Witam wszystkich.
2 tyg. temu wrocilam z Neapolu. Opisze w kilku slowach swoje perypetie z wloskimi chlopcami. Nie mowie, ze wszyscy sa tacy sami, bo wiem doskonale, ze to nieprawda. Ja znam tylko neapolitanczykow i jednego rzymianina, nie chce, bron boze, generalizowac. Napisze po prostu, jak wygladaly moje wlasne z nimi relacje. W Neapolu bylam 5 miesiecy. Wiedzialam od zawsze, ze Wlosi sa piekni, ale jak znalazlam sie na lotnisku w Rzymie i zobaczylam ich tam wszystkich na wlasne oczy, nogi ugiely sie pode mna, osunelam sie na walizke i przez kilkanascie minut nie moglam dojsc do siebie. Nigdy wczesniej nie bylam w poludniowej czesci Europy, a mam niesamowita slabosc do brazowolicych brunetow, blondyni nie dla mnie...Zrozumialam, ze oto jestem, niczym piecioletnie dziecko w cukierni, albo w sklepie z zabawkami- chce to wszystko, co widze! Znalazlam sie w Neapolu i szok sie nasilal- ta mnogosc sniadych, pachnacych, zadbanych, slicznych mezczyzn- byli wszedzie! Pelni zycia, rozesmiani, bezposredni..Zaczepki co krok na ulicy wydawaly mi sie ujmujace i sympatyczne- odpowiadalam usmiechem i szlam dalej. Nigdy nie zostalam w jakikolwiek sposob obrazona, czy zniewazona, za to czulam w koncu, ze oto kraj, gdzie docenia sie i w odpowiedni sposob gloryfikuje moje kilkunastoletnie wysilki, srodki finansowe, wyrzeczenia, by wygladac tak, jak wygladam. Same dobrze wiecie, drogie panie, ze tu, w Polsce, jedyne na co mozecie liczyc (i to nie zawsze), po spedzeniu przed lustrem dwoch godzin i wyjsciu z domu w stanie doskonalym, to ukradkowe, aprobujace spojrzenie ze strony waszych, jakze "wylewnych" rodakow.
Zaczelam poznawac ludzi, powoli zyc w Italii. W pewnym momencie przyjelam zaproszenie na kawe od pieknego, poznanego przez znajoma Wloszke policjanta, Marco. Juz po kilku minutach stalo sie jasne, ze kolega ma trudnosci z utrzymaniem rak przy sobie, wiec mu wyraznie wytlumaczylam, ze w moim przekonaniu niezupelnie tak wyglada wyjscie na kawe...Grzecznie przeprosil i bylo ok, wiec spotkalam sie z nim znowu i znowu. Gdy na czwartym spotkaniu szlismy spacerkiem i zapragnal mnie pocalowac, a ja znow odmowilam (mial bowiem takie pomysly co jakis czas, uznalam wiec, ze zaczyna mnie to meczyc i wiecej sie z nim jednak nie spotkam. Generalnie wydawal sie normalny), Pan Marco po prostu (co tam sie bedzie patyczkowal) sprawnym ruchem (byl naprawde szybki), przycisnal mnie do sciany i sam sobie postanowil wziac, co chcial. Jedyne, co moglam zrobic w tej strasznej sytuacji (przez chwile naprawde sie balam, ze pragnie pozbawic mnie czci!), to ugryzc go w jezyk, wepchniety przemoca w moje usta. Wtedy to odskoczyl ode mnie, szczerze zdziwiony moim wybuchem furii. Koszmar. Po tym incydencie zawiesilam bezterminowo jakiekolwiek spotkania z neapolitanczykami, azeby po uplywie 2 tygodni (coz, jestem tylko czlowiekiem) dac sie namowic na spedzenie slonecznego popoludnia z dlugowlosym Silvio. Spedzilam z nim jednak tylko 10 minut, podstepnie ucieklam, gdy zaczal wypytywac mnie, ni z tego, ni z owego (wczesniej rozmawialismy o studiach, Neapolu i Rzymie, moich planach co do pobytu w Italii), o moje zycie intymne, tak zwane. Tego samego wieczora, na imprezie u znajomej Wloszki, jeden z jej kolegow, Salvatore, podszedl do mnie, przedstawil sie, a po dziesieciu minutach kurtuazyjnej rozmowy o wszystkim i o niczym (gdzie zdazylam wspomniec, ze mierzi mnie bezposredniosc Wlochow i ze tutejsze randkowe zwyczaje sa dla mnie nie do przyjecia, ze to po prostu chamskie), przyznajac mi racje, kiwaniem glowy, nagle pochylil sie i pocalowal mnie w szyje! Wtedy to zalamalam sie, zrozumialam, ze nie jestem w Raju, ze spotykam samych troglodytow, dla ktorych wspolne wyjscie gdziekolwiek jest rowne przyzwoleniu na macanki, caluski. Niewazne, ze zastrzegasz od poczatku, ze to zwykla, kolezenska kawa, ze zachowujesz dystans calym swoim jestestwem, zadnych znakow niewerbalnych, glupich chichotow, jestes powazna kobieta, ktora chce po prostu pogadac. Zupelnie, jakby nie rozumieli, co do nich mowie, podstawa, to probowac i probowac, co jest obrzydliwe.
Dlatego, chcac nie chcac, zrezygnowana i sfrustrowana, nie wyszlam juz potem na zadna randke. Sfrustrowana, bo propozycje padaly od pieknych i wydawalo sie, przemilych mezczyzn. Nauczona jednak gorzkimi doswiadczeniami, jako kobieta "po przejsciach", wiedzialam, jak moga sie przeobrazic, gdy tylko znajdziemy sie na owym spotkaniu...Odmawialam wiec, wymyslajac bajki o nieistniejacym narzeczonym (tylko to jest w stanie ich przekonac, nie ma co probowac innych tlumaczen). W ten sposob jako przemilych pamietam ich do dzis.
Minal jakis czas i poznalam Enzo. Dzis mijaja 3 miesiace od dnia naszego spotkania. Enzo zaintrygowal mnie i zdobyl moje serce tym, ze mnie naprawde sluchal, ze zachowywal dystans, jego komplementy byly oszczedne i wywazone i trzymal lapy przy sobie, dopoki sama go nie pocalowalam. Teraz ja jestem w Warszawie, on w Neapolu i zupelnie nie wiem, co bedzie z nami dalej. Ale to juz inna historia.
Pragne zaznaczyc, ze podczas kolejnych tygodni mojego pobytu w Neapolu poznalam jednak kilku mezczyzn, ktorzy nie byli natarczywi, jak ja to nazywam "molesti". Stali sie moimi serdecznymi kolegami, z jednym bylam nawet na "normalnej" kawie, kiedy potrzebowalam z kims pogadac. I wszystko bylo ok. Generalnie jednak, trzeba uwazac i 2 razy sie zastanowic, zanim ulegnie sie urokowi piwnych oczu neapolitanskiego guaglione...