>ja tez nic nie znalazlam,szacunek dla Infa
Dobrze szukałaś?:
http://ritula.blox.pl/html
a tam:
W Warszawie na lotnisku przed samym odlotem kupilam Charaktery.Pamietam te gazete jeszcze z czasow studenckich.Lubilam ja czytac.Teraz powrocil zapal i radosc,czerpana z lektury.
Znalazlam bardzo duzo ciekawych tekstow.O bliskosci i konfliktach miedzy rodzenstwem(o ironio,czemu akurat teraz!),i tekst o emigracji...Poruszajacy i strasznie bolesnie prawdziwy...
Autor tekstu pisze,ze reakcja na nowosc swiata na emigracji ma rozne fazy:
1."miesiac miodowy",fascynacja nowoscia,ciekawosc-mentalnie czlowiek jest jeszcze w domu,posluguje sie dotychczasowymi nawykami,kupuje chleb i dziwi sie,ze inaczej smakuje...
2.druga faza-konfrontacja z odmiennoscia swiata,w ktorym przyszlo nam zyc,brak zrozumienia.Czlowiek czuje sie zagrozony,bo jego reakcje przestaly byc adekwatne.
3.Trzecia faza-za nieporozumienia obwiniamy kulture,w ktorej przyszlo nam zyc.Nic nam sie nie podoba!!...
4.w czwartej fazie odzyskujemy dystans,potrafimy dostrzec dobre i zle strony zarowno naszej ,jak i nowej kultury.
5.w piatej fazie uzyskujemy pelne kompetencje potrzebne do zycia w nowej kulturze,biegle poslugujemy sie jezykiem.
A ja?...Zastanawialam sie nad tym.Mysle,ze oscyluje pomiedzy 2,3 i 4 faza...Jakkolwiek dziwnie by to brzmialo.Jesli cos sie w jakis sposob wyklucza,to ja wlasnie tam jestem!
Emigracja to mala smierc jak dla mnie,smierc przeszlosci,wspomnien,wiezi z bliskimi.Cos sie konczy.Wiele rzeczy da sie uratowac,przeniesc w nowa rzeczywistosc,ale wiele,o duzo za duzo,umyka...I ktos,kto wybral emigracje,zawsze bedzie prowadzil podwojne zycie.Bo emigracja sama w sobie jest podwojnym zyciem...Dla mnie-tu i w Polsce,porownywanie,gdybanie,nieustanne zastanawianie sie,co oni teraz,w tej chwili robia...