dzięki Kociunia. Po tym jak pobuszowałam po necie dzownił do mnie. Troszke się z nim podrażniłam ąz na jego "quando' w końcu mu powiedziałam, kiedy będę. dawno takiej energii i radosci w jego glsoie nie słyszałam. W sobotę mamy się znależć wieczorkiem, zrobimy sobie "giro" po miescie, na dyskotekę nie mam ochoty bo będę zmeczona po podróży, sam mi po chwili przyznał rację, w niedzielę chcce mnie już zabrac di supermercato na zakupy, i mamy znowu jechac "paczką" nad lago di garda. W sobotę porozmawiamy o pracy. Zdziwiony, że ja nie mam nic przeciwko, aby pracowac tez z nim. jaka jestem dzis wiosenna.Tzn. wróciła mi chęc do życia. Bo te 8 dni wytrzymam.
Powiedzialam mu też że wracam, ale nie dlatego że on jest najważniejszy. Ale on i tak jest szczęsliwy, ze będę razem z rodzicami. Jutro moj tata znów do niego idzie. Ech..Wszyscy, których kocham są tam. ja jeszcze tylko tu przez chwilę.
Już w sobotę za tydzien będe z nim, przyjedzie po mnie. Kochany jest.
Mam tylko nadzieję, ze w jakis cud miód sposób znajde sposób do neta. W ostatecznosci będe jego "dusić", aby mnie dopuścił do kompa:)
Może to glupie, ale czuję się tak jakbym w końcu jechala do domu:)
A ile tam trudnosci, to jak Scarllett "pomyślę o tym jutro".