Joanna i Zbyszek wybrali się na upragnione wakacje do Włoch. Zwiedzili przepiękne Capri i Neapol. Mieli spędzić cztery dni w Rzymie, a potem udać się do Sieny i Florencji. Niestety ich piękne, romantyczne plany zepsuła... włoska służba zdrowia.
Nareszcie udało się znaleźć ten przeklęty szpital. Nareszcie udało się do niego wejść po wcześniejszym dwukrotnym odsyłaniu z oddziału na oddział. Urologia potem ginekologia, szukali przecież lekarza ogólnego. Zostali odesłani tylko dlatego, że dziewczyna trzymała się za brzuch.
Joanna po dwóch dniach spędzonych w Rzymie poczuła się źle. Nieznośny, tępy ból w dole brzucha i ciągłe parcie pęcherza zmusiło ją do udania się o pomoc na pogotowie. Zbyszek pocieszał ją cierpliwie. Byli już w szpitalu i sytuacja wydawała się być pod kontrolą. Najgorsze, że właściwie z nikim nie udawało się dogadać po angielsku. Personel medyczny, nawet jak wydawał się rozumieć pytania, to odpowiadał po włosku. Przyznano dziewczynie codice bianco (biały kod - brak bezpośredniego zagrożenia życia) i kazano czekać.
Z obiecanych 30–40 minut oczekiwanie na wizytę przedłużyło się do dwóch godzin. Mimo, że Rzym jest kompletnie pusty w tych dniach, to na pogotowiu trzeba czekać długo. Dla przybyszów z Polski to absurd, ale nie mają wyjścia.
Szpital sprawia wrażenie pustego, w takim razie chyba brakuje również lekarzy. Asia zwija się z bólu i cierpliwie czeka na swoją kolejność. Jeszcze tylko dwie osoby przed nią. Może akurat szybko zleci.
Dochodzi prawie północ, przypadków ekstremalnych nie widać. Nareszcie nadchodzi jej kolejka. Dziewczyna wchodzi do gabinetu razem z mężem w nadziei, że może on zdoła się dogadać. Pielęgniarki udając, że mówią po angielsku, przystępują do rutynowych badań. Asia pyta czemu nie mają jednorazowych rękawiczek. Jednak nie została zrozumiana. Zbyszek daje jej znak, by odpuściła. Czekali zbyt długo na wizytę, żeby teraz upominać się o rękawiczki. Lekarz na szczęście mówi po angielsku.
Sprawia wrażenie nieobecnego. Pisze i pisze, całkowicie pochłania go stukanie w klawiaturę. Zadaje dziewczynie pytania i nie patrząc na nią bezlitośnie wystukuje sznury słów, wpatrując się w monitor. Nikomu się nigdzie nie spieszy. Asystentka doktora bada dziewczynę śmiejąc się serdecznie z własnej nieudolności językowej. Mimo wszystko stara się na swój sposób być zrozumianą i pokazuje na migi to, czego nie jest w stanie powiedzieć. Doktor ma podwójne zadanie. Wysłuchując objawów tłumaczy całej reszcie personelu, co dolega pacjentce. Zbyszek z trudem wstrzymuje śmiech. Cała ta sytuacja jest komiczna. Widząc cierpienie Asi stara się opanować, by jakoś ją wspierać.
Dziewczyna pokazuje lek jaki dano jej w aptece. Prosi o przepisanie powyższego, gdyż jej pomógł, a niestety się kończy. Asystentka z trudem mówi o leku, że jest bardzo dobry. Problem w tym, jaki prawem dano dziewczynie tenże lek w aptece, skoro wydaje się go tylko na receptę. Widocznie wzbudzała współczucie aptekarza, który wydał jej medykament bez recepty - śmieje się asystentka. Wreszcie lekarzowi udało się uwolnić od monitora i bada dziewczynę. Powtarza całą procedurę, którą wcześniej przeprowadziła asystentka, tyle że osobiście. Znów siada i pisze. Jeszcze kilka pytań, pobranie krwi i można udać się do poczekalni. Asia i Zbyszek mają czekać około 30 minut na wyniki i diagnozę.
Poczekalnia to ciemny kąt wygospodarowany w całej sali. Mijają kilku obłożnie chorych po środku sali i udają się we wskazanym kierunku. W poczekalni siedzi jeden Rumun, który był przed Asią w poprzedniej kolejce. Pewnie jemu też obiecali wyniki za 30 minut. Jest też kobieta, która widać, że nie jest tu po raz pierwszy. Przyniosła sobie z domu koc, którym się okryła i spokojnie śpi. To chyba znak, że wyniki nie nadejdą tak szybko. Jeden z oczekujących, któremu towarzyszy mama, narzeka na włoską służbę zdrowia. Mówi, że jest tu od 10.00 rano. Teraz jest prawie 2.00 w nocy. Miał podejrzenie zawału, mimo to nie dano mu łóżka. Nie ma wolnych miejsc w szpitalu. Facet jest co najmniej podekscytowany i ma swoje zdanie na temat lekarzy. Zresztą nie ukrywa tego co myśli.
Chłopak z wysypką, który był również w kolejce przed Asią, także czeka na wyniki. Asia szuka wygodnej pozycji dla ręki, w której po pobraniu krwi zamontowano jej tzw. motylka do ewentualnej kroplówki. Zbyszek żartuje sobie, że jedyna różnica między tą a poprzednią kolejką, to właśnie te motylki. Zamontowano je wszystkim i kazano czekać. Nikomu po pół godzinie nawet nie przyjdzie do głowy, aby iść i pytać o wyniki. Podekscytowany gość mówi, że pół godziny tutaj trwa półtorej. Odradza zdecydowanie upominanie się o cokolwiek, bo będą musieli czekać dłużej.
Zbyszek pociesza troszkę mniej cierpiącą (bądź bardziej zmęczoną) Asię i ucina sobie drzemkę. Około 3.00 w nocy zjawia się asystentka lekarza. Mierzy temperaturę jednemu z oczekujących i na pytanie Asi odpowiada, że jeszcze jakieś 20 minut i będą wyniki. Uśmiecha się jak zwykle serdecznie i odchodzi. Asia prosi Zbyszka o wodę. Ten udaje się do automatu. Niestety woda jest, ale automat jej nie podaje. Osiągalna jest tylko herbata o smaku cytrynowym. Asi nie robi to różnicy, aby było mokre. Sączy herbatkę i czeka cierpliwie.
Po około 40 minutach zjawia się asystentka i prosi do gabinetu. Są wyniki, będzie również werdykt - śmieje się ironicznie Zbyszek. Zapalenie pęcherza – brzmi diagnoza. Trzeba dużo pić, kontynuować lek, na którego legalny zakup właśnie teraz Joanna dostanie receptę.
Jest 3.56 Ania i Zbyszek wracają w stronę hotelu w nadziei, że po drodze znajdą otwartą aptekę. Długo będą pamiętać rzymskie wakacje. Okazuje się, że polska służba zdrowia nie jest taka zła... w.p. Agata Scappa