Zastygły kraj

Temat przeniesiony do archwium.
Zastygły kraj
Dzisiejsza Italia to coraz bardziej chory człowiek Europy
Gospodarka Włoch kuleje, państwo jest zadłużone po uszy. Zwłaszcza na Południu rządzi nie rynek, lecz nadal mafia.
Między Rzymem a Neapolem jedzie się przez góry Apeniny i w pewnym momencie pojawia się coś, co przywodzi na myśl wał graniczny. Jest to wał ze śmieci – za nim rozpoczyna się Południe. Śmieci plenią się na polach warzywnych, obok plastikowych węży, pod którymi rośnie sałata dla dużych miast. Należy pojechać do Caserty, jeśli się chce zobaczyć kontrasty Italii.

Miasto zaczyna się pośród tych pól odpadów. Casertę zdominował ogromny pałac, największy w całych Włoszech. Zbudowali go burbońscy królowie, którzy panowali nad Neapolem i Południem. W tamtych czasach tereny wokół Caserty nazywano "terra di lavoro", "kraj pracy". Pola były pełne ludzi, a nie śmieci.

Rodzina Carlo Cicali żyła tu już wtedy. Od pięciu generacji Cicala produkują szlachetne tkaniny dla bogatych i wpływowych tego świata. Tę działalność zaczęli na dworze Burbonów, którzy utworzyli pod Casertą maleńkie modelowe państwo manufaktur jedwabniczych, z rewolucyjną mieszaniną absolutyzmu i socjalizmu.

Do dziś nie pozostało z tego nic poza 20 manufakturami, które eksportują dużą część swoich produktów. Na przykład Cicala sprzedaje za granicę 75 procent swoich wyrobów: jedwabne tapety, firanki i tkaniny obiciowe dla Białego Domu i Pałacu Buckingham, dla Kremla i Pałacu Cesarskiego w Japonii.

– Zajęliśmy niszę rynkową – mówi fabrykant jedwabiu i gładzi turkusową materię, którą zdobią kwiaty i rajskie ptaki. – Niszę o najwyższej jakości.


Z luksusem Włosi odnoszą teraz sukcesy jak nigdy dotąd. Sprzedaż ubiorów projektowanych przez stylistów, drogich butów i delikatesowej żywności wzrosła w ubiegłym roku o 10 procent. Producenci tkanin, kreatorzy mody i obuwnicy parający się wyrobem wysokogatunkowych produktów podbili nowe rynki w Rosji i Chinach. Ten, kto chce dzisiaj choć trochę zadbać o swój image, jak na przykład producent artykułów skórzanych Diego Della Valle, zaprasza świtę dziennikarzy do Tokio czy Hongkongu. Jest to o wiele bardziej szykowne niż wyznaczenie spotkania w Mediolanie czy Rzymie.

Carlo Cicali nie przyszłoby to do głowy. Ów 50-latek ze swoimi 20 milionami euro obrotów rocznie należy do "tułowia czwartego kapitalizmu", jak nazywają to Włosi – czyli do około 4000 średnich firm, które rezygnują z olśniewającego marketingu, ale chcą utrzymać się w erze globalizacji stawiając konsekwentnie na innowacje i wzrost jakości. – Faktem jest, że Chińczycy i Hindusi robią dobre materiały i tanio je sprzedają – wyjaśnia Cicala i cygarem kreśli w powietrzu nowy deseń. – Ale my robimy bardzo dobre. I wraz z tkaniną sprzedajemy historię.

W każdym razie część historii. Resztę woli się przemilczeć. Ta pozostała część to "la cosa li", tak mówi rzecznik związku przedsiębiorców, którego prezesem w prowincji jest Cicala: "ta sprawa tych". Mafijnych klanów Camorra. – Tylko szaleniec mógłby wpaść na pomysł, by prezes Cicala płacił haracz – uważa rzecznik. Od innych jednak mafia go ściąga. Cena strachu kształtuje się w Casercie, jak i gdzie indziej, na poziomie trzech procent obrotu.

La cosa li. Camorra jest, mówiąc cynicznie, jedynym "przedsiębiorstwem" o sławie światowej, które pozostało w okolicy, gdy duże zakłady przemysłowe wywędrowały stąd w poszukiwaniu tańszych miejsc produkcji. – Przemysłowi bandyci – nie kryje irytacji Alessandro De Franciscis. – Przybyli z północnych Włoch albo z zagranicy, pobrali dopłaty z Kasy Południa (Cassa per il Mezzogiorno, utworzona przez rząd w 1950 r. dla stymulacji rozwoju gospodarczego południowych Włoch – przyp. Onet) i gdy tylko pojawiły się pierwsze oznaki kryzysu, natychmiast się wynieśli. De Franciscis, lewicowy katolik, jest od niecałego roku prezydentem prowincji. Sami "bandyci przemysłowi" pozostawili mu 12 tysięcy bezrobotnych. Region z "kraju pracy" stał się krajem szukających zatrudnienia. Zakłady przemysłowe stoją niewykorzystane, pola tytoniu zamieniają się w pustkowia. Kwitnie tylko branża budowlana – od zawsze najukochańsze dziecko mafiosów.
Kłopoty ze znalezieniem pracy mają przede wszystkim młodzi: wskaźnik bezrobocia wśród 24-latków wynosi ok. 45 procent. Prowincja Caserta ze średnim rocznym dochodem 10 tys. euro znajduje się na ostatnich miejscach we Włoszech, za to w rankingu włamań i kradzieży samochodów wysforowała się znacząco na czoło. Pociągi wiozące migrantów na Północ od dawna są znowu pełne. W samym tylko 2006 r. z Południa wyruszyło 123 tys. ludzi, żeby znaleźć pracę na północy Włoch – i tam pozostać.

Camorra jest najważniejszym pracodawcą na obszarach wokół Caserty i z całą pewnością przedsiębiorstwem o największych obrotach. Jeden tylko klan Casalesi nadający tu ton wyciąga w ciągu roku szacunkowo pięć miliardów euro, których sporą część inwestuje ostatnio w Europie wschodniej. Ponieważ do biznesów ojców chrzestnych należy handel śmieciami, w prowincji nie ma ani jednego publicznego wysypiska śmieci. Żadnego wysypiska dla 840 tys. ludzi. Administracja po prostu jeszcze nie odważyła się go założyć.

– Od 13 lat żyjemy w stanie ciągłej klęski, jeśli chodzi o odpady – wzdycha De Fransciscis. Jednak prowincja Caserta jest też ojczyzną włoskiego produktu-symbolu, równie znanego na świecie jak ser parmezan, wino Chianti czy szynka z Parmy. To mozzarella di bufala – prawdziwy ser mozzarella z bawolego mleka. Konsorcjum produkcyjne skupia ok. 132 zakładów serowarskich, które sprowadzają mleko od 1830 hodowców bawołów. W ciągu ostatnich pięciu lat grupa ta zrobiła imponującą karierę, rozszerzyła swój eksport i zwiększyła obroty o 50 procent, uzyskując rocznie ze sprzedaży nawet 300 milionów euro. W sumie w produkcję tego sera zaangażowanych jest 20 tys. osób, w tym całkiem pokaźna liczba młodych ludzi z Indii, zatrudnianych w oborach. Niemcy są po Francji drugim największym importerem mozzarelli, ale włoscy serowarzy, podobnie jak jedwabnicy, patrzą także dalej: w stronę Rosji.

Historia sukcesu ma również ciemny rozdział. Odpady, a zwłaszcza toksyczne pozostałości w wodach gruntowych i glebie, przysparzają problemów, podobnie jak próby szantażu ze strony niektórych mafijnych rodzin. Camorra stale grozi zainfekowaniem krów bakteriami brucella – informuje pracownik konsorcjum. "Wystarczy, domieszać je krowom do karmy, by spowodować katastrofę". Niedawno setki rolników protestowały przeciw grożącemu im przymusowemu ubojowi bydła. Trzeba już było zabić 900 bawołów zakażonych brucelozą. Trzej inni hodowcy w październiku zeszłego roku karmili swoje krowy zakazanym hormonem. Skandal stał się głośny i sprawił, że sprzedaż mozzarelli dramatycznie spadła. Konsorcjum odnotowało cztery miliony euro strat w jednym tylko tygodniu. Także ten hormon miał przypłynąć ciemnymi kanałami.

Riccardo Illy nie patrzył na Casertę, gdy pisał swoją książkę "Chińska żaba" ("La rana cinese"). Ów 52-letni przedsiębiorca kawowy z Triestu przedstawia w niej swój projekt ostrej terapii, która ma spowodować pożądany zwrot włoskiej gospodarki. Będzie ona mogła stawić czoła wyzwaniom globalizacji tylko poprzez drastyczne reformy i zmianę mentalności. Illy jest od prawie czterech lat prezydentem regionu Friuli-Wenecja Julijska, wysuniętego najdalej na północny wschód Włoch. Również tam warto pojechać, jeśli chce się zobaczyć kontrasty Włoch. Jest pełne zatrudnienie i duże zapotrzebowanie na zagranicznych pracowników. Ulice sklepowe w średniej wielkości miastach, jak Werona, Trewiso i Vicenza, mają tak samo luksusowe sklepy jak słynne trasy shoppingowe w Mediolanie i Rzymie. Ale wskaźnik uczniów przerywających naukę jest równie wysoki jak w Neapolu. Wczesne podejmowanie pracy w firmie rodziców, zarabianie własnych pieniędzy są ważniejsze od zdobycia wykształcenia.

Społeczeństwo włoskie, mówi Illy, jest zmęczone, zastygłe w sobie. Liczne mankamenty stanowią jego zdaniem powód, dla którego kraj nie jest już konkurencyjny na arenie międzynarodowej. Winne są zbyt wysokie podatki i koszty pracy, niezwykle zaniedbana infrastruktura i kiepskie sieci telekomunikacyjne, absurdalnie rozdęta biurokracja, zbyt powolny wymiar sprawiedliwości. W dalszej kolejności Illy wymienia niski poziom edukacji Włochów. Włoskie szkoły w badaniach Pisa wypadły o wiele gorzej od niemieckich – reakcja na to była równa zeru. Włochy mają też najniższy w UE odsetek osób z wyższym wykształceniem: 8,6 procent ogółu ludności i 12,5 procent wchodzących na rynek pracy. A do tego "aż 75 procent włoskich przedsiębiorców – mówi Illy – ma ukończoną tylko szkołę podstawową".

Ceny korupcji przedsiębiorca kawowy nie podał. Tymczasem jej łupem pada 35 miliardów euro, około 2,5 procent rocznych wyników ekonomicznych, jak wynika z szacunków działaczy Transparency International walczących z tym zjawiskiem. Illy nie wspomina też o mafii, a jest ona główną przyczyną faktu, że pod względem gospodarczym włoskie Południe coraz wyraźniej odstaje od Europy.

Pismo "The Economist" przed prawie dwoma laty określiło Włochy mianem chorego człowieka Europy. Zdiagnozowane zostały ogromne wydatki, gigantyczna góra długów, nadmiernie wysokie podatki i anachroniczne regulacje stosowane przez państwo. Konsekwencją jest niska produktywność: Włochy ze swoim 1,3-procentowym wzrostem gospodarczym także w tym roku będą na szarym końcu Europy. "Pora w końcu na reformy" – napominał niedawno Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Ale centrolewicowy rząd Romano Prodiego w ogóle nie wie, od czego zacząć.
Od reformy emerytur – żąda Fundusz Walutowy. We Włoszech, kraju o najniższym na świecie wskaźniku urodzeń, ciągle jeszcze przechodzi się na emeryturę w wieku 58 lat, z książęcą odprawą, która przysługuje wszystkim: od pomocy domowej po czołowego menedżera. Przy tym większość emerytów żyje na Południu. Granica wieku emerytalnego koniecznie musi zostać podniesiona – domagał się teraz także szef banku emisyjnego, Mario Draghi. Jednak komunistyczni partnerzy koalicyjni kategorycznie się temu sprzeciwiają.

Przedsiębiorcy protestują, ponieważ w wyniku tego nie nastąpi też drastyczne obniżenie dodatkowych kosztów płacowych. Również fabrykant jedwabiu Cicala ubolewa z tego powodu. Jego fachowe pracownice zarabiają miesięcznie 12[tel]euro netto, jednak na skutek kosztów dodatkowych kosztują przedsiębiorcę ponad dwa razy tyle.

Natomiast warstwa średnia Włoch jeszcze nie przetrawiła podwyżek podatków, za pomocą których o 15 miliardów euro, do poniżej trzech procent budżetu, miał zostać zmniejszony w końcu deficyt państwowy. – Kto płaci podatki, płaci za dużo – skomentował bankowiec Draghi. Z drugiej strony nadal zbyt wielu obywateli nie płaci podatków. Przede wszystkim na Południu, gdzie prawie wszyscy ludzie interesu uiszczają już swoje "podatki" mafii. Ten, kto płaci ojcom chrzestnym, często nie pojmuje, że musi jeszcze pracować dla państwa, które go nie chroni.

"Posto alle poste", czyli etat na państwowym jest często jedyną alternatywą dla własnego biznesu obciążonego zbyt wielkim ryzykiem. Prowadzi to do groteskowego rozdęcia biurokratycznego aparatu. Na przykład regionalna administracja Sycylii zatrudnia 18 239 urzędników, a ponadto około 30 tys. policjantów leśnych – choć już starożytni Rzymianie dokładnie wytrzebili lasy na tej wyspie.

Rząd w Rzymie chce teraz oczyścić administrację ze złogów. Mają być ułatwiane przeniesienia, zamierza się przetrzepać skórę wszystkim fannulloni, "próżniakom" wśród urzędników. Obijanie się przyjmuje takie rozmiary, że niektórzy urzędnicy państwowi biorą dwa miesiące urlopu w roku – na to Włochy naprawdę nie mogą już sobie pozwolić. Podobnie jak prawie zbankrutowane linie lotnicze Alitalia, które teraz mają w końcu zostać sprywatyzowane.

Absolutną nowością w kraju jest ochrona konsumentów, którzy tradycyjnie traktowani są tu niczym poddani. Minister ds. rozwoju gospodarki Pierluigi Bersani wybił się w bardzo krótkim czasie na najpopularniejszego członka rządu, ponieważ przeforsował liberalizacje, jakie w wielu krajach Europy od dawna są oczywiste. Tak więc Włosi będą mogli kupować taniej lekarstwa w supermarkecie i już nie muszą płacić opłat za ładowanie komórek – na czym włoskie spółki zarabiały ostatnio 1,7 miliardów euro rocznie, więcej niż na rozmowach. Swoimi reformami minister Bersani przysporzy każdemu gospodarstwu domowemu oszczędności rzędu 1000 euro rocznie. Dla Włochów to całkowicie nowe doświadczenie: państwo troszczy się o ich portmonetki. I to o wszystkie, zarówno na Północy, jak i na Południu.

"Dwa kroki do przodu" – tak "The Economist" potwierdził słuszność działań rządu Prodiego. Są one jednak daleko niewystarczające. Nawet jeśli Włochy przezwyciężą swój ogromny zastój we wprowadzaniu reform, nie pomoże to tej części kraju, w której nowotwór w postaci mafii stanowi zagrożenie dla wszystkich. Niepokojące, jak bardzo Południe Włoch, prawie połowa państwa, jest pozostawiane z tyłu i spychane na dalszy plan. Straszne, jak uporczywie włoscy eksperci gospodarczy, politycy i autorzy wiodących artykułów ignorują Mezzogiorno – Południe. "Przepaść między Północą a Południem Włoch jest dziś tak samo wielka, jak przed 50 laty. W 1954 r. produkt krajowy brutto na głowę mieszkańca wynosił w południowych Włoszech 54 procent tego, co w regionach północnych. Dzisiaj wskaźnik ten jest niewiele lepszy, sięga zaledwie 60 procent" – powiedział niedawno prezes stowarzyszenia przedsiębiorców Luca Cordero di Montezemulo w wywiadzie dla dziennika "La Repubblica".

W styczniu rząd urządził szczyt gospodarczy w pałacu w Casercie. Postanowił tam, że w ciągu najbliższych sześciu lat Południe zostanie zasilone kwotą 100 miliardów euro. Pieniądze będą pochodziły w przeważającej mierze z Unii Europejskiej. Ministrowie skosztowali jeszcze mozzarelli z bawolego mleka i zwiedzili tkalnie jedwabiu. Po dwóch dniach wyjechali. A śmieci pozostały.
http://wiadomosci.onet.pl/1397421,2678,3,kioskart.html
Flagowe okręty włoskiej gospodarki przeżywają głęboki kryzys

Korespondencja z Neapolu

Wielki przemysł włoski dostał zadyszki. Zmniejszyła się produkcja samochodów, obuwia i żywności. Kłopoty przeżywają też inne sektory, będące wizytówką made in Italy - przemysł meblowy, tekstylny, chemiczny i elektryczny. Zapaść nie ominęła sfery usług - o krok od plajty zatrzymały się włoskie linie lotnicze Alitalia. Proporcjonalnie do zmniejszania się produkcji zwiększa się bezrobocie - 8,8% w skali kraju, na południu - 16,4%. Przeciętny Włoch ubożeje.
Jeszcze nie ucichł marsz weselny na ślubie młodego spadkobiercy Fiata, Johna Elkanna, z dobrze urodzoną Lavinią Borromeo (wśród 800 gości nie zabrakło premiera Berlusconiego), a już zaczęto szeptać o rozwodzie Fiata i General Motors. I rzeczywiście. W niedzielę, 13 lutego br., po pięciu latach niezbyt udanego małżeństwa drogi tych dwóch firm ostatecznie się rozeszły. Rozstanie nastąpiło w zgodzie, bez orzekania winy. Udało się bowiem osiągnąć konsensus w budzącej najwięcej kontrowersji sprawie tzw. put option, czyli zawartej w umowie wstępnej klauzuli przyznającej Fiatowi prawo sprzedaży General Motors do 2009 r. pozostałych 80% sektora samochodowego turyńskiego przedsiębiorstwa. General Motors, który nie ma najmniejszej ochoty na wykup Fiata, wypłaci mu w ramach rekompensaty 1,55 mld euro, a ponadto odda posiadane udziały, tym samym przedsiębiorstwo wróci całkowicie we włoskie ręce. (Wyjątek stanowi Bielsko-Biała, która będzie kontrolowana w połowie przez Turyn i w połowie przez Detroit). Obopólne porozumienie pozwoli uniknąć wielomiesięcznej, a nawet wieloletniej szarpaniny sądowej.

Fiat szuka nowej narzeczonej

Nastroje Włochów po rozwodzie są bardzo optymistyczne. Luca Cordero di Montezemolo, przewodniczący rady nadzorczej turyńskiego koncernu, stwierdził, że jest bardzo zadowolony z rozwiązania umowy, która w obecnej sytuacji rynkowej stała się zbyt ograniczająca. - Odzyskaliśmy wolność i swobodę działania - skomentował posunięcie John Elkann, wiceprezes Fiata, wnuk Gianniego Agnellego. Swoje zadowolenie wyrazili też politycy od prawa do lewa. Włoski premier Silvio Berlusconi z właściwym sobie optymizmem uznał, że porozumienie otwiera nowe drogi rozwoju. Dla patrzącego z boku jedno jest pewne - Włosi potrafią dobrze się rozwieść. Blisko 2 mld dol. to niezły grosz, który pozwoli Turynowi stanąć na nogi. Chyba że potwierdzą się najbardziej pesymistyczne przewidywania ekonomistów z "Financial Timesa". Otóż zgodnie z ich obliczeniami, Fiat miał przed sobą dwa lata egzystencji, kwota uzyskana z rozwodu podwoi ten okres.
Niepewność co do przyszłości Fiata czują na własnej skórze przede wszystkim robotnicy. Na początku roku straciło pracę 3 tys. pracowników Mirafiori w Turynie. Ogromne kłopoty ma też oddział Termini Imerese, chyba że nastąpi wcześniejsze przekazanie produkcji Lancii Ypsilon. Na państwowym garnuszku wylądowała załoga zakładu Alfa Romeo w Arese. Zapowiedziano następne zwolnienia. Nie będzie łatwo wyjść na prostą, bo światowy przemysł samochodowy przeżywa głęboki kryzys. Konieczny jest plan głębokiej restrukturyzacji. Z pewnością nie wystarczy, jak radzi Fiatowi Sergio Chiamparino, burmistrz Turynu, rozejrzeć się za następną narzeczoną.

Pazerność i megalomania

Zapaść w Fiacie to niejedyny problem, z jakim boryka się włoska gospodarka. Spektakularny krach Parmalatu w grudniu 2003 r. pokazał, jak kruche były podwaliny mlecznego imperium. Firma rozrastała błyskawicznie, obejmując sektory niemające nic wspólnego z produkcją wyjściową, jak turystyka czy sport. Założyciel, Calisto Tanzi, uważał bowiem, że im firma większa, tym lepiej, bo państwo nie pozwoli jej upaść. I nie pomylił się w swoich kalkulacjach. Państwo pośpieszyło na ratunek upadającemu kolosowi. Na podobnych zasadach zbudował swoje imperium Sergio Cragnotti - jego firma Cirio, produkująca przetwory warzywne, rosła w oczach. (Cirio było pierwszym włoskim przedsiębiorstwem obecnym na giełdzie, dla którego ogłoszono w 2002 r. niewypłacalność). Cechą wspólną obu biznesmenów była niezwykła megalomania. Obaj sponsorowali drużyny piłkarskie; Tanzi praktycznie utrzymywał piłkarzy Parmy, nie mówiąc o prywatnych jachtach i osobistym samolocie międzykontynentalnym, chętnie pożyczanym biskupom i ambasadorom.
Zarówno Cirio, jak i cieszący się sławą drugiej na świecie marki spożywczej Parmalat okazały się kolosami na glinianych nogach. Ich upadek pokazał, że brakuje solidnego nadzoru finansowego i kontroli. Krach Parmalatu, uznany za jedno z największych oszustw finansowych w historii, spowodowany został głównie fałszowaniem bilansów. Tanzi i jego współpracownicy uprawiali tzw. kreatywną księgowość polegającą na zapisywaniu w bilansie transakcji pomiędzy należącymi do niego spółkami, co dawało wrażenie, że koncern przynosi zyski. W gigantyczne oszustwo zamieszane były sprawujące nadzór firmy audytorskie - Grant Thornton i Deloitte&Touche. 100 tys. drobnych i średnich ciułaczy, którzy kupili sprzedawane przez banki do ostatniej chwili obligacje Parmalatu, państwo obiecało zwrot oszczędności. Enrico Bondi, komisarz nadzwyczajny Parmalatu, zapowiedział, że firma zmniejszy zatrudnienie o połowę - z 32.390 do 15.550 osób. Redukcja dotyczy przede wszystkim Ameryki Północnej i Łacińskiej, ale też Australii i Azji. We Włoszech z 3528 pracowników pozostanie 2,4 tys. Niedawno Parmalat wrócił na giełdę. Jego długi wynoszą blisko 20 mld euro. Ale właściciel Parmalatu razem z najbliższymi współpracownikami ma się dobrze. Wszyscy są już od dawna na wolności, żaden nie pokazał się na ani na jednej rozprawie.
O krok przed likwidacją zatrzymały się włoskie linie lotnicze Alitalia. Trwa wcielanie w życie przygotowanego przez dyrekcję planu sanacyjnego, który będzie sfinansowany z rządowego kredytu w wysokości 400 mln euro. Nie obyło się, oczywiście, bez strajków, protestowały trzy największe związki zawodowe. I co jest najbardziej niezrozumiałe - protestują nadal. W styczniu tylko w ciągu jednego dnia odwołano w Rzymie i Mediolanie 187 lotów, choć wstępnie miało być skreślonych zaledwie 90 lotów. - Radość związków zawodowych z powodu udanego strajku jest nieodpowiedzialna, przywódcy związkowi nie biorą pod uwagę wysiłków rządu mających na celu utrzymanie przy życiu narodowej linii lotniczej - skomentował premier Berlusconi.
Gdyby nie środki publiczne, Alitalia już by nie istniała, gdyż pieniędzy zabrakło we wrześniu ubiegłego roku. Najwyraźniej jednak związkowcy nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji - w marcu czekają pasażerów kolejne strajki.

Przeciętny Włoch biednieje

Mocne związki zawodowe, oporne na jakiekolwiek zmiany, to cecha charakterystyczna Włoch. Często przeciągnięcie struny i niechęć do negocjacji ze strony działaczy związkowych prowadzi do zamknięcia zakładu, na czym tracą przede wszystkim pracownicy, bo właściciele raczej rzadko idą z torbami. Według Międzynarodowego Urzędu Pracy, Włochy są na 34. miejscu pod względem możliwości znalezienia pierwszego stałego zatrudnienia, ale na 18, jeśli chodzi o ochronę miejsca pracy. Oznacza to, że nie jest łatwo znaleźć pracę, ale też niełatwo ją stracić. (Echem odbiła się afera dotycząca seryjnych kradzieży na lotnisku Malpensa w Mediolanie. Zorganizowana szajka pracowników łupiła bagaże podróżnych. Pomimo niezbitych dowodów nie zwolniono winnych, bo chroni ich prawo pracy). Bardziej mobilne są małe firmy, w których związki zawodowe nie istnieją bądź są słabsze i przez to bardziej skłonne do pertraktacji.
Jedną z największych bolączek włoskiego przemysłu jest fakt, że drastycznie się starzeje. Widać to zwłaszcza na przykładzie rodzinnych imperiów przemysłowych - ich właściciele nie są przyzwyczajeni wydawać na badania naukowe i modernizację, co odbija się ujemnie na jakości włoskich produktów. Mimo iż Włosi są przyzwyczajeni chwalić i kupować swoje, tańsze wyroby zagraniczne znajdują coraz więcej nabywców - tym bardziej że przeciętny Włoch w ostatnich trzech latach zubożał średnio o 1380 euro. Pod względem sprzedaży ubiegły rok był najgorszy w ostatnim dziesięcioleciu. Co więcej, sami Włosi przyznają, że zagraniczne nie ustępują włoskim także od względem jakości. Nawet przywiązani do tradycji neapolitańczycy przyznali, że chińskie maszynki do parzenia kawy są równie dobre co prestiżowe, rodzinne marki, a kosztują trzykrotnie mniej.
Menedżerowie kulejących zakładów często odwołują się do pomocy państwa w postaci ulg podatkowych lub kredytów na restrukturyzację. Sęk w tym, że państwowa kasa świeci pustkami. Jeśli nawet znajdą się środki, to jest to rozwiązanie prowizoryczne. Zdaniem fachowców, brakuje perspektywicznej polityki industrialnej polegającej na współpracy między uniwersytetami, publicznymi centrami naukowymi a wielkim przemysłem. Ogromnymi problemami włoskiego systemu gospodarczego są też rozdęta biurokracja i najwyższe w UE koszty produkcji. Koszty energii są np. o mniej wiecej 40% wyższe niż w innych państwach Unii. Bez głębokich reform strukturalnych i rozwiązań systemowych nie można, twierdzą specjaliści, budować przyszłości. Niestabilność i chwiejność gospodarki sprawiają, że coraz częściej biznesmeni porzucają więc produkcję przemysłową i zajmują się sektorami chronionymi, jak usługi telekomunikacyjne, energia, autostrady i dystrybucja handlowa na wielką skalę, które gwarantują większe zyski. Jeśli nie będzie zmian, włoski przemysł zejdzie na margines. Według danych Global Competitiveness Report, Włochy są na 41. miejscu (wśród 102 krajów) pod względem konkurencyjności. Wiąże się to z systematyczną utratą pozycji w światowym eksporcie i spadkiem inwestycji zagranicznych. To najgorszy wynik w tym dziesięcioleciu.
Brączyk Małgorzata
Pamietam czytalam ten artkul to bylo chyba dosadniej Najbardziej chory czlowiek Europy.Z tad moje troche ironiczne spojrzenie na ten kraj,z powodu informacji jakie kraza w swiecie,a samych Wlochow to nie wiele obchodzi,bo tez nic poradzic sami nie moga.Jeden Beppe Grillo nic nie zwojuje.Temat Alitalii to temat rzeka podobno w cigu nast.30 dni ma sie wyjasnic.Ale co do diabla ,ze sa na minusie ok 650 miliard.eu,i co godzine traca 10 tys eu!My w kraju mamy wlasny cyrk z wlsnymi malpami,troche podobny do wloskiego,ale inny ,naprawde swojski z 2 kaczkami...wspolczuje Wlochom ,wspolczuje Polakom,ale mamy to na co zaslugujemy bo sie nie staramy!
My w kraju mamy wlasny cyrk z wlsnymi malpami,troche podobny do wloskiego,ale inny ,naprawde swojski z 2 kaczkami...wspolczuje Wlochom ,wspolczuje Polakom,ale mamy to na co zaslugujemy bo sie nie staramy!
Stokrotka dziwne masz informacje na temat Polski
Inf.mam wystarczajace inform.jaki wystarczajaca od lat skale porownawcza.Polityka to rzecz ,ktora interesuje mnie.Zreszta pisemko Polityka czytam od dziecka.I mowie, ze mi sie nie podoba to co widze,szacunek do PiS stracilam jak wzieli Leppera do koalicji..A tobie sie te polskie piekielko podoba?
Daily Telegraph": Polscy przywódcy psują wizerunek kraju...masz Inf.poczytaj sobie w Gazecie
Stokrotka, a ja aż tak surowy bym nie był. Gospodarce ani nie zaszkodzili ani nie pomogli. A premier okazał się nie utalentowanym, ale za to zręcznym Politykiem i wyeliminował z życia takiego Polityka jak Lepper.D
Pozdrowienia z zastyglej, ale za to slonecznej Caserty :)
Andrewbyl zawsze ulubience moje rodzinki,jego pojawienie sie TV zawsze poruszalo wszyskich,kazdy rzucal co robil i gnal przed telewizor,obserwowa,a potem salwy smiechu co nie miara i dowcipkowanie.Byl dla nas niczym dziwny zwierz w zoo.Choby jego fryzura,a czesze sie na Poznanskiej naprzeciwko wejscia do Hotelu Polonia i nawet widzialam jakiego lakieru do wlosow uzywa.Dobry fryzjer i tani,15 zl z obcieciem i modelowaniem dla panow.Chocby wspolna rodzinna ekscytacja jego opalenizna,wspolne duskusje jakiego przyspieszacza uzywa,jego piekne garnitury marki Zegna..buyt,super buty za 1300 zl..To byly pasjonujace tematy do wspolnych zartow rodzinnych.A tak ! Andrew robil u nas za gwiazde,obserwowalismy go i jego przemiany az fascynowaly..i co teraz gdzie moj ulubiony celebrites...Jak ten Kaczynski mogl ?wyeliminowac Andrew?i co ja teraz bede ogladala biedna?
Sorry powinno byc Andrew byl zawsze ulubiencem mojej rodzinki,
Wiesz Inf.analizuje Twoj post codziennie i zadumalam sie..Post podoba mi sie,informacje w nim zawarte przyjmuje do wiadomosci..ale zawsze znajdzie sie ktos,jesli mu cos zacytujesz , to ci napisze ,ze to ploteczki..Wprot niewiarygodne jacy ludzie sa powierzchowni,naprawde ,az dziw bierze..
stokrotka, ja tym sie nie przejmuje
Stokrotka co powiesz o Ekonomicznym Noblu za teorię mechanizmów rynkowych?
Nie wiem, ale odnoszę wrażenie, że jeżeli ta szacowna instytucja odznacza kogoś nagrodą za osiągnięcia ekonomiczne, to automatycznie ten nieszczęśnik powinien dostawać zakaz pracy w miejscach większych od wiejskiego sklepiku.
inf, a czym tu sie ekscytowac? teoria juz swoje lata ma, a ze pan Leonid na UW studiowal...
L>S, on jest Żydem polskiego pochodzenia. Biegle mówi po Polsku. Raz byłem na jego wykładzie który prowadził wspólnie z Charlesem Manski
stokrotka no nareście doczekałem sie deklaracji :
http://waluty.wp.pl/kat,67876,wid,9301072,raportwiadomosc.html?rfbawp=1192559499.983&ticaid=14a6c
Inf, dzięki za wklejkę o Zycie Gilowskiej. Może Ty wyjaśnisz mi, po co nam euro?
genio, Polska nie ma aż tak silnej gospodarki jak Wielka Brytania czy Szwecja żeby móc pozostać poza strefą. Euro. Hiszpanii i Irlandii dzięki wejściu do Euro wzrósł wzrost gospodarczy. Jedyną grupą co na pewno straci na wejściu są osoby wyjeżdżające zagranicę do pracy.
>>>>Polska nie ma aż tak silnej gospodarki jak Wielka Brytania czy
>Szwecja żeby móc pozostać poza strefą. Euro>W Hiszpanii i Irlandii
>dzięki wejściu do Euro wzrósł wzrost gospodarczy
Czy cię Pan Bóg opuścił człowieku?:)))
Uważasz, że sukces gospodarczy Irlandia osiągnęła dzięki euro?
Irlandia odniosła sukces dzięki mądrym rządom. A wejście w Euro było jednym z czynników które pomogły Irlandzkiej gospodarce
nie, zebym byl specem od ekonomii, studiowalem to tylko rok, ale rozumiem ja.
i teraz, od lat jezdze po europie i pytam ludzi jak to u nich bylo przed euro a jak po. nikt z zapytanych sie nie wzbogacil, ani ludzie ani firmy(male i srednie). do przejscia w euro trzeba byc naprawde dobrze przygotowanym.
nawet niemcy mialy krucho, ba jeszcze liza rany.
jesli chodzi o polske, to jest niegotowa, choc nie bardzo - dzieki dlugowzrocznemu balcerowiczowi.
trele morele,ja prognozuje ,ze predzej sie Unia rozleci niz eu wejdzie do Polski.Zart,oczywiscie,ale Litwa byla juz gotowa rok temu i infacja nagle skoczyla.A propos slyszeliscie ta przepowiednie slawnej wrozki ze w 2015r. juz po Uni.Buuum, jak rozdety balonik peknie.va be..
Sytuacja mediów w Polsce najgorsza w całej UE
Ogłoszony przez organizację obrony wolności prasy Reporterzy bez Granic ranking stawia Polskę wraz Ekwadorem na 56-57 pozycji w klasyfikacji państw pod względem gwarantowania swobód środków masowego przekazu. Polska zajęła w ten sposób ostatnie miejsce wśród wszystkich państw członkowskich Unii Europejskiej.
Za państwa najlepiej chroniące wolność prasy raport uznał wspólnie Islandię i Norwegię, umieszczając tuż za nimi na pozycji 3-4 Estonię wraz ze Słowacją.

Listę 169 państw zamyka jako najbardziej restrykcyjna wobec mediów Erytrea. Według raportu, w państwie tym "nie istnieją już prywatne media, a nieliczni dziennikarze, którzy odważają się krytykować rząd, lądują w więzieniu". Kilku z aresztowanych przez władze erytrejskie dziennikarzy zmarło. Niewiele wyżej, bo na 163. miejscu znalazły się Chiny, przy czym według raportu jest tam "wątpliwe, czy obiecywane reformy są realizowane i czy aresztowani dziennikarze zostaną zwolnieni".

Jak zaznacza raport, "w Polsce władze odmawiają dekryminalizacji prasowych przestępstw przeciwko czci, a sądy często orzekają wobec dziennikarzy kary więzienia w zawieszeniu. Od czasu gdy Lech Kaczyński został w październiku 2005 roku prezydentem, a jego brat Jarosław w kilka miesięcy później premierem, nastąpił wzrost liczby postępowań karnych wobec mediów".
Zastygly kraj.Nie zbudowlismy drugiej Japonii jak marzyl Gierek..Czy ktos wie kto to byl Gierek? Chcesz cukierka idz do Gierka,Gierek ma to ci da....
Tak, jasne, obiektywny raport obiektywnej, pozarzadowej organizacji.

>>Jak zaznacza raport, "w Polsce władze odmawiają dekryminalizacji
>prasowych przestępstw przeciwko czciOd czasu gdy Lech Kaczyński
>został w październiku 2005 roku prezydentem, a jego brat Jarosław w
>kilka miesięcy później premierem, nastąpił wzrost liczby postępowań
>karnych wobec mediów".
Temat przeniesiony do archwium.

« 

Życie, praca, nauka

 »

Życie, praca, nauka