55 najdłuższych dni w historii Włoch - to najczęściej powtarzane słowa w związku z przypadającą w niedzielę 30. rocznicą porwania byłego premiera Aldo Moro, który został zamordowany przez terrorystów z Czerwonych Brygad.
Jego zwłoki znaleziono 9 maja 1978 roku w samochodzie w centrum Rzymu.
Dramat, którym żył wtedy niemal cały świat, rozpoczął się rano 16 marca 1978 roku. Samochód, którym 62-letni Moro - były premier i ówczesny przewodniczący Chrześcijańskiej Demokracji - jechał do Izby Deputowanych na zaprzysiężenie rządu Giulio Andreottiego został zatrzymany na rzymskiej via Fani. Terroryści zabili na miejscu pięciu członków jego ochrony - dwóch karabinierów i trzech policjantów - a następnie odjechali z uprowadzonym Moro niebieskim fiatem 132.
REKLAMA Czytaj dalej
Wkrótce włoska agencja prasowa Ansa otrzymała komunikat, w którym do porwania byłego szefa rządu przyznały się Czerwone Brygady. Terroryści poinformowali również o rozpoczęciu "procesu ludowego" swego zakładnika.
19 marca dramatyczny apel o uwolnienie polityka i swego osobistego przyjaciela wystosował papież Paweł VI.
W kolejnych dniach ogłoszono treść kilku listów Moro do przedstawicieli władz i rodziny, napisanych pod presją terrorystów, w których zakładnik sugerował, że może zostać uwolniony, jeśli z więzień zostaną wypuszczeni bojówkarze Czerwonych Brygad. Nalegał również na podjęcie nacisków przeciwko przyjętej przez władze stanowczej linii postępowania, wykluczającej wszelkie negocjacje z terrorystami.
Z każdym dniem listy, jakie rozsyłał (w sumie w czasie 8 tygodni niewoli napisał ich ponad 80) były coraz bardziej dramatyczne i było w nich coraz więcej błagalnych próśb o pomoc i spełnienie żądań porywaczy. Oni zaś domagali się uznania przez władze ich organizacji i zwolnienia z więzień trzynastu towarzyszy.
W następnym komunikacie 15 kwietnia Czerwone Brygady powiadomiły o zakończeniu "procesu" byłego premiera i wydanym na niego wyroku śmierci.
Dwa dni później apel o jego uwolnienie skierował ówczesny sekretarz generalny ONZ Kurt Waldheim.
Do kolejnego komunikatu porywaczy, ogłoszonego 20 kwietnia, załączono zdjęcie Aldo Moro z gazetą z poprzedniego dnia jako dowód, że polityk żyje.
22 kwietnia o bezwarunkowe uwolnienie zakładnika ponownie zaapelował Paweł VI. Dopiero niedawno ówczesny premier Giulio Andreotti ujawnił, że papież był gotów zapłacić okup za życie i wolność swego przyjaciela, i że w Watykanie zebrano pieniądze na ten cel. Jednak Czerwone Brygady nie żądały okupu.
29 kwietnia listy od Aldo Moro otrzymali prezydent Giovanni Leone, premier Andreotti oraz kilku czołowych polityków. Zakładnik napisał, że jedyną możliwością zakończenia jego dramatu będzie zwolnienie więźniów.
Niektórzy politycy chadeccy w obliczu pogarszającego się kryzysu rozważali możliwość spełnienia części żądań. Bettino Craxi wskazał nazwiska dwóch terrorystów, którzy mogliby zostać ułaskawieni ze względu na stan zdrowia. Premier Giulio Andreotti powtórzył 5 maja stanowcze nie dla jakichkolwiek negocjacji.
W odpowiedzi porywacze ogłosili: "kończymy batalię rozpoczętą 16 marca wykonując wyrok".
Żona Aldo Moro otrzymała od niego tego samego dnia list ze słowami: "Teraz nagle, gdy pojawiła się wątła nadzieja, w niepojęty sposób przychodzi rozkaz egzekucji".
9 maja, po 55 dniach od porwania, na via Caetani w Rzymie, w pobliżu siedziby chadecji w bagażniku zaparkowanego samochodu znaleziono zwłoki byłego premiera, zabitego kilka godzin wcześniej.
Od trzydziestu lat sprawa porwania Aldo Moro jest jednym z najgoręcej dyskutowanych we Włoszech czarnych rozdziałów najnowszej historii. Nie milknie debata nad celowością przyjętej w dniach jego uprowadzenia bardzo sztywnej linii postępowania, wykluczającej jakiekolwiek rozmowy z terrorystami. Trwa dyskusja nad postawą rządu, oskarżanego już wtedy o to, że "złożył w ofierze" porwanego polityka. Nie brakuje również opinii na temat poważnych zaniedbań policji, która nie szukała go we właściwy sposób.
Ogromne emocje budzi do tej pory również seans spirytystyczny, którego uczestnicy, wśród nich obecny premier Włoch Romano Prodi, usiłowali dowiedzieć się, gdzie przetrzymywany jest Aldo Moro.
Według powtarzanej relacji, Romano Prodi po tym seansie podał policji nazwę miejsca "Gradoli", jaką miał wtedy usłyszeć. Policjanci tymczasem, jak się podkreśla, nie zrozumieli tego komunikatu. Pojechali do miejscowości pod Rzymem o tej nazwie. Tymczasem Aldo Moro był więziony przez terrorystów z Czerwonych Brygad w domu przy via Gradoli w Wiecznym Mieście.