Czytaliscie ostatnio"La Stampe"? ponad pół miliona Włochów wymienia się partnerami w prywatnych klubach erotycznych. Ale to tylko czubek góry lodowej. Trzy razy więcej robi to nieformalnie - na parkingach, zamkniętych plażach,, a nawet na... cmentarzach. Babilon? Zepsucie? Degrengolada moralna? Może to mocne słowa, ale ewidentnie jest coś na rzeczy.
Jak twierdzą autorzy artykułu "Lunchowi swingersi", wymiana żon i mężów osiągnęła we Włoszech rekordowy poziom, cytując redakcję: “Aż w głowie się kręci”. Oczywiście dzieje się tak głównie dzięki pośrednictwu intrenetu.
Jak wynika z badań Międzynarodowej Federacji do Spraw Ochrony Praw i Wolności Osobistej, pół miliona Włochów spotyka się w 200 prywatnych klubach w całym kraju. "Przychodzą do nas różni ludzie" - powiedział gazecie pracownik klubu Malizia w Mediolanie."Łączy ich to, że nie przejmują się brakiem pieniędzy - to księgowi, lekarze, sportowcy i policjanci".
Ale to nie wszystko. Coraz rzadziej traktuje się wymianę partnerów erotycznych jako coś brzydkiego i wstydliwego - ludzie umawiają się na seks nawet podczas lunchu. Często w aucie. Liczba swingersów tak naprawdę może sięgać nawet dwóch milionów.
Sprawa wcale nie jest taką błahostką pokazującą przemianę i upadek obyczajów. Artykuł i raport powstały na zlecenie gazety zaraz po tym, jak ujawniono sprawę 27-letniej Dejan Delijevic. Jej zwłoki znaleziono na ogrodzeniu jednego z klubów. Miała obrożę na szyi. Jak widać, niegrzeczne zabawy mogą źle się skończyć...