Przyszłość włoskiego rządu zawisła na włosku

Temat przeniesiony do archwium.
Już po raz 32. premier Włoch zwraca się do parlamentu o wotum zaufania dla rządu. Tym razem powodem jest utrata większości w Senacie, gdzie centrolewicowa koalicja dysponowała przewagą ledwie jednego głosu. W poniedziałek wieczorem z rządu wycofała się chadecka partia P-UDEUR, która miała trzy senackie mandaty. Chociaż w izbie deputowanych koalicja ciągle zachowuje większość, Prodi zdecydował, że jeśli ma dalej rządzić, to chce od parlamentarzystów wotum zaufania. I to w obu izbach. Wszystko teraz zależy od poparcia kilku dożywotnich senatorów, którzy już kilka razy pomagali rządowi zdobyć większość. – Jeżeli gabinet Prodiego upadnie, to przy odpowiednim poparciu politycznym możliwe będzie utworzenie rządu tymczasowego na kilka miesięcy, co pozwoli przeprowadzić najważniejsze reformy. Absolutna konieczność to zmiana systemu wyborczego, który będzie preferował większe ugrupowania. Właśnie widzimy, do czego prowadzą koalicje z małymi partyjkami – mówi „Rz” włoski politolog Fabio Liberti. Rząd Prodiego tworzy aż dziewięć bardzo różniących się ugrupowań – od dwóch partii komunistycznych po antyklerykalnych radykałów i chadeckie centrum. Dlatego rządem wielokrotnie wstrząsały kryzysy. Rok temu Prodi podał się do dymisji, bo przegrał w Senacie głosowanie na temat polityki zagranicznej. Prezydent Giorgio Napolitano szybko jednak polecił mu sformowanie nowego rządu. Zdaniem ekspertów tym razem wcześniejsze wybory są bardzo prawdopodobne. A jeśli do nich dojdzie, wielkie szanse na powrót do władzy miałby stojący na czele prawicy były premier Silvio Berlusconi.
Smutne, że podejrzenia o korupcję Mastelli, czyli byłego ministra odpowiedzialnego za sądy, schodzą na dalszy plan wskutek tych wszystkich rozgrywek partyjnych. Wszystko stoi na głowie - ogłosił znany włoski komik Beppe Grillo, który zapowiada rychłe zorganizowanie kolejnego Vaffanculo Day, czyli demonstracji pod hasłem: "Odpieprzcie się, politycy!".
Bardzo lubie Staniszkisz dlatego wam wklejam,ale dotyczy to rowniez i naszego rzadu a ze wklejam tu bo pasuje i do Wloch ..... Władza już prawie nie istnieje
Władza – zgodnie z definicją Laswella, czyli – polegająca na zdolności przeforsowania swojej woli mimo oporu innych, już prawie nie istnieje. Rozproszona i podzielona, może co najwyżej pretendować do statusu „bycia przyczyną” i uruchomiania, lub – „przeorientowywania” zachowań innych w pożądanym przez siebie kierunku. Nie ma już jednak kategoryczności i determinizmu pierwszej definicji, a co najwyżej – większe lub mniejsze prawdopodobieństwo osiągnięcia zamierzonych rezultatów. Bo te w coraz większym stopniu są wypadkową całego pola sił uruchamianych przez relacje między instytucjami, sekwencję działań, trafne problematyzowanie sytuacji. Ta władza bez podmiotów wypiera stopniowo formy, które znaliśmy w przeszłości.

Wciąż jednak jest aktualna koncepcja władzy jako „zdolności penetracji” sformułowania w klasycznej myśli chińskiej. Chodzi o umiejętność spowodowania, by nasz interes był brany pod uwagę (choćby jako ograniczenie z którym trzeba się liczyć) przez aktorów nad którymi już nie panujemy a których decyzje mogą wpłynąć na nasz los. W Chinach uważano, że państwo istnieje dopóty, dopóki „penetruje” (w znaczeniu jak wyżej) algorytmy decyzyjne kluczowych podmiotów na własnych terenie i że o taki status należy bez przerwy zabiegać. Z powyższym łączy się „sterowanie rozmyte”, czyli – regulacja samoregulacji poprzez posiadanie przez X-a prawa do interwencji, działań nadzwyczajnych (a nawet – zawieszenia autonomii podmiotów) gdy przekroczą określone warunki brzegowe: tak właśnie działa UE.
Odmiany władzy można mnożyć. Jest więc na przykład „władza spektaklu” polegająca na umiejętności narzucenia swojego sposobu interpretowania sytuacji, czy wygodnej – dla siebie płaszczyzny sporu,. Chodzi o wymuszenie konfrontacji na polach gdzie siła przeciwnika zmienia się w słabość a nasze słabości staną się atutami.

Jest też wreszcie władza łącząca się z umiejętnością manipulowania czasem. Przykładem – tzw. „przemoc strukturalna”, gdy globalny matrix narzuca peryferiom procedury i instytucje z innej, niż ich, fazy kapitalizmu. W konsekwencji zasoby owych peryferii zaczynają pracować dla rynków innej, niż ich skali (i „czasu historycznego”) i trudniej akumulować kapitał. Manipulowanie czasem polega tu na złamaniu sekwencji kroków. Z kolei w ramach sieci kolejność procedowania wpływa na szansę poszczególnych ogniw aby przeforsować swój punkt wiedzenia czy interes.

Sekwencja staje się więc substytutem hierarchii, a manipulowanie nią – instrumentem władzy. Tak było choćby w czasie sławetnego sporu między rządem a Uni Credito: rozpoczęcie negocjacji od problemów regulowanych przez prawo bankowe dawało fory temu ostatniemu, a od rozwiązań cywilno-prawnych i kwestii własnościowych – rządowi.

Pof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski
Poradnik dla Platformy
Profesor Jadwiga Staniszkis mówi, że pod rządami Platformy Obywatelskiej nadal obserwujemy partyjniactwo i radzi rządowi Tuska, co powinien zrobić, aby wywiązać się z wielu złożonych podczas wyborów obietnic

Wraz z nastaniem rządu Donalda Tuska IV RP odeszła i nic już tamtego stanu rzeczy nie wskrzesi. Szansa na rewolucyjne zmiany w stylu, w jakim zarządzało krajem PiS, przeminęła. Nadal jednak pozostała konieczność zmian, choć zdecydowanie sugerowałabym inny styl ich wprowadzania.

Obserwując pierwsze tygodnie premiera i jego gabinetu, widzę zwrot w sposobie rządzenia. Styl się zmienił na bardziej lekki, ale praktyka rządzenia zmieniła się znacznie mniej. Na przykład nie odtworzono służby cywilnej i dalej obserwujemy partyjniactwo.

Nie chodzi jednak tylko o to, co premier Tusk zyskał na opozycji względem PiS i krytyce ich modelu zarządzania państwem, ale przede wszystkim o mądre i konstruktywne wykorzystanie szans, jakie dało nowemu rządowi społeczeństwo. Przed nowym gabinetem stoi wiele problemów do rozwiązania: przygotowanie reformy służby zdrowia i dokończenie reformy emerytalnej, renegocjowanie kosztów z funduszami emerytalnymi, unowocześnienie programów edukacyjnych, budowa silnego państwa w nowych ramach, wyznaczonych przez traktat regulujący UE, wreszcie - jak najszybsza ratyfikacja tego traktatu.

Mam nadzieję, że nowy rząd nie popełni błędów swoich poprzedników i skorzysta z zasobów wiedzy, jakie posiadają eksperci ze środowisk naukowych. Do tej pory rządzące elity sięgały najczęściej do swojej "krótkiej ławki", polegając wyłącznie na sobie i własnym - większym, a często niestety mniejszym - doświadczeniu. Szans na powodzenie, np. w rozwiązywaniu problemów służby zdrowia, upatruję w konsultacjach z przedstawicielami ośrodków akademickich, np. z zespołem prof. Więckowskiej z SGH, która opracowała kompleksową reformę ubezpieczeń i zaproponowała uszczelnienie służby zdrowia przez rynek. Dużym krokiem naprzód byłaby również sytuacja, w której rząd zacząłby traktować społeczeństwo jak partnera do rozmów.

Myślę jednak nie o przewrocie, polegającym na odcinaniu się od przeszłości i akcentowaniu odbudowy moralnej. O tym marzył były premier Jarosław Kaczyński, ale szansa została zmarnowana przez przyjęcie zasady, że cel uświęca środki. I na pewno nie ułatwił tym startu swoim następcom. Rozczarowanie do przebiegu reform nie ułatwiło sytuacji nowemu rządowi, 45 proc. społeczeństwa nie wierzy w szansę uzdrowienia służby zdrowia: stąd żądania skupiające się głównie na kwestiach płacowych.

Dodatkowo Platforma ponosi konsekwencje nadmiernie rozbudzonych podczas kampanii wyborczej oczekiwań społecznych. Słuchając zapowiedzi wdrożenia reform, byłam przekonana, że PO zabrała się do pracy, mając gotową listę projektów ustaw. Okazało się, że ma bardzo niewiele.

Brak konkretów dziwi choćby ze względu na to, że był przecież gabinet cieni i program "Państwo dla obywateli", przygotowany m.in. przez Jana Rokitę. Odniosłam w swoim czasie wrażenie, że istnieje konkretny plan działania, a prace będą kontynuowane natychmiast po dojściu PO do władzy.

Pod adresem działań resortu sprawiedliwości można również wysunąć wiele zarzutów. I chociaż Zbigniew Ziobro swoją strategią na skróty naruszał standardy kultury prawnej, to miał także pewne osiągnięcia, np. sądy 24-godzinne i spadek drobnej przestępczości. Jego następca, Zbigniew Ćwiąkalski, też nie jest idealnym kandydatem na ministra sprawiedliwości. Uważam, że człowiek, który jako obrońca angażował się w sprawy z pierwszych stron gazet, ma małe szanse na uzyskanie opinii, że jest w pełni obiektywny. Sądzę jednak, że jest kompetentny, nawet jeśli jego działania wydają się zbyt powolne czy pozbawione pasji. Możemy być natomiast pewni, że nie będzie on stosował tych wszystkich praktyk, które najbardziej wytykano Ziobrze, np. legalizacji podsłuchów. Wydaje mi się, że jeśli tylko Zbigniew Ćwiąkalski zdoła oddzielić urząd ministra od stanowiska prokuratora generalnego i zintensyfikuje walkę z korupcją bez drogi na skróty, jak robił to Ziobro, będziemy mogli mówić o sukcesie.

Reasumując, nadzieja na IV RP przeminęła, ale radykalne zmiany instytucjonalne są dalej pilnie potrzebne.
Jadwiga Staniszkis
merenda dla Genia :D
Też bardzo lubię tę wybitnie inteligentną kobietę, dziwi mnie jednak jej niefrasobliwe podejście do osoby Ćwiękalskiego. Ktoś, kto pracował, jako niemal etatowy obrońa największych mafiozów, nie jest według mnie odpowiedni, kandydatem na stanowisko po Ziobrze.
Temat przeniesiony do archwium.

 »

Życie, praca, nauka


Zostaw uwagę