Co roku bywalam na Festiwalu Filmowym w Locarno,w tym roku nie pojechalam A dzieja sie ciekawe rzeczy .Nie wiem czy slyszeliscie, ze włoski minister kultury Sandro Bondi protestuje przeciwko pokazywaniu na festiwalu w Locarno filmu gloryfikującego lewackich terrorystów
Chodzi o dokument „Il Sol dell’ Avvenire” (Słońce przyszłości), który ma zostać zaprezentowany w sobotę. Wyreżyserował go Gianfranco Pannone na podstawie książki Giovanniego Fasanellego, będącego też autorem scenariusza. Film otrzymał dotację w wysokości 250 tys. euro od poprzedniego ministra kultury Francesco Rutellego, który był również wicepremierem w rządzie Romano Prodiego.
Bondiego zaalarmował Giovanni Berardi, syn zamordowanego przez terrorystów policjanta i członek zarządu Stowarzyszenia Ofiar Czerwonych Brygad, który obejrzał obraz na przedpremierowym pokazie. Minister kazał sobie pokazać film. Nie krył oburzenia.
Lwia część dokumentu to nagrana w ubiegłym roku rozmowa pięciu osób przy suto zastawionym restauracyjnym stole. Ci sami ludzie spotkali się w tym samym miejscu w 1969 roku, gdy byli młodymi komunistycznymi anarchistami oskarżającymi wierchuszkę Włoskiej Partii Komunistycznej o zdradę rewolucyjnych ideałów. Potem ich drogi się rozeszły. Alberto Franceschini wraz z Renato Curzio założył Czerwone Brygady, dwóch innych wstąpiło do tej organizacji. Cała trójka ma na sumieniu liczne mordy i spędziła wiele lat za kratkami. Roberto Ognibene do dziś musi wracać na noc do więzienia. Czwarty został działaczem związkowym, a piąty zrobił karierę w lokalnych strukturach partii komunistycznej. Na filmie wspominają dawne czasy.
Jak twierdzi Bondi, film przedstawia racje tylko jednej strony – terrorystów. Co gorsza, jest pełen nostalgii za czasami zbrojnej walki klasowej. Byli terroryści nie wyrażają skruchy za popełnione zbrodnie, sami odpuszczają sobie grzechy. Franceschini mówi, że wówczas to państwo było terrorystą, a Czerwone Brygady odpowiedzią na uprawiany przez nie terror. Leją się łzy nad członkiem Brygad rzekomo zamordowanym w więzieniu, ale nie pada ani jedna refleksja o ofiarach czerwonego terroru. Wiele z nich zostało tymczasem zamordowanych własnymi rękami przez bohaterów filmu.
Leją się łzy nad członkiem Brygad rzekomo zamordowanym w więzieniu, ale nie ma mowy o ofiarach czerwonego terroru
Minister mówi, że jest mu wstyd przed ofiarami lewackiego terroru, przede wszystkim tego, że Ministerstwo Kultury za czasów lewicowego rządu przyznało dotacje na tak fałszujące rzeczywistość i jednostronne dzieło. Wyraził żal, że taki film będzie reprezentował Włochy na międzynarodowym festiwalu. Zapowiedział, że jeśli teraz ktoś robiący film o terrorystach zgłosi się po dotację, decyzja zależeć będzie od opinii Stowarzyszenia Ofiar. Berardi, syn ofiary Czerwonych Brygad, w rozmowie z włoskimi mediami też nie posiadał się z oburzenia: „Nam odmówili odszkodowania za utratę bliskich, a im finansują filmy” – mówił.
Scenarzysta odpiera zarzuty. Tłumaczy, że intencją filmu było pokazanie, jak powstały Czerwone Brygady. Na końcu na ekranie pojawia się lista i zdjęcia ofiar. Przypomina, że ofiarom poświęcił książkę „I silenzi degli Innocenti” (Milczenie niewinnych). Uważa, że nie można kneblować byłych terrorystów.
Pod koniec lat 90. Czerwone Brygady znalazły we Włoszech naśladowców. Z ich rąk w 1999 r. zginął prof. Massimo D’Antona, rządowy ekspert prawa pracy. Trzy lata później – pełniący tę samą funkcję prof. Marco Biagi.
Festiwal filmowy w Locarno
www.pardo.ch