Cienie i blaski emigracji z miłości

Temat przeniesiony do archwium.
Ciao, jak się masz? - tak zaczyna się moja rozmowa, z jedną z zaprzyjaźnionych tu Polek. Ma na imię Magda i jest grafikiem komputerowym. Zgodziła się opowiedzieć mi swoją historię. Wszystko gra, w porządku dziękuję - uśmiecha się jakby lekko do tego zmuszona. Nie odpowiada, jak pytani o to samo Włosi: "o cudownie, mam się świetnie" nawet jeśli tak nie jest. Typowe pytanie na początek, jak sie tu znalazłaś? Kiedy spotyka sie dwóch Polaków za granicą to pytanie jest jednym z pierwszych. Co Cię ściągnęło do Włoch? Praca, szkoła czy może wakacje?

Na jej twarzy pojawia sie grymas, tak jakby nie chciała zaczynać tego tematu.

- Eh to długa historia. To wszystko przez miłość... Byłam młoda i naiwna. Bardzo naiwna. Jako beztroska studentka informatyki, jeszcze w Polsce poznałam przez internet przystojnego Włocha. Nasza początkowa znajomość od niezobowiązującej przekształciła się w, jak teraz to mogę nazwać, uzależnienie. Rodzaj obsesji. Czatowaliśmy o każdej porze dnia i nocy, aż zdaliśmy sobie sprawę, że nie możemy bez siebie żyć. Cały czas sprawdzałam skrzynkę pocztową i kiedy tylko udawało mi się wygospodarować trochę czasu, spędzałam go w internecie. Mimo, że nie mówiłam po włosku, a on łamanym angielskim, udawało nam się komunikować bez przeszkód.

No i tak od słowa do słowa, relacja przerodziła się w coś więcej jak tylko pogawędki. Wiedzieliśmy o sobie wszystko, właściwie spędzaliśmy całe dnie razem, aż wreszcie zapadła decyzja, że musimy się spotkać naprawdę. Jak to się mówi - w realu. Ja będąc na trzecim roku studiów miałam ułatwioną sytuację, gdyż nie mieszkałam już z rodzicami. Ustaliliśmy, że mnie odwiedzi w moim wynajmowanym z koleżankami mieszkaniu. Vittorio przyleciał na dwa tygodnie. Byłam zakochana po uszy. Właściwie, zanim jeszcze przyjechał, nie pojawiałam się na uczelni, opuściłam sie w nauce. Od jego przyjazdu zmieniło się wszystko.

Zapadła decyzja, że wyjeżdżam z nim. Moi rodzice byli kategorycznie przeciwni tej decyzji. Co zresztą, ku ich rozpaczy, nie miało żadnego wpływu na moje plany. Postanowiłam iść za głosem serca. Miałam opłacony cały semestr, który dopiero co się zaczął. Nie interesowało mnie to, spakowałam się i wyjechałam. To były jeszcze czasy, kiedy Polacy mogli być we Włoszech bez pozwolenia na pobyt tylko przez trzy miesiące. Chcieliśmy tak bardzo być razem, że się pobraliśmy i zamieszkaliśmy u niego. Co, jak się okazało, było dużym błędem.

Dlaczego błędem?

- Jego rodzina mieszka w małej wiosce na Sycylii. Ja byłam przyzwyczajona do dużego miasta. Na Sycylii było przepięknie, ale tylko na początku. Sielanka niestety szybko się skończyła. Dopóki nie mówiłam po włosku, wszystko było inne, cudowne. Odkąd zaczęłam rozumieć więcej, zaczęły mi się otwierać oczy. Poszłam do pracy w jednym z pobliskich barów i powoli uczyłam się języka. Zaszłam w ciażę. Zamiast radości i świętowania skończyło się na wielkiej awanturze, kiedy mu powiedziałam, że spodziewam się dziecka. Mój mąż namawiał mnie do usunięcia ciąży! Tłumaczył, że to nie moment na dziecko, że nie mamy wystarczajaco pieniędzy, ani własnego mieszkania. Nie mieściło mi się w głowie, jak mógł tak zareagować. Miałam nadzieję, że będzie szczęśliwy. Nie spodziewałam się takiej reakcji. Postanowiłam, że bez względu na wszystko, muszę urodzić to dziecko. Zaciskałam zęby, pracowałam i czułam się coraz bardziej sama. Znikąd żadnej pomocy. Nie kontaktowałam się z rodzicami. Rozstaliśmy się skłóceni. Oni od początku nie akceptowali tego związku, teraz z perspektywy czasu widzę, że chcieli dla mnie dobrze.

A co z jego rodziną, nie mogli wam pomóc w jakiś sposób?

Magda uśmiecha się serdecznie...

- Moja teściowa to najwredniejsza kobieta na ziemi. Nie znosił jej nawet własny mąż. Wszystko wiedziała lepiej, ciągle mnie pouczała, zresztą jak wszystkich. W domu nie miało się ani chwili spokoju. Wtracąła sie do wszystkiego, musiała wszystko wiedzieć. Mój teść jej unikał. Całe dnie spędzał w barze, gdzie grał w karty i popijał wino ze swoim kompanami. Tylko w święta, ale przez krótki czas byliśmy zmuszeni być wszyscy razem. Wtedy kłócili się o byle co, atmosfera była nieznośna. Teść uciekał do kumpli, a teściowa sprowadzała sąsiadki z całej okolicy. Całe dnie, na przemian mnie pouczały co i jak powinnam robić. Miałam serdecznie dość takiego życia.
Vittorio zabronił mi pracować. Tłumaczyłam, że ciąża to nie choroba, że czuję sie dobrze i chcę pracować. Poza tym, to zawsze był jakiś grosz. Lubiłam tę pracę. W barze zapominałam o wszystkim, było to jedyne miejsce gdzie mogłam odreagować i choć nie zarabiałam wiele, to byłam zadowolona. Któregoś dnia szefowa mi powiedziała: "nie potrzebujemy ciebie tutaj. Od jutra masz nie przychodzić więcej. Wydało się, że jesteś w ciąży, a my nie chcemy mieć problemów". Wróciłam do domu zrozpaczona. Dowiedziałam się, że to mój mąż wygadał wszystko. Zwolnili mnie, bo on nastraszył właściciela baru. Powiedział, że poinformuje karabinierów, iż właściciel zatrudnia na czarno Polkę. Nie mogłam w to uwierzyć. Ta praca była dla mnie wszystkim. Jednak musiało być, jak chciał Vittorio. Miejsce kobiety w ciąży jest w domu!

Kłótnie wziąż trwały, byłam nerwowa i zmęczona takim życiem. Od teraz byłam skazana na bycie z teściową 24 godziny na dobę. Istne piekło. Nie było z nią żadnej rozmowy, wszystko wiedziała lepiej. Vittorio zaczął znikać, pracował, ale mieliśmy ciągle mniej pieniędzy. Zdarzało się, że nie wracał na noc do domu. Między nami nie układało się najlepiej. Przyłapałam go, jak wysyłał sms-y do pewnej Włoszki i tu zaczęłam się poważnie martwić. Chciałam ratować ten związek, ale nie było już czego ratować.

Będąc w ciąży odkryłaś, że twój mąż miał kogoś?

- Tak właśnie, byłam zdruzgotana. Ale to nie wszystko. Któregoś dnia przez przypadek wydał go nasz sąsiad. Powiedział mi, że Vittorio już od dwóch miesięcy nie pracuje. Zwolnili z pracy mojego męża, a on mi nawet o tym nie napomknął. W takim razie gdzie bywał, co robił przez całe dnie? Codziennie wychodził przecież do pracy. Postanowiłam poważnie z nim porozmawiać, tym bardziej, że byłam w siódmym miesiącu ciąży.

Jak zareagował?

- Tym razem postawiłam mu ultimatum. Powiedziałam, że wiem wszystko, zresztą jak cała okolica. Obiecał, że się zmieni. Jednak starał się tylko przez kilka dni, a potem znów zaczął wracać pijany do domu. Kiedy próbowałam z nim rozmawiać, tesciowa mi mówiła, że powinnam zostawić go w spokoju. Mężczyzna sam wie co ma robić - powtarzała. I tak mijał dzień za dniem.

Wreszcie urodziła się Sara i nie byłam samotna. Nie interesowało mnie już tak bardzo, że jej ojciec był gościem w domu. Skupiłam się całkowicie i wyłącznie na niej, wystarczała mi tylko ona do szczęścia. Vittorio nie wracał do domu na całe tygodnie. A ja byłam na utrzymaniu teściów. Nie było mi łatwo, nie miałam wyjścia. Na szczęście dziś jest już inaczej. Mała urosła i stara się mi pomagać. Tamte czasy to przeszłość.

To Sycylia, a teraz mieszkasz w Rzymie. Co się stało, jak się tu znalazłaś?

- Dogadałam się z teściami, że zaopiekują się małą, a ja będę szukać pracy. Postanowiłam sama walczyć o lepszą przyszłość dla mojej córki i dla mnie. Na Sycylii nie bylo dla nas najmniejszych szans. W okolicy nie mogłam znaleźć żadnej pracy. Za sprawą mojego męża. Musiałam wyjechać, ale nie miałam wystarczająco pieniędzy dla nas obu. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie moja znajoma z Latiny. Miała informację, że ktoś potrzebuje baby sitter dla dziecka. Oferowali mieszkanie i wyżywienie, ale musiałam być sama. Co za ironia losu. Musiałam zostawić moją córkę i jechać na kontynent opiekować się czyimś dzieckiem. Nie miałam wyjścia, wtedy to była dla mnie okazja. Robiłam to dla niej, a jednak czułam się jak wyrodna matka. Miałam ogromne wyrzuty sumienia, do tej pory mam.

Tu jej głos ewidentnie się załamuje...

- Niewiele myśląc spakowałam się i wyjechałam. Na szczęście płacili mi tygodniowo, więc mogłam przesłać pieniążki dla Sary. Nie kupowałam sobie nic. Nie potrzebowałam niczego. Myślałam tylko o niej. Praca jako baby sitter była w porządku, ale w mojej sytuacji nie rozwiązywała wiele. Czułam presję mijających dni. Myślałam co robi moje maleństwo, dzwoniłam ciągle do teściów, była to jedyna forma kontaktu z córką. Teściowa zaczęła pytać o coraz większe pieniądze. Mała rośnie a życie kosztuje mówiła.

Na szczęście udało mi się znaleźć lepszą pracę. Ale ciągle nie było mnie stać na mieszkanie. Praca była w Rzymie, a ja mieszkałam w Latinie. Musiałam dojeżdżać, cały dzień poza domem. Na początku było mi bardzo ciężko. Czasem po prostu brakowało mi na jedzenie.

Nie przyszło Ci do głowy, kiedy było Ci tak ciężko, żeby spróbować zadzwonić do Twoich rodziców?

- Nie miałam odwagi. Czasem się zastanawiałam nad tym, ale nie chciałam ich rozczarowywać jeszcze bardziej. Można powiedzieć że "wypisali mnie z rodziny". Odkładałam wszystko, co zarabiałam i wysyłałam Sarze. W pracy doceniali, że się staram i z czasem stać mnie było na wynajęcie pokoju w Rzymie. Zostawiłam na dobre Latinę. Zaczęłam żyć nadzieją. W głowie miałam poukładany plan. Teściowa chciała ciągle więcej pieniędzy i groziła, że nie będzie odbierać telefonu jeśli nie będę przesyłać systematycznie pieniędzy. Mała dużo je, mówiła, mamy same problemy z nią, ciągle choruje. Stale szukała wymówek, by spytać o więcej pieniędzy. Pewnego dnia powiedziałam: dosyć. Nareszcie mogłam sobie na to pozwolić.

Zaproponowałam, że wezmę córkę do mnie. Rzuciła słuchawką. Natychmiast odnalazł się Vittorio, którego nie słyszałam od bardzo długiego czasu. Postraszył mnie, że jak coś stanie się jego córce, to nie wyjdę z więzienia. Prawnie byliśmy małżeństwem. Nie miałam wyjścia - złożyłam pozew o rozwód. Zaczęła się wojna. Moi teściowie zamienili się nagle w kochających dziadków, mąż w cudownego ojca, a ja byłam wyrodną matką, która zostawiła córkę dla kariery i pieniędzy. Tak przedstawili mnie w sądzie. Bali się, że wystąpię o wysokie alimenty na Sarę. Przez to, chcieli mnie zniszczyć już na początku. Nie miałam pojęcia co zrobić, cały świat, łącznie z moim planem, zawalił mi się na głowę.

Pomyślałam sobie, że muszę go przechytrzyć, zaproponuję więc Vittorio układ. Zrzeknę się jakichkolwiek alimentów, a chcę tylko i wyłącznie moją córkę. To był najbardziej genialny pomysł na jaki mogłam wpaść. Od razu się zgodził, pytał tylko kiedy przyjadę po nią, czy czegoś mi trzeba itd. Nie miałam już cienia wątpliwości. Jak mogłam być tak ślepa, żeby kiedykolwiek wiązać się z tym człowiekiem. Interesowały go tylko pieniądze i nic nie robienie. Wróciłam na Sycylię i nareszcie zabrałam małą. Pożegnałam się krótko z teściami i pojechałyśmy do Rzymu.

Tu powoli odbudowałyśmy nasze życie. Sara musi nauczyć się polskiego. Korzystamy też z terapii psychologa, jest bardzo dużo rzeczy do nadrobienia. Ale najważniejsze, że najgorsze mamy za sobą. Sara szybko rośnie, po wakacjach pójdzie do szkoły. Jak na razie spędza czas z baby sitter, kiedy ja jestem w pracy. Kilka dni temu przygotowałam tylko dla niej nową grę komputerową, w której ubiera wirtualne lalki. Ciągle gra. Uwielbia komputer, właściwie nie mogę jej oderwać od monitora. Nareszcie mamy czas tylko dla nas. Jest dobrze tak jak jest.

Co z wakacjami, gdzie się wybierzecie?

- Mamy w planach kilka dni nad morzem, ale nie wiemy jeszcze gdzie dokładnie pojedziemy. Na pewno nie będzie to Sycylia... - wybucha śmiechem.
...proponuje wszystkim pannom,ktore poznaly jakiegos Wlocha przez internet..zanim sie uzaleznicie od niego i zasypiecie forum sms i mailami do tlumaczenia..wylaczcie poprostu komputer i idzicie z paczka przyjaciol na piwo,cole..na dykotek,zatytulywując posty :POOOOMOOOCYYYY../mysle, ze cos w tym jest w okrzyku 'pomocy'..to jest pierwsze instynktowne wołanie o pomoc waszej podswiadomosci/zdarza sie wiec mi i to dosc czesto ,ze oprocz tlumaczenia/ komentarza dodaje jakies swoje uwagi,ale nie celem uszczypliwosci ale celem odwrocenia waszej uwago od 'osoby wloskiej' a wskazaniu glebszego problemu,ktory wg.mnie zaczyna kielkowac..Robie to z zyciowego doswiadczenia i sewj spostrzegawczosci,byc moze widze swiat inaczej niz wiekszosc..bo wiem za za wszystko trzeba zapalacic ,nic nie ma za darmo .Za gorace uczucie tez sie placi.Pozniejszym cierpieniem.Nie przecze ,ze wielu naszym rodaczkom oraz forumowiczkom pozycie z wloskim malzonkiem uklada sie uroczo+rózowo :D ,wrecz wspaniale.Chce zazanczyc, ze znajomosci internetowe,wakacyjne,nie zawsze sa tymi wlasciwymi,trzeba miec troche dystansu i do siebie i do innych. Chronic przede wszystkim siebie,kochac siebie,dbac o siebie w sensie: nie dopuscic do zranienia. Trzymam za was kciuki dziewczyny,za wasz spryt i mądrosc." Precz z naiwnoscia!" Niech to haslo bedzie waszym sztandarem...w internetowych potyczkach z wloskimi uwodzicielami :D
Gaio, ładnie i mądrze to napisałaś. Przyszła mi na myśl piosenka, którą śpiewa Anna Jantar:
Nic nie może przecież wiecznie trwać
Co zesłał los trzeba będzie stracić
Nic nie może przecież wiecznie trwać
Za miłość też przyjdzie kiedyś nam zapłacić. ...

...znałam Włoszkę... długo tu w Polsce..odeszła...nie wiadomo z jakiego powodu, chyba z tęsknoty..
pozdrawiam :)
moge prosic o tlumaczenie na wloski tego refrenu ? :)
cos znalazlam,bedzie tu pasowalo... Źródło: New York Times http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,60846,5469698,Ekonomia_milosci__popyt_na_uczucia.html dla zachety wklejam fragment :Ogólnie, z rzadkimi wyjątkami, zyski z inwestycji w sytuacje miłosne są z grubsza proporcjonalne do włożonej w nie ilości czasu i poświęcenia. Ilość miłości uzyskana z inwestycji w miłość jest skorelowana z tym w jakim stopniu wnosisz swój wkład w związek.Jeśli inwestujesz troskę, cierpliwość i nie jesteś samolubny, to samo i ty dostaniesz. (Przy założeniu oczywiście, że jest się w związku z kimś, kto cię kocha, a nie jednostronnym romansem z kimś kto nie jest zainteresowany)....W miłości, dane są nawet wyraźniejsze. Należy wiązać się z ludźmi wysokiej jakości. Gdy zauważysz, że znalazłeś się w "śmieciowym" związku, natychmiast go sprzedaj. Takie "śmieciowe" sytuacje mogą wyglądać zachęcająco i uwodzicielsko, ale śmieć pozostanie śmieciem. Strzeż się ich, chyba że kontrolujesz rynek.

(Jak mówię swoich studentom, najpewniejszym sposobem zrujnowania swojego życia jest związanie się z kimś, kto ma wiele poważnych problemów i myślenie, że można zmienić tę osobę.)....Zwrot z naszej inwestycji powinien przynajmniej być równy temu, co zainwestowaliśmy. Jeśli przez dłuższy czas dostajesz mniej, niż wkładasz, wycofaj się....Realistyczne oczekiwania są wszystkim. Jeśli masz nierealistyczne oczekiwania, mało kto im sprosta. Jeśli myślisz, że ni stąd, ni zowąd ktoś wspaniały się w tobie zakocha, to prawdopodobnie jesteś w błędzie. ...Cos w tym jest!ale wg mnie lepszy bylby ten tekst w oryginale
Takie teksty, jak ten o miłości, jako inwestycji, są bardzo szkodliwe, szczególnie dla młodych ludzi dopiero wchodzących w dorosłość.
Przecież to normalne pranie mózgu i zbiór idiotyzmów o wysokim stopniu skoncentrowania.
masz racje co do skomplikowanej tresci artykulu,jest zle przetlumaczony z tad jego brzydota.. :D ale nie zaprzeczysz ze kazdy zwiazek jest inwestycja ,albo ci sie oplaci inwestowac i masz zwroty albo klapa,ruina..wiec cos w tym jest :D
Możliwe, że obserwowany z zewnątrz ma pewne cechy inwestycji, ale przyjmowanie apriori, że są to rzeczy równorzędne i kierujące się takimi samymi prawami, to już cudactwo.
..ale daje kazdej z nas poczucie uczestnictwa w jakims waznym i ryzykownym przedsięwzieciu...kazda juz jest jakby z wlaczona ostrzegawcza czerwona lampka w mozgu..kalkuluje straty..zyski.. hmmm profity...perfumy.. prosecco..zegarek Dolce& Gabbana..No cos w tym jest! Nie jest takie zle..:D
Może nie jest złe, ale gorsze, o wiele gorsze od miłości.:)
Ale MIŁOŚĆ jest ślepa
i zawsze towarzyszy jej Szaleństwo.
Nieprawda, miłość to najwspanialsze uczucie, to nie jest to samo, co zakochanie i erotyczny szał.
Bajka o Miłości i Szaleństwie

Powiadają, że pewnego razu spotkały się na Ziemi wszystkie uczucia i cechy ludzkich istot.
I tak:
• Gdy Znudzenie ostentacyjnie ziewnęło po raz trzeci,
Szaleństwo, jak zwykle obłędnie dzikie, zaproponowało:
- Pobawmy się w chowanego!
• Intryga, niezmiernie zaintrygowana, uniosła tylko lekko brwi,
a Ciekawość, nie mogąc się powstrzymać,
spytała z typowym dla siebie zainteresowaniem:
- W chowanego? A co to takiego?
- To zabawa - wyjaśniło żywo Szaleństwo
- polegająca na tym, iż ja zakryję sobie oczy i powoli zacznę liczyć do miliona.
• W międzyczasie wy wszyscy dobrze się schowacie,
a gdy skończę liczyć, moim zadaniem będzie was odnaleźć.
Pierwsze z was, na którego kryjówkę trafię,
zajmie moje miejsce w następnej kolejce.
• Podekscytowany Entuzjazm zaczął tańczyć w towarzystwie Euforii,
Radość podskakiwała tak wesoło,
iż udało się jej przekonać do gry Wątpliwość,
a nawet Apatię, której nigdy niczym nie dało się zainteresować.
Jednakże nie wszyscy chcieli się przyłączyć.

• Prawda wolała się nie chować,
w końcu i tak zawsze ją odkrywano.
Duma stwierdziła, że zabawa jest głupia,
ale tak naprawdę w głębi duszy gryzło ją,
iż pomysł wyszedł od kogo innego.
Tchórzostwo z kolei nie chciało ryzykować.
• - Raz, dwa, trzy - zaczęło liczyć Szaleństwo.
Najszybciej schowało się Lenistwo,
osuwając się za pierwszy lepszy napotkany kamień.
Wiara pofrunęła do nieba,
a Zazdrość ukryła się w cieniu Triumfu,
który z kolei wspiął się o własnych siłach hen!
Na sam szczyt najwyższego drzewa.
• Wspaniałomyślność długo nie mogła znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca,
gdyż wszystkie kryjówki wydawały się jej idealne dla przyjaciół:
krystalicznie czyste jezioro było wymarzonym miejscem dla Piękności,
dziupla - w sam raz dla Nieśmiałości,
motyle skrzydła stworzono dla Zmysłowości,
powiew wiatru okazał się natomiast najlepszy dla Wolności.
• W końcu Wspaniałomyślność schowała się za promyczkiem słońca.
Z kolei Egoizm znalazł sobie, jak sądził,
wspaniałe miejsce: wygodne i przewiewne,
a co najważniejsze - przeznaczone tylko, tylko dla niego.
• Kłamstwo schowało się na dnie oceanów,
a może skłamało i tak naprawdę ukryło się za tęczą?
Pasja i Pożądanie w porywie gorących uczuć,
wskoczyli w sam środek wulkanu.
• Niestety wyleciało mi z pamięci, gdzie skryło się Zapomnienie,
lecz to przecież mało ważne.
Gdy Szaleństwo liczyło
dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć
Miłość jeszcze nie zdołała znaleźć sobie odpowiedniego miejsca.
W ostatniej chwili odkryła jednak zagajnik dzikich róż
i schowała się wśród ich krzaczków.
- Milion - krzyknęło na końcu Szaleństwo i dziarsko zabrało się do szukania.

• Od razu, rzecz jasna, odnalazło schowane parę kroków dalej Lenistwo.
Chwilę potem usłyszało Wiarę rozmawiającą w niebie z Panem Bogiem.
W ryku wulkanów wyczuło natomiast obecność Pasji i Pożądania.
Następnie, przez przypadek, odnalazło Zazdrość,
co szybko doprowadziło je do kryjówki Triumfu.


• Egoizmu nie trzeba było wcale szukać,
gdyż jak z procy wyleciał ze swej kryjówki,
kiedy okazało się, iż wpakował się w sam środek gniazda dzikich os.
• Trochę zmęczone szukaniem Szaleństwo
przysiadło na chwilę nad stawem i w ten sposób znalazło Piękność.
Jeszcze łatwiejsze okazało się odnalezienie Wątpliwości,
która, niestety, nie potrafiła się zdecydować,
z której strony płotu najlepiej się ukryć.
• W ten sposób wszyscy zostali znalezieni:
Talent wśród świeżych ziół,
Smutek - w przepastnej jaskini,
a Zapomnienie... cóż, już dawno zapomniało,
iż bawi się w chowanego.
Do znalezienia pozostała tylko Miłość.
Szaleństwo zaglądało za każde drzewko,
sprawdzało w każdym strumyczku,
a nawet na szczytach gór i już, już miało się poddać,
gdy odkryło niewielki różany zagajnik.
• Patykiem zaczęło odgarniać gałązki...
Wtem wszyscy usłyszeli przeraźliwy okrzyk bólu.
Stało się prawdziwe nieszczęście!
Różane kolce zraniły Miłość w oczy.

Szaleństwu zrobiło się niezmiernie przykro,
zaczęło prosić, błagać o przebaczenie,
aż w końcu poprzysięgło zostać przewodnikiem
ślepej z jego winy przyjaciółki.

• I to właśnie od tamtej pory,
od czasu, gdy po raz pierwszy bawiono się na Ziemi w chowanego,
Miłość jest ślepa
i zawsze towarzyszy jej Szaleństwo.
Bajka bardzo mi się podoba, słyszałem ją już. Problem z tym, że są ludzie, dla których bajki są drogowskazami. Tacy ludzie zawsze tracą. Kiedy uwierzą w bajkę o ślepocie i szaleństwie, traktują miłość, jak założenie firmy, przy której najważniejszy jest biznesplan.
Są też inni, którzy biorą sobie do serca bajki z księciem na białym koniu, który przybywa i zabiera na swój zamek. Te osoby też tracą. Cierpią, ale z innego powodu.
Cieszy mnie, że bajka Ci sie podoba, zgoda co do reszty, lecz problem w tym, że ludzie często wierzą w bajki...
w bajki uslyszane w dziecinstwie i zapamietane na zawsze wierza ci ,ktorzy nigdy nie dorosli i nie maja ochoty dorosnac :D
Dla mnie ten cały artykuł jest bezsensu! To ma byc jakas niezwykła historia? Na co dzien spotykam sie z dramatyczniejszymi i nie ma to nic wspólnego a narodowościa człowieka i miejscem jego zamieszkania! No tak polacy sa wszyscy pracowici, uczciwi, opiekuja sie swiomi dziecmi i nie pija !!! powodzenia!
Pewnie wiele racji jest w tym iż sporo takich Historii jest motywowane często biedą..im większa tym wątki bardzo często brutalniejsze..rozpaczliwa próba wyrwania się z takiego zaklętego kręgu..powoduje i jest motywem wielu nierozważnych poczynań osób w nim uczestniczących!
Amen ;-)
Zostawic dziecko pod opieka "najwredniejszej kobiety na ziemi"?
Niech zgadnę, chodzi o teściową...:)?
Na to wyglada. :))"Dogadałam się z teściami, że zaopiekują się małą, a ja będę szukać pracy".
Vittorio, to jednak kawal drania, ale ta kobieta to naprawde glupia krowa:))
Moznaby to tak zkomentowac gdyby nie to ze ta historia to wyssane z palca bzdury!!! Kpina, zenada i naznajomosc faktow.
"Zrzekne sie jakichkolwiek alimetow", NIE MA CZEGOS TAKIEGO. Alimenty sa dla dziecka a nie dla mamy!! Zaden ale to zaden sad czegos takiego nie uzna.
To byla jedna wyluskana bzdura, a tych bzdur legnie sie tam masa.
Dziekuje:))
Pozdrawiam
ale sie rodaczki uczepilas..a gdzie babska solidarnosc?gdzie dziewczyny BABSKA SOLIDARNOSC..znacie ja..czujecie ja?...uwazam ,ze chciala oczy Wlochowi zamydlic i tak powiedziala zeby go nabrac,cos uzyskac..jasne, ze jesli ktos ma jako takie pojecie o prawie rodzinnym wie ze alimentow na dziecko nie mozna sie zrzec..bo sa one dla dziecka a matka dostaje je jako opiekunka,prawna przedstawicileka interesow dziecka i tym samym matka NIE MOZE dzialac przeciw interesom dziecka..bo zostanie jej ograniczona wladza rodzicielska i dostanie kuratora.Mim zdaniem bohaterka reportazu chciala uspokoic italiano,zamydlic mu oczy...czyli nie byla tak niemadra ..
Zgadzam się z Gaio. Jeśli ten dupek dał się dabrać na taki tekst o alimentach, to znaczy że on jest głupi. Kochająca matka chwyta się różnych sposobów żeby odzyskać dziecko. A alimenty i tak dostanie, więc nie jest wcale głupia.
:D
Alez, ja to sie solidaryzuje z kobietami, ale nie z glupota tych kobiet:))
Gaio, ja to Cie lubie. A to dlatego ze probujesz "oczy otwierac" bialoglowom.
Ale sposoby mi sie nie widza:))
Poprostu taki artykulik nie da sie brac na serio.
Pozdrawiam
Ile ludzi tyle przypadków. Ja na szczęście mam cudownego faceta z Kalabrii, jego rodzice są cudowni, a jego mama traktuje mnie lepiej niż córkę, chociaż nie jestem z jej synem po ślubie, mieszkamy razem 3 lata.Często pada pytanie o ślub ale oboje jesteśmy zgodni ze jest nam on do niczego nie potrzebny.Co do przypadku opisanego powyżej dziewczyna miała wyraźnego pecha, ale widziałam podobną sytuację u małżeństwa 100 % Włoskiego
no właśnie ślub, to jest klucz..hmm hmmm.dobra juz nic nie powiem, taka dzis tajemnicza jestem :D
Iwoncina,ciesze sie ze ci sie uklada,milo to slyszec..robisz dobry PR Wlochom..Powodzenia na reszte wspolnej drogi..idzcie dalej razem.. w strone slonca az po horyzontu kres....a imie dla dziecka jakie wybierzesz?..mozna spytac..? :D
Temat przeniesiony do archwium.

« 

Pomoc językowa - tłumaczenia

 »

Pomoc językowa