Nie mówcie, że Włosi są zacofani :))

Temat przeniesiony do archwium.
To precedensowa sprawa. Romka z Częstochowy została oskarżona o kradzież ponad 8 tys. zł i zabicie ze szczególnym okrucieństwem kury - przy okazji zdejmowania klątwy z mieszkańców podkrakowskiej wsi. 11 stycznia stanęła przed sądem.
W kwietniu ubiegłego roku pod obejście Bronisława i Danuty S. w Przegini podjechał samochód. Za kierownicą siedział młody mężczyzna. Z auta wysiadła kobieta. - Byłam na podwórku. Zawołała do mnie, czy nie mam do sprzedania starych garnków, koców, opon - opowiadała w piątek sądowi Danuta S. - Powiedziała, że jest jasnowidzką z Chorwacji i widzi nad naszym domem klątwę. Była wręcz przerażona. Twierdziła, że niedługo umrzemy: ja i mój mąż. I że ona może nam pomóc, zdejmując czar.

- Czy wierzył pan w klątwę? - pytał wczoraj częstochowski sąd 57-letniego Bronisława S. - Tak. Pokłóciłem się z teściową i wierzyłem, że ona mogła ją na mnie rzucić - odparł mężczyzna.

Pani Danuta zaprosiła kobietę do domu. Tam nieznajoma oświadczyła, że najpierw musi wygnać z domu kołtuna - oznakę klątwy. Kazała przynieść jajo. Rozbiła je na ręczniku i domownicy ujrzeli między skorupkami kłębki czarnych włosów. Potem zażądała żywej kury. Pan Bronisław przyniósł ją z kurnika.

Czarodziejka napoiła ptaka wodą święcona, którą miała w butelce. Kura zatrzepotała skrzydłami i padła martwa, z jej dzioba trysnęła krew (krakowska prokuratura, sporządzająca akt oskarżenia, uznała, że sprawczyni prawdopodobnie otruła ptaka, czyli zabiła go ze szczególnym okrucieństwem, postawiono jej więc zarzut z ustawy o ochronie zwierząt).

By niebezpieczeństwo nagłej śmierci odgonić od gospodarzy skutecznie, nieznajoma potrzebowała jeszcze jednego - pieniędzy.

- Byłem bezwolny, co mi kazała, to robiłem - przyznał na sali sądowej pan Bronisław. Najpierw przyniósł tysiąc złotych. - Mało - usłyszał. Doniósł więc dwa czy trzy razy po 100, 200 zł. - Ja jestem jasnowidzka, mnie nie oszukasz, Przynieś wszystkie pieniądze - zażądała kobieta. Zebrał więc wszystkie domowe zaskórniaki i uskładał w sumie 8 tys. 360 zł.

- Ona zawinęła pieniądze w czarną szmatkę, w folię, w szal i wszystko to schowała pod wersalkę. Kazała nam klęczeć twarzami do ściany i modlić się, i przez trzy dni nie zaglądać pod wersalkę. A kurę - zakopać za stodołą. Za zdjęcie klątwy nie chciała pieniędzy, tylko jedzenie. Daliśmy jej drugą kurę, królika i dziesięć jajek - opowiadała przed sądem pani S.

Gdy czarodziejka wyszła na podwórze, podążył za nią pan Bronisław. W przebłysku zdrowego rozsądku zapisał numer rejestracyjny auta odjeżdżającego z piskiem opon.

- Gdy tylko pojechała, od razu chciałam zajrzeć pod wersalkę. Mąż mówił, żeby tego nie robić, bo wszystko pójdzie na marne, ale się uparłam... - wspomina gospodyni.

Jeszcze tego samego dnia małżonkowie zawiadomili o kradzieży Komisariat Policji w Krzeszowicach.

Częstochowska policja zatrzymała Romkę Katarzynę S. niespełna miesiąc później. Kobieta jest notowana za wielokrotnie oszustwa. Bronisław S. rozpoznał ją na zdjęciach pokazanych mu przez policję, a potem podczas konfrontacji. Jednak na sali sądowej oboje pokrzywdzeni uznali, że to nie kobieta siedząca na ławie oskarżonych odwiedziła ich dom. Sama oskarżona zaprzecza, by kiedykolwiek była w Przegini, i mówiąc o pomyłce oskarżyciela, skwitowała: "My, Romki, jesteśmy takie do siebie podobne".

Romowie udowodnili przy tym, że swój honor mają. Wśród podejrzanych była na pewnym etapie śledztwa córka wójta gminy romskiej. - Jej ojciec przyjechał do nas wtedy i dał nam tyle samo pieniędzy, ile straciliśmy. Mówił, że ma już dość bezpodstawnego oskarżania Romów, a zwłaszcza jego córki, i że nie chce konfliktów z Polakami - relacjonowali sądowi małżonkowie z Przegini. - Ja Cyganów nie rozróżniam, nic do nich nie mam, nie mam też pretensji o czary - zarzekał się Bronisław S. i wskazując na oskarżoną, prosił: - Niech ją sąd uniewinni, my już do nikogo nie mamy żalu.

Mimo tych sugestii proces będzie kontynuowany.

Źródło: Gazeta Wyborcza Częstochowa

« 

Kultura i obyczaje