Czy Włochy naprawdę potrzebują znowu rządu Berlusconiego, który jako premier do 2006 roku "zmarnował cały swój kapitał polityczny, aby bronić własnych prywatnych interesów" - zastanawia się "The Economist", pisząc o kryzysie rządowym w Italii.
W artykule, który pojawił się w czwartek w wydaniu internetowym brytyjskiego tygodnika, a opublikowany zostanie w jego piątkowym numerze, określa się krótko rządy włoskiego magnata medialnego jednym słowem: "katastrofa".
Tygodnik, analizując zastój we włoskiej gospodarce, pisze: "Wszyscy się zgadzają, że ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuje Italia, jest nowa seria krótkotrwałych rządów; problem polega na tym, jak stworzyć stabilny rząd, który przeprowadziłby niezbędne, bolesne reformy".
"W 2001 roku - przypomina "The Economist" - znaczna większość wyborców poparła Berlusconiego, przed którym, notabene, ostrzegał nasz tygodnik, ponieważ jako przedsiębiorca prowadzący niejasne interesy nie miał kwalifikacji do tego, aby przewodzić Włochom. On jednak zmarnował cały swój kapitał polityczny, aby bronić własnych prywatnych interesów i blokować postępowania sądowe przeciwko jego osobie, podczas gdy był chwiejny w kwestii reform gospodarczych".
Po zakończeniu mandatu premiera - czytamy dalej w artykule - "pozostawił po sobie zatruty pasztet: ustawę, która zmieniła ordynację wyborczą, aby przywrócić w znacznej mierze ordynację opartą na zasadzie proporcjonalnej".
Najbardziej prawdopodobne jest to, że Włochy pójdą do wyborów z tą ordynacją - przewiduje "The Economist". Tymczasem - pisze tygodnik - jeśli chce się mieć stabilny rząd, potrzebne są nowe reguły wyborcze.
Jednak prawdziwy problem Włoch w przekonaniu brytyjskiego pisma polega na tym, że "niewielu z włoskich liderów politycznych to prawdziwi reformatorzy - zwolennicy liberalizacji".
"The Economist" oddaje sprawiedliwość centrolewicowemu rządowi Romano Prodiego, pisząc, że "zredukował on deficyt budżetowy i poprawił ściąganie podatków, ale okazał się zbyt słaby, aby przeciwstawić się grupom nacisku, które nie chcą zmian".
Prodi - w ocenie "The Economist" - "pozostawił sektor publiczny w znacznej mierze bez reform", a młodszego od niego Waltera Veltroniego, który mógłby zająć jego miejsce, "powinno być stać na więcej odwagi; jego zdolność do reformowania nie została sprawdzona, a jego kontrola nad sektorem centrolewicy może się okazać wcale nie skuteczniejsza niż Prodiego".
"Nie ma najmniejszej nadziei, że Berlusconi w razie powrotu byłby lepszy od Prodiego" - pisze
tygodnik, kończąc następującą konkluzją: "Sądząc po jego +ewolucjach+, mogłoby być tylko gorzej, poczynając od losu udanych reform fiskalnych Prodiego. Berlusconi już dowiódł, że dla niego priorytetem będzie ochrona jego prywatnych interesów jako przedsiębiorcy, co znów utrudniłoby prowadzenie procesów sądowych przeciwko niemu. Jako człowiek sukcesu w interesach, nie jest zdolny do pracy, która profitów nie przynosi. Biedne Włochy".