Co roku imigranci porzucają ojczyste kraje, rodziny, przyjaciół i z niewielkimi oszczędnościami stawiają czoło podróży życia. Jednak warunki jakie zastają we Włoszech często różnią się bardzo od tych, które sobie wyśnili.
Polacy, którym "drogę do raju" ułatwili nieuczciwi pośrednicy zamiast urządzonego pokoju zastawali śmierdzące materace. Kilku niezadowolonych lub opornych skończyło "pod oliwką". Kilkudziesięciu zaginionych nadal poszukuje policja. Nie oznacza to, że wszyscy trafili do obozów przymusowej pracy i zginęli z ręki pomidorowej mafii. Są i tacy, którzy ukrywają się z wyboru. Jedni niczego się nie dorobili i wstydzą się powrotu do kraju, inni popadli w alkoholizm i żebrząc wegetują na ulicach.
Ciężki los emigranta
Problem bezdomności imigrantów we Włoszech nie dotyczy tylko Polaków. Znacznie liczniejszą grupę stanowią Afrykańczycy, Rumuni, Albańczycy i obywatele wielu biedniejszych krajów Europy i Azji. Morze Śródziemne pochłonęło wiele ofiar nielegalnej imigracji. Barki wypełnione po brzegi mężczyznami, kobietami i dziećmi tonęły nim nadeszła pomoc. Stłoczeni ludzie jechali lub płynęli wiele dni jeden na drugim. Towarzyszył im nieustannie strach, że zostaną odkryci przez władze i odesłani do domu. W 2007 r. zginęło 670 imigrantów próbujących przedostać się przez granice. Tylko w lipcu ub. r. zginęło 217 osób (79 osób utonęło w Kanale Sycylijskim, 98 - w trakcie żeglugi do Hiszpanii). Nie o wszystkich zatonięciach statków wiadomo, wiele żeglowało tak, by uniknąć patroli, pozbawiając się jednocześnie pomocy w razie katastrofy. Od 1988 do końca 2007 r. zanotowano 9792 udokumentowanych zgonów imigrantów w Europie, a 3642 osoby uznaje się za zaginione. W ciągu tych 20-tu lat najwięcej ofiar pochłonęła żegluga, ale nie brakuje również incydentów ulicznych, zmarłych z biedy na bezludziu czy po nieudanych próbach przejścia przez przełęcze górskie.
Zapomniani
W kostnicy szpitala Riuniti di Foggia są jeszcze zwłoki imigranta zmarłego w 2004 r. Ciała, których nikt nie potrzebuje, których rodzice czy krewni nie chcą pochować. Dlaczego? Z powodu zbyt wysokich kosztów transportu zwłok do kraju, które musi ponieść rodzina. W Poliklinice foggiańskiej w jednym tylko pokoju umieszczono osiem ciał obcokrajowców, którzy w wyśnionej Italii nie znaleźli lepszej przyszłości. Te zwłoki czekają od dawna na godny pochówek. Nikt nie przynosi jednak kwiatów, niczyja łza nie ześlizgnie się po całunie okrywającym ciało. Pamięć o zmarłym zawarta jest jedynie na małym kawałku papieru. Nad wejściem do kostnicy wisi obraz św. Ojca Pio, który błogosławi cierpiących krewnych wchodzących do kostnicy, lecz w chłodni - oprócz dozorcy - od dawna nie ma żywego ducha. Cztery lata temu na jednym z pól należących do plantatora pomidorów zmarł na zawał 30-letni mężczyzna, Janusz. Starzy, ubodzy rodzice choć wiedzieli o śmierci syna, nie byli w stanie pokryć kosztów sprowadzenia zwłok do kraju. Nie potrafili również zwrócić się do kogokolwiek o pomoc, i przez długie miesiące się jej nie doczekali. Czasem trzeba mieć po prostu szczęście, by umrzeć we właściwym miejscu i we właściwym momencie...