inny Włoch, Severino Di Giovanni, swego czasu zyskał miano „najbardziej złowieszczego człowieka, który kiedykolwiek stąpał po ziemi argentyńskiej”. Był anarchistą i pewnego razu próbował wysadzić w powietrze katedrę w Buenos Aires. W latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku terroryzował Argentyńczyków wieloma akcjami, aż w końcu został ujęty i skazany na śmierć. Dalszych przykładów rozpolitykowanych fanatyków pochodzenia włoskiego, którzy siali popłoch w zatłoczonych bankach, na stacjach kolejowych czy skrzyżowaniach różnych miast świata, można znaleźć wiele. Zawsze jednak ich liczba będzie znikoma w stosunku do ilości spokojnych, ciężko pracujących i uczciwych wobec swych nowych ojczyzn przybyszy z włoskiego „kozaka”. Faktem jest, że to w Rzymie miał kontakty i został aresztowany w lipcu 2005 roku jeden z inicjatorów zamachów londyńskich. Jednostka to jednak nie jest cała społeczność, a terroryści to niewielki promil środowisk imigranckich we Włoszech. Wyrzucenie wszystkich nie jest dobrym sposobem walki z terroryzmem.
Na garnuszku
Znanym wątkiem związanym z napływem ludności do krajów rozwiniętych jest sprawa świadczeń socjalnych. Imigrantom, również nam – Polakom, często niesprawiedliwie zarzuca się, że chcą przyjechać do danego kraju i natychmiast zamiast ciężko pracować zażądać pomocy społecznej. Włosi też doświadczali podobnych rzeczy. Cytat z amerykańskiego „Century Magazine” z 1913 roku mówi o osobach narodowości włoskiej, że „od razu zdają się szukać pomocy z manierami kogoś, kto mówi: „Oto my. Co macie zamiar dla nas zrobić?” Do tego nalegają tak jakby pomoc im się należała.” Dzisiaj te same zarzuty formułują Włosi pod adresem Albańczyków, Marokańczyków czy Rumunów.
Spirala przemocy
Przykłady i cytaty potwierdzające, jak bardzo pogardzanym narodem byli do niedawna (a gdzieniegdzie może jeszcze są) Włosi, można mnożyć. Coraz częstsze dziś pogardliwe postawy wobec obcych obserwuje się na Półwyspie Apenińskim. Mieszkańcy Italii skarżą się na wzrost przestępczości spowodowany napływem obywateli krajów Trzeciego Świata. Mają w tym trochę racji. Przykłady z ostatnich dni to chociażby pobicie młodej dziewczyny w rzymskim metrze przez dwie Rumunki czy śmierć czworga nastolatków potrąconych przez kierującego ciężarówką po pijanemu 22-letniego Roma w prowincji Ascoli Piceno. Włosi jednakże zapominają o tym, że to oni byli swego czasu przestępczą zarazą w USA, Australii, Anglii czy Szwajcarii. Jedna z ilustracji, bynajmniej nie satyryczna, zamieszczona w amerykańskim „Judge” w czerwcu 1903 roku przedstawia statek w nowojorskim porcie. „Wysypują się” z niego myszy z nożami w zębach i kapeluszami z napisem „mafia”. Podpis pod rysunkiem: „Rozładunek bezprawia”. Tak właśnie postrzegano naród włoski. Do dziś obraz Włocha w amerykańskim kinie to najczęściej mafioso. W jednym z australijskich dzienników tuż po drugiej wojnie światowej ukazał się żart: „Dlaczego na włoskim pogrzebie ciało niosą zaledwie dwie osoby? – Bo kosze na śmieci mają tylko dwie rączki...” Chociaż prawdą jest, że stopa przestępczości wśród obcokrajowców we Włoszech nie jest niska, Włochom nie wypada tak łatwo winą za to obarczać wyłącznie imigrantów.
Znane z autopsji
Polska należy do krajów słabo rozwiniętych w porównaniu z państwami zachodnimi. Wielu naszych bliskich, przyjaciół, znajomych, często nawet my sami wyjeżdżamy za granicę w celach zarobkowych. Niektórzy z nas emigrują wręcz w akcie desperacji. Pracując w Wielkiej Brytanii, Niemczech czy Szwecji nierzadko podejmujemy się najcięższych prac, takich, których w Polsce nigdy byśmy nie zaakceptowali. Często marne warunki naszej egzystencji przypominają te, w jakich żyli kiedyś emigranci z Włoch. Wielu z nas dzięki temu udaje się osiągnąć swój cel, „wyjść na prostą”. Niestety jednak zdarza się, że na obczyźnie bywamy traktowani jak obywatele drugiej kategorii. Polacy bywają oszukiwani przez pracodawców, traktowani bez szacunku, wykorzystywani. Ile to razy słyszeliśmy o kimś, kto przepracował jakiś czas zrywając truskawki gdzieś w Hiszpanii i nie dostał za to tyle, ile obiecywano... O ,,włoskich obozach pracy” w Apulii słyszał każdy. W jeszcze gorszej sytuacji byli kilka dekad temu Włosi – ci, którym teraz się powodzi.
Jeśli w ciągu najbliższych lat naszych ziemi nie spustoszy żadna wojna ani kataklizm, fundusze unijne będą napływać, a koniunktura nie ulegnie znacznemu załamaniu, to prawdopodobnie w połowie XXI wieku Polska będzie krajem o bardzo wysokim standardzie życia. Wtedy siłą rzeczy zaczną przyjeżdżać do nas ludzie z biedniejszych zakątków kuli ziemskiej, żeby znaleźć pracę i osiedlić się. Czy będziemy potrafili zrozumieć ich i ich położenie? Czy nie zapomnimy, że kiedyś sami stanowiliśmy tanią siłę roboczą w krajach lepiej rozwiniętych? Czy nie zaczną rodzić się w nas stereotypy i uprzedzenia wobec imigrantów? Czas pokaże. Przykład Włochów uwidacznia, jak łatwo zapomnieć o własnej przeszłości i gardzić tymi, którzy w rzeczywistości są takimi samymi ludźmi. Kilka lat temu włoski publicysta Gian Antonio Stella w dedykacji do swej książki „Horda. Kiedy to my byliśmy »Albańczykami«” napisał: „Dla mojego dziadka Toniego „Cajo”, który spożywał chleb i poniżenie w Prusach i na Węgrzech. Byłby zdegustowany tymi pozbawionymi pamięci, którzy dziś plują na takich jak on.” Chciałbym, żeby nasze wnuki nie musiały pisać podobnych rzeczy...