Con i tuoi, czyli święta i Nowy Rok po włosku

Temat przeniesiony do archwium.
Postanowiłam spędzić Boże Narodzenie i sylwestra we Włoszech. Chcę poznać różnice w sposobie obchodzenia świąt i cieszyć się tym co podobne, takie jak w domu. Ląduję w Neapolu. Na lotnisku witają mnie udekorowane choinki, które dość późno, bo dopiero w 1900 roku, zagościły w Italii.

W Wigilię rano udaję się na ulicę San Gregorio Armeno, która słynie z tradycji presepi – szopek bożonarodzeniowych. Warto było tu przyjść. Uliczka pełna jest warsztatów, w których powstają szopki. Ich liczba i różnorodność są naprawdę imponujące. Często obok zwyczajowych bohaterów – pasterzy, zwierząt, Jezusa – w szopkach ustawia się postaci z życia politycznego Italii. Jest bardzo kolorowo i... głośno. Często wybuchają petardy. To przygotowania do powitania nowego roku. Neapol wiedzie prym w niechlubnej sprzedaży nielegalnych środków pirotechnicznych. W Neapolu jest 16 stopni ciepła. O śniegu nie może być mowy. Dziwny jest widok Świętych Mikołajów z osiołkami zamiast reniferów, krzątających się wokół Włochów często ubranych jedynie w lekkie kurtki lub marynarki.

Wigilijną kolację spożywam z moimi przyjaciółmi. W całych Włoszech jest to zazwyczaj kolacja postna, warianty dań zmieniają się w zależności od regionu. Zdecydowanie jednak na stole wigilijnym królują ryby. Na deser zajadam się typowymi słodyczami Neapolu – struffoli. Dawną tradycją było zapalanie w ten wieczór wielkiego kloca drewna, który miał się palić aż do wieczora Trzech Króli, aby Matka Boska z Dzieciątkiem mogli się przy nim wystarczająco ogrzać. W domu, w którym przebywam, stoi duża szopka.

Obdarowujemy się prezentami, które przynosi Święty Mikołaj, zwany we Włoszech Babbo di Natale. Dochodzi północ, czas pasterki. Idziemy do kościoła. Czy to na skutek oddalenia od rodziny, czy też braku śniegu trudno mi poczuć atmosferę Bożego Narodzenia znaną z Polski. Przez głowę przemyka mi włoskie powiedzenie Natale con i tuoi ("Boże Narodzenie spędzaj wśród swoich"). Całkowicie się z nim zgadzam.

Włosi dwa dni świąt spędzają podobnie jak my w gronie rodzinnym i przy suto zastawionych stołach. Po postnej wigilii folgujemy sobie z neapolitańczykami w potrawach mięsnych. Jada się chętnie nóżki wieprzowe z farszem – podobno przynoszą szczęście, ponieważ mięso to symbolizuje dostatek. Wybór potraw zależy wyłącznie od gustów rodziny. Włosi jedzą też drób – kaczki, indyki i kurczaki. Dla łasuchów podaje się ciasta i desery – typowy dla Italii jest torrone. Przygotowuje się go na bazie migdałów, orzechów, często także z jabłkami. Boże Narodzenie było dawniej nazywane dniem chleba. Stąd tradycja przygotowywania w tym okresie ciast z mąki. Najbardziej znane w całej Italii, mimo że pochodzi z Mediolanu, jest panettone, przypominające babkę z rodzynkami. Im więcej rodzynek w środku, tym lepiej. Symbolizują one złote monety, więc mają zapewnić Włochom bogactwo.Fuj, kasztany...
Pogoda sprzyja spacerom. Na ulicach widać włoskie rodziny z dziećmi. Idziemy do Galerii Umberto, przeszklonego pasażu. Tutaj czuć atmosferę świąteczną. W tle rozbrzmiewają kolędy, stoją choinki. Dzieci chętnie robią sobie zdjęcia z Mikołajami i ich zwierzętami. Włosi słyną ze swej miłości do maluchów. W czasie świąt widać to chyba najbardziej. Małe bambini mogą liczyć na masę prezentów, atrakcji i ciepła. Czasem są to imitacje reniferów, innym razem żywe osiołki.

Na ulicach nagminnie sprzedają pieczone kasztany. Włosi się nimi zajadają. Nigdy nie próbowałam, tylko zbierałam. Tym razem daję się skusić. Fuj, jakie niedobre – myślę i obiecuję sobie skrycie, że pozostanę jednak przy zbieraniu. Mój znajomy Włoch patrzy na moją skrzywioną minę, po czym wykorzystuje sytuację i zjada oprócz swojej również całą moją torebkę kasztanów. Wracamy po spacerze i znowu jemy. Zauważam w domu jemiołę. Tutaj również znają tradycję całowania się pod nią. Roślina uchodzi za symbol płodności. Rodzinka włoska oddaje się grze w karty, dzieci mają warcaby i szachy.

Trzeźwy sylwester
Kolejne dni upływają na przygotowaniach do sylwestra. Na ulicach widzę wiele straganów z czerwoną bielizną. To nie przypadek. Uważa się tutaj, że powitanie nowego roku w czerwonym kolorze gwarantuje szczęście. Wielu Włochów kupuje czerwone komplety bielizny swoim partnerkom. Wreszcie nadchodzi ostatni dzień starego roku. Wieczorem jadę z moimi znajomymi do lokalu, w którym będziemy witali nowy rok. Grupa ich przyjaciół liczy około trzydziestu osób. Przed lokalem dochodzi do zabawnej sceny. Spoglądam na kilkanaście zaparkowanych "naszych" samochodów i pytam, jak będziemy wracali do domu po imprezie. Wszyscy patrzą na mnie dziwnie, jakby nie rozumieli pytania. Tak samo jak tu przyjechaliśmy.

Pijani? – pytam przerażona, widząc już siebie, jak pieszo pokonuję ulice Neapolu nad ranem, zmęczona, w uciskających butach, w śniegu... nie, chociaż śniegu nie będzie. A kto tu będzie pijany? – pytają Italiani. Przyzwyczajona, że w Polsce z sylwestra wraca się taksówką, ponieważ wszyscy kierowcy są po balu bardzo... zmęczeni, obserwuję mojego włoskiego kierowcę z niepokojem. Szybko się odprężam, Włosi naprawdę potrafią się znakomicie bawić bez alkoholu. Jest oczywiście szampan, wino, ale przeważnie ograniczają się do wzniesienia toastów. Nad ranem, około godziny trzeciej, wychodzimy wszyscy z lokalu. To jednak nie koniec nocy sylwestrowej. Jedziemy wszyscy do baru, gdzie zbierają się młodzi po imprezach, aby zjeść wspólnie rogalik i wypić pierwsze w tym roku cappuccino. Potem śpię tylko kilka godzin. Jadę do Rzymu.

Nóżki na szczęście, troski na bruk
Moi włoscy przyjaciele informują mnie, co według tradycji należy robić w sylwestra, aby cieszyć się potem szczęściem przez cały rok. Powinno się więc na przykład jeść kiełbasę serdelową lub nóżki wieprzowe. Dostatek przynoszą soczewica i winogrono, którym kończymy posiłek. Przysłowie włoskie mówi: kto je winogrona w sylwestra, ten liczy pieniądze przez cały rok. Kolejną tradycją jest wyrzucanie starych rzeczy przez okna. Ma to symbolizować pozbycie się smutków i trosk starego roku. Takie porządki przed powitaniem nowego roku, który ma być zawsze lepszy i weselszy. Podczas mojego pobytu we Włoszech nie widziałam entuzjastów tego sposobu żegnania się ze starym rokiem. Może robili to bardziej dyskretnie, niż wyrzucając przez okno stare meble, jak to podobno czynią poniektórzy Włosi. Spoglądam z pesymizmem w przyszłość. Nie jadłam soczewicy, nie wyrzuciłam niczego starego, do tego nie noszę czerwonych majtek...W Polsce święta zasadniczo kończą się wraz z przywitaniem nowego roku. Drugiego stycznia stawiamy się zazwyczaj wszyscy w pracy. Włosi świętują dłużej, od 24 grudnia do 6 stycznia.

W Rzymie odwiedzam obowiązkowo Watykan. Na placu Świętego Piotra króluje wysoka choinka. Co roku jest darem z innego kraju. Wielu turystów skupia się przy watykańskiej szopce bożonarodzeniowej przed bazyliką. Tradycję jej ustawiania zapoczątkował Jan Paweł II. Tutaj, w Wiecznym Mieście, święta wciąż trwają. Rzymianie jak całe Włochy przygotowują się na przyjście Befany.
Mikołaj w spódnicy
Ta brzydka przygarbiona staruszka zawojowała serca włoskich bambini, które corocznie jej wypatrują. Befana ma długi, zakrzywiony nos. Ubrana jest w postrzępione brudne rzeczy, na głowie ma przewiązany szal lub chustę. Dosiadając miotły, wchodzi do domów przez komin i zostawia w skarpecie prezenty. Są dwie wersje podarków. Dla dobrych włoskich dzieci staruszka ma to, co zwykle Mikołaj dla polskich. Bardziej zaciekawiły mnie prezenty dla tych "grzecznych inaczej". Te mogą liczyć na... węgiel, cebulę, czosnek lub popiół. Dzieci zostawiają na talerzu dla dobrej staruszki w zamian za prezenty – mandarynkę, pomarańczę lub kieliszek wina.

Befana jest specjalnością typową włoską. Próbuję zbadać jej pochodzenie. Jej święto przypada 6 stycznia. Legenda mówi, że kiedy trzej królowie wyruszyli do Groty w Betlejem, by pozdrowić małego Jezusa, idąc za kometą, odwiedzali różne kraje. W każdym z nich przyłączali się do nich ich mieszkańcy z darami. Jedna tylko staruszka chciała podążyć z królami, a potem nagle zrezygnowała. Później zmieniła znowu zdanie i chciała iść razem z nimi, ale było już za późno, królowie byli zbyt daleko. Befana nigdy więc nie widziała Pana Jezusa i niczego mu nie podarowała. Dlatego teraz w nocy z 5 na 6 stycznia przynosi dzieciom prezenty, mając nadzieję na spotkanie z nim.

Królestwo Befany
Befana króluje zdecydowanie na Piazza Navona. Plac jest przykładem stylu barokowego w Rzymie. Ma kształt elipsy, w czasach rzymskich był stadionem. Uwagę przyciągają fontanny: Czterech Rzek Berniniego i Neptuna. W okresie świątecznym plac obejmują w posiadanie liczne Befany i dzieci. Jestem atmosferą tam panującą zachwycona. Wokoło ustawione są liczne stragany, na których można zakupić zabawki, słodycze, lampki. Podobają mi się szczególnie długie, czerwone zwykle skarpety, w których czarownica zostawia prezenty. Na dzieci na Piazza Navona czeka wiele atrakcji. Spotkania ze Świętym Mikołajem, którego Befana jednak nie wyparła, jazda na małych karuzelach, możliwość zrobienia sobie zdjęć z postaciami z bajek. W Rzymie byłam cztery dni i przyznam się, że codziennie musiałam tam zajrzeć – to było silniejsze.

Nadeszło święto Trzech Króli. Koniec włoskich świąt, a wraz z nim mój wylot do Polski. Przyjemnie było zobaczyć, posmakować i poczuć, jak Włosi spędzają święta.
:)
Stokrotko,no piekny ten tekst,a moj maz kolejny raz,przy pieknie zastawionym stole,na ktorym nie brakowalo,zadnych wloskich,a nawet polskich przysmakow,odmowil jedzenia papieru!!!
dlaczego papieru?
bo on tak na oplatek mowi
no to pewnie diabel w nim siedzi :D
O to to,swieta racja !!!! i to pytanie,dlaczego ?
Temat przeniesiony do archwium.

 »

Pomoc językowa - tłumaczenia