Taniej za granicą

Temat przeniesiony do archwium.
"Takich czasów nie pamiętają nawet najstarsi górale". Parafrazując stare powiedzonko można odnieść się do obecnej sytuacji cenowej w Polsce. Od pewnego czasu, głównie na skutek silnej pozycji złotówki względem euro, za granicą, np. w Niemczech, można zrobić dużo tańsze zakupy niż w Polsce.

I mowa tu nie tylko o sprzęcie RTV czy ubraniach, tańsze są także artykuły spożywcze. Sytuacja z jednej strony zabawna, bo w bogatych Niemczech można robić tańsze zakupy niż w biedniejszej Polsce, ale tragiczna dla wszystkich, którzy utrzymują się z kontaktów gospodarczych - tych makro i mikro - z naszymi zachodnimi sąsiadami. Poszło o euro i inflację.

Paradoks
W Niemczech, Francji czy Holandii średnie płace są cztery razy wyższe od tych w Polsce. Ceny artykułów jednak, momentami dużo niższe. Dla przykładu: pasta do zębów znanej marki kosztuje w Polsce około 7 złotych. W Niemczech ta sama pasta wyniesie nas... 3,50 złotego. Inny przykład. Masło roślinne - w Polsce około 3 złotych, w Niemczech poniżej tej kwoty. Podobnie rzecz się ma z alkoholem, telewizorami, komputerami, biżuterią, nie wspominając o samochodach, które przy średnim kursie euro po 3,2 zł, są drastycznie tanie. Europejskie ceny mnożymy, bowiem nie, jak jeszcze do niedawna, przez, cztery, ale przez trzy. Różnica złotówki przy większych kwotach - to bardzo duża różnica.

Część dealerów nowych aut w Polsce swoje kampanie reklamowe zaczyna od słów: "Tak tanio jak w Niemczech". Ja się jednak pytam: dlaczego wcześniej było tak drogo? To oczywiście pytanie retoryczne. Różnice cenowe dotykają niemal każdej branży, za wyjątkiem usług. Te jeszcze za Odrą i Nysą Łużycką są wysokie i mieszkający na pograniczu polsko-niemieckim mogą jeszcze zarabiać na obcokrajowcach. Z handlem jest już dużo gorzej. - Niech Pan spojrzy, tę kostkę brukową wyprodukowano tu w Polsce, a taniej kupiliśmy ją w Niemczech - mówił mi jeden z budowlańców pracujących przy odnowie jednej z prokuratur okręgowych w Polsce. Ale to jeszcze nic. Szef kazał mi jechać do Austrii z transportem metalowych prętów. Tam, nie zaglądając nawet do środka, przyklejono ceny i wysłano z powrotem do Polski - opowiada Rafał, kierowca w jednej z międzynarodowych firm transportowych.

W Polsce, polskie druty sprzedano taniej, bo oficjalnie nie pochodzą z Polski, ale z Austrii. Majstersztyk polega m.in. na meandrach podatkowych, zbyt silnej złotówce i wysokiej jak na współczesne czasy inflacji, bo sięgającej 4-5%t. Według światowych analityków, roczna inflacja nad Wisłą może przekroczyć 8%.

Kto się cieszy? Kto rozpacza?
Konsumenci korzystają z różnić w cenach, bo na zachodzie za mniejsze pieniądze mają towar - nie czarujmy się - lepszej jakości. Dotyczy to odzieży, obuwia, elektroniki i wspomnianej spożywki. Z USA można np. przywieźć markowe jeansy kupione w Nowym Jorku za 29,99 dolara. W Polsce taka cena dotyczy marnych podróbek. Podobnie w Niemczech i Francji. Oryginalne, markowe towary są często znacznie tańsze.

Dla przeciętnego Kowalskiego to sytuacja wymarzona, albowiem może sobie pozwolić na wiele produktów znajdujących się dotychczas poza jego zasięgiem i możliwościami finansowymi. Ale sytuacja nie do końca jest tak doskonała. Z drugiej strony mamy tych, którzy od początku lat 90-tych zarabiali na obcokrajowcach. Rozłożeni ze straganami, w pawilonach, w sklepach czekali na marki, franki, później euro, a sąsiedzi zza Odry z chęcią je u nas zostawiali, bo było taniej. Przy przejściach granicznych rozrosły się targowiska, bazary, a sieci hipermarketów otwierały swoje placówki w pobliżu granicy. Dzisiaj klientów ubywa, bo nie jesteśmy w stanie oferować konkurencyjnych cen.

Zbyt silna złotówka względem euro niepokoi też firmy transportowe, firmy świadczące wszelkie usługi na rzecz zagranicznych klientów. Praca dla nich staje się coraz mniej opłacalna. Jak zaczynałam prowadzić agencję reklamową, dostawałam po ponad 4 złote za każde euro, do dzisiaj straciłam ponad złotówkę, a koszty życia w Polsce ciągle rosną - skarży się pani Jolanta, właścicielka agencji reklamowej ze Słubic. W przypadku kilku euro - różnica jest niewielka. Ale jeśli weźmiemy pod uwagę kilkaset lub kilka tysięcy - to już bolesna strata.

W jeszcze gorszej sytuacji są emigranci zarobkowi z Wielkiej Brytanii. Gdy trzy lata temu zaczynali "odkładać" zarobione funty, w Polsce za każdego z nich dostawiali ponad 7 złotych. Dzisiaj... Strach mówić - nieco ponad 4 złote. Kto oszczędzał w angielskich bankach, by żyć w Polsce - stracił krocie. Sytuacja ta doprowadziła w dużej mierze do przystopowania fali emigracji zarobkowej w tym roku. Z danych brytyjskiego rządu wynika, że na Wyspy przybyło w tym półroczu blisko o 1/3 Polaków mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Po prostu, nie ma, po co. Chyba, że zostać na stałe. Maksymilian Walter wp.pl
..wczoraj do sklepu w poblizu mego domu/zawsze tam cholernie drogo..wiec kosmetykow nie kupowalm ani chemi..wolalam poszukac czegos tanszego ciut dalej/ po raz pierwszy przywiezli towar..wlasciwie za grosze..chemie domowa/plyn do zmiekcznia prani 1 eu plyn do mycia podlog 1 eu../ i kosmetyki wlasnie pasta Colgate za 90 cent,komplet 6 filizanek i talerzykow za 3,90.aromaty zapachowe/zapach rozany pomaga usnac lepij i miec przyjemniejsze sny...dowiedzione naukowo..moj ulubiony zapach w domu,zreszta/Wlasciciele sklepu staraj sie widze..sprowadzono towar jaki bywa i innych czesciach miasta.Owe rzeczy w tych cenach nie zakupie w Polsce..w polskim Rossmanie malo rzeczy jest cenie 1 eu.Ostanio obkupilam rodzine i wlasnie poslalam Agatem torbe do polski, miala chyba ze 30 kg/5 par spodni dzinsowych/dobrej marki Tom Taylor i inne../ obnizonych z kwoty 70 eu na 10 eu, kurtke/Toma Cruisa..he he/z 220 na 20 eu..torba o wartosci 100 eu..w Polsce na podabne zakupy kupujac w Centrum Warszawy musialabym wydac ze 3 tys zl chyba.

« 

Życie, praca, nauka