Berlusconi idzie po zwycięstwo wyborcze

Temat przeniesiony do archwium.
Silvio Berlusconi szykuje się do odzyskania władzy we Włoszech. - Idźcie i nawracajcie! Bądźcie misjonarzami! Przekonujcie naród, aby mnie wybrał! - wzywa swych zwolenników, pozując nie pierwszy raz na Chrystusa.

Słynący z umiejętności cieszenia się życiem Włosi ostatnio coraz szybciej tracą optymizm i rzeczywiście czekają na polityczną "dobrą nowinę". Statystyki pokazują, że są wśród najmniej zarabiających narodów w strefie euro, dostają jedne z najniższych emerytur, a prognozowany wzrost gospodarczy w 2008 r. to zaledwie 0,5 proc.

- Od wieków Włochy były znane całemu światu jako Bel Paese [Piękny Kraj], a dziś telewizje całego globu pokazują nas jako Country Under Trash [Kraj pod Śmieciami]. Powstań, Italio! - apelował Berlusconi na swym ostatnim wiecu pod rzymskim Koloseum.

Choć "zaśmiecony kraj" (głównie tonący w niewywożonych śmieciach Neapol) to efekt wielu lat nieudolnych rządów zarówno lewicy, jak i prawicy, to 71-letni Silvio Berlusconi zamierza po raz trzeci zasiąść w fotelu premiera, znów przedstawiając się Włochom jako człowiek nowy i spoza zepsutych elit. Zręczny polityk i utalentowany showman jest skuteczny. W niedzielno-poniedziałkowych wyborach jego centroprawicowa partia Lud Wolności (wraz z Ligą Północną) może liczyć na solidne kilkuprocentowe zwycięstwo nad swym głównym rywalem, czyli centrolewicową Partią Demokratyczną Waltera Veltroniego. Tak wynika z sondaży, których wprawdzie od dwóch tygodni nie wolno publikować, ale które pojawiają się w internecie i zdaniem ekspertów są wiarygodne.

Berlusconiemu może nawet nie zaszkodzić obrażenie kapitana drużyny AS Roma Francesco Tottiego, któremu - ku zgrozie rzymskich fanów - zarzucił wczoraj, że "ma coś z głową", bo chce głosować na centrolewicę.

Jak odróżnić Berlusconiego od Veltroniego

- Berlusconi obiecuje mi szybką obniżkę podatków, a Veltroni - szybkie i konkretne ułatwienia w księgowości. Z chęcią wziąłbym i to, i to. Wciąż nie wiem, na kogo głosować - tłumaczy 60-letni Carlo Mellone, właściciel niewielkiej restauracji przy Via Rasella w Rzymie.

Bardzo podobne programy wyborcze Veltroniego i Berlusconiego są jednym z powodów niezdecydowania ok. 20 proc. wyborów i mogą się przełożyć na rekordowo niską frekwencję.

- Prawdziwe programy nie są podobne, ale Berlusconiemu udało się zamienić kampanię w medialne gadanie o rzeczach trzeciorzędnych - uważa Paolo Flores d'Arcais, szef opiniotwórczego pisma "Mikromega". Tłumaczy, że lewica była niewiele lepsza - odchodzący rząd Romano Prodiego zrobił dużo dobrego dla gospodarki, ale zapomniał o innych obietnicach. - Gdzie podziała się walka o równe płace dla kobiet? Gdzie opór wobec klerykalizacji? Gdzie wsparcie dla imigrantów? W efekcie wraca Berlusconi, czyli katastrofa dla demokracji - mówi d'Arcais.

Zdaniem przeciwników Berlusconi to - jak piszą lewicowe gazety - niemal "mleczny brat Putina". - Zostanę premierem, więc powinien pan uważać na swoje miejsce pracy - tak Berlusconi pół żartem, pół serio grozi dziennikarzowi telewizji RAI Bruno Vespie, który gościł go w czwartek w audycji wyborczej.

To niebezpieczny dowcip, bo jeden z najbogatszych Włochów i medialny magnat Berlusconi był w czasie swego premierowania oskarżany o wyrzucanie niewygodnych dziennikarzy z państwowej telewizji.

Może wielka koalicja?

- Sędziowie śledczy powinni być poddawani okresowym badaniom psychiatrycznym - proponuje Berlusconi, któremu na czas kampanii zawieszono kolejne śledztwo w sprawie gigantycznych przekrętów podatkowych. - To jedna z najzdolniejszych kobiet włoskiej polityki - ściska wnuczkę Duce Alessandrę Mussolini, która do dziś nie odcięła się całkowicie od postfaszyzmu.

Oprócz tradycyjnych zwolenników prawicy, dla których komunistyczna przeszłość Waltera Veltroniego jest niezmywalną skazą, Berlusconi może liczyć na głosy Włochów zmęczonych "partyjniactwem" i rozczarowanych odchodzącym rządem Prodiego, który długo szarpał się w koalicyjnych sporach i upadł po zaledwie dwóch latach.

- Berlusconi to nie jest bella figura, nie robi dobrego wrażenia. Ale jako premier utrzymał się przez całą pięcioletnią kadencję. To pokazuje, że ma siłę, żeby rządzić. Może teraz dokończy swe reformy? - tłumaczy 32-letnia księgowa Sara na wiecu Berlusconiego.

Niechęć do „nieruchawej lewicy" pomaga jej przełknąć dowcipy Berlusconiego o kobietach jako sekcji menopauzalnej Ludu Wolności.

Choć rzymska sceneria wyborów - wiece Berlusconiego pod Łukiem Konstantyna Wielkiego, skrajnej prawicy pod antycznym Panteonem i lewicy na historycznym Piazza Navona - skłaniają do teatralnych wyolbrzymień, to trwająca kampania jest znacznie mniej agresywna niż przed dwoma laty. Zdaniem niektórych politologów to może być zapowiedź - do niedawna niewyobrażalnej - powyborczej wielkiej koalicji Berlusconiego i Veltroniego. - Nawet Berlusconi przyznaje, że wyniki w izbie wyższej (Senacie) mogą okazać się gorsze od sondażowych. Myślę, że w takim wypadku obaj politycy mogliby się przełamać i zdecydować na wspólny rząd - mówi publicysta Fabio Magri.
Nowe szyldy partyjne, wciąż ci sami ludzie
13 i 14 kwietnia Włosi pójdą do urn W praktyce będą mieli do wyboru tylko dwa bloki: centroprawicę Silvio Berlusconiego i centrolewicę Waltera Veltroniego - pisze nasz korespondent z Rzymu
Oba ugrupowania w porównaniu z poprzednimi wyborami występują pod nowymi szyldami. Centroprawica (Forza Italia, Sojusz Narodowy, Liga Północna) nazywa się teraz Lud Wolności i nie ma w niej Unii chadeków, którzy śmiertelnie skłóceni z Berlusconim startują osobno.

Z kolei centrolewica, wyciągając wnioski z przykrych doświadczeń koalicji Romano Prodiego, wyprosiła ze swoich szeregów radykalną lewicę, która we Włoszech zawsze może liczyć na 7 – 9 proc. głosów. I stworzyła Partię Demokratyczną. Na jej czele stanął charyzmatyczny burmistrz Rzymu Walter Veltroni. Prodi, w zgodnej opinii Włochów, po 22 miesiącach rządów uznany za wzór niezdecydowania, nieskuteczności i politycznego dryfu, stał się kozłem ofiarnym i poszedł na polityczną emeryturę.

W związku z fatalną sytuacją gospodarczą kraju i rozczarowaniem Włochów do klasy politycznej, programy wyborcze różnią się wyłącznie detalami. Oba ugrupowania obiecują to samo: zmniejszenie podatków i wzrost zarobków poprzez obniżenie kosztów polityki i reformy strukturalne. Zakończona w piątek kampania wyborcza była wyjątkowo nudna. Veltroni agitował pod optymistycznym hasłem: „Da się zrobić“ i starał się przekonać Włochów, że jego nowa partia nie ma nic wspólnego z rozbitą, nieskuteczną koalicją Romano Prodiego. Berlusconi argumentował, że PD właśnie stamtąd się wywodzi, a na sztandarach wypisał: „Italio, podnieś się!“ (z kolan). Zapowiedział szereg koniecznych, choć bolesnych dla Włochów decyzji, by wyprowadzić kraj z kryzysu.

Włosi idą więc do wyborów z poczuciem bezsilności, złości i ogromnego rozczarowania. Opublikowana w lecie ubiegłego roku książka „Kasta“, która stała się wydawniczym przebojem, unaoczniła im, że rządzi nimi wyalienowana, nepotyczna, pasożytnicza klasa polityczna. Rządy Prodiego zakończyły się katastrofą: podatki wzrosły, a nie zmieniło się nic. Symbolem słabości państwa w konfrontacji z mafią i korupcją stały się niewywiezione do dziś neapolitańskie śmieci. Obrazu dopełnia bliskie bankructwo Alitalii (2 mln euro strat dziennie), której nikt nie chce kupić, bo w należących w części do Skarbu Państwa liniach lotniczych rządzą bardzo silne związki zawodowe.

Co więcej, dzięki opublikowanym ostatnio statystykom OBWE Włosi dowiedzieli się, że tracą dystans do Europy. Zarabiają dwa razy mniej od Brytyjczyków i o połowę mniej od Francuzów. Portfele zieją pustką i pierwszy raz od długiego czasu zmalały oszczędności w bankach i funduszach inwestycyjnych. 4,5 mln młodych ludzi pracuje za grosze na umowy-zlecenia. To nowa włoska klasa społeczna, tzw. precari (niepewni). Wszyscy zdają sobie świetnie sprawę, że bez względu na wynik wyborów powierzają swój los w ręce ludzi, którzy w różnych konfiguracjach rządzili przez kilkanaście ostatnich lat i sprowadzili im na głowę obecną katastrofę.

Gdy zgodnie z ustawą wyborczą w sobotę 29 marca opublikowano ostatni sondaż, Berlusconi prowadził o 6 – 8 punktów procentowych nad Veltronim. Zdaniem obserwatorów od tej pory w kampanii nie stało się nic, co mogłoby znacząco wpłynąć na preferencje wyborców. Mimo to z kilku powodów nikt nie waży się przesądzać wyników głosowania.

Po pierwsze istnieją obawy, że wielu rozczarowanych Włochów zostanie w domu, co pozbawi głosów przede wszystkim Berlusconiego, ponieważ elektorat lewicy zawsze idzie gremialnie do urn. Po drugie za sprawą kuriozalnej ordynacji wyborczej zwycięzca w skali całego kraju, nawet jeśli zdobył tylko jeden głos więcej, otrzymuje automatycznie 54 proc. miejsc w Izbie Reprezentantów. W wyborach do Senatu podobna premia przyznawana jest jednak w każdym z regionów. Z symulacji wynika, że Veltroni – przegrywając w skali kraju – może mieć większość w Senacie, co praktycznie uniemożliwia rządzenie.

O wyborach we Włoszech: www.elezioni-italia.it

Nie obiecuje już cudów

Silvio Berlusconi, centroprawica

Dynamiczny, agresywny i populistyczny. Wszedł do polityki po pięćdziesiątce jako najbogatszy Włoch. Mimo licznych gaf oraz procesów o korupcję już dwa razy był premierem

Syn skromnego urzędnika bankowego i sekretarki. Skończył prawo w Mediolanie, by zostać inwestorem budowlanym. Do dzisiaj nie jest jasne, skąd wziął na to pieniądze. Jako pierwszy we Włoszech dostrzegł ogromny potencjał telewizji. Zaczął od kupna osiedlowej stacji w Mediolanie, by pod koniec lat 80. stać się właścicielem imperium (dziś pod nazwą Mediaset), które dzięki trzem programom skutecznie konkuruje z telewizją publiczną RAI.

Mimo licznych procesów, nigdy nie udowodniono mu korupcji

Berlusconi wiele zawdzięczał ponoć nie do końca bezinteresownej przyjaźni z Bettino Craxim, przywódcą socjalistów i premierem w latach 1983 – 1987. Gdy wielka afera korupcyjna zmiotła w 1992 roku ze sceny chadecję i socjalistów, w polityczną próżnię wkroczył Berlusconi, i kilka miesięcy po utworzeniu prawicowo-liberalnej partii Forza Italia w 1994 roku pierwszy raz został premierem. Wśród komentatorów przeważa opinia, że gdy zabrakło politycznego parasola (Craxi zbiegł do Tunezji), musiał, broniąc własnych interesów, wejść do polityki. Wygrał dzięki mitowi genialnego biznesmena – był już najbogatszym Włochem – który wszystko zawdzięcza sobie. Jako człowiek z zewnątrz zdobył też poparcie wyborców rozczarowanych skorumpowaną klasą polityczną. Dwa lata później, gdy z koalicji wycofała się ksenofobiczna Liga Północna, musiał zrezygnować.

Na fotel premiera wrócił w 2001 roku, wygrywając zdecydowanie wybory w aurze zbawcy narodu mimo ciągnących się do dziś licznych procesów o korupcję, w których jednak nic mu nie udowodniono. Berlusconi zamiast doprowadzić do obiecywanego cudu gospodarczego, skroił kilka ustaw na własną miarę (m.in. fałszowanie bilansów firm przestało być przestępstwem), popełnił również wiele gaf towarzyskich i politycznych, a w wyborach w 2006 roku, prowadził zbyt napastliwą kampanię – nawet jak na włoskie standardy. Dlatego przegrał z centrolewicową koalicją Romano Prodiego, która w lutym po 22 miesiącach kłótni odeszła w niesławie. W czasie kampanii Berlusconi zachowywał się w miarę spokojnie, a wobec fatalnej sytuacji gospodarczej kraju nie obiecywał już cudów, a tylko krew, pot i łzy.

pik

Komunista o gołębim sercu

Walter Veltroni, centrolewica

Mistrz politycznej ostrożności i cierpliwości, czarodziej public relations, ze szczególnym zamiłowaniem do kultury wyższej

Zamiłowaniem do komunizmu zaraził się od brata. Gdy miał 13 lat, zbierał pieniądze dla Wietkongu. Skończył gimnazjum o profilu telewizyjno-filmowym. Miał być reżyserem filmu telewizyjnego „Pistolet w szufladzie”, ale wolał funkcję szefa rzymskiej młodzieżówki komunistycznej.

Wkrótce został pupilkiem Enrico Berlinguera. ZSRR i Breżniewa uważał za osobistych wrogów. Brzydził się terroryzmem Czerwonych Brygad. Fascynowała go dynamika, swoboda i kultura USA (napisał nawet hagiograficzną książkę o Robercie Kennedym). Jako 21-latek został najmłodszym radnym Rzymu. W 1987 r. został posłem i członkiem sekretariatu włoskiej Partii Komunistycznej. Potem wyjaśni, że nie trzeba było być komunistą, by należeć do partii, bo takie były czasy. Kierował przekształceniem partii w Demokratyczną Lewicę, gdy komunistom na głowę spadł berliński mur. Jako redaktor naczelny komunistycznego dziennika „Unita” drukował w formie dodatków Ewangelie. W latach 1996 – 1998 był wicepremierem w rządzie Prodiego, a potem stanął na czele Demokratów Lewicy. Jednak w wyborach 2001 r. chytrze wystawił Berlusconiemu na odstrzał Francesco Rutellego, by zająć jego miejsce na fotelu burmistrza Rzymu. Popularność budował, fundując rzymianom darmowe koncerty idoli swej młodości: Paula McCartneya, Simona i Garfunkela, Eltona Johna i Boba Geldofa. Zorganizował rzymski festiwal filmowy i rzymskie białe noce, podczas których do rana trwają koncerty, czynne są restauracje, kina, muzea i sklepy. Za jego rządów Rzym nawiązał do atmosfery dolce vita lat 60.

Jako 21-latek został najmłodszym radnym Rzymu

Do polityki wprowadził niespotykaną we Włoszech jakość: pozbawiony agresji język, powściągliwy uśmiech, umiar i zdolność do kompromisu. By opisać ten zespół cech, Włosi wymyślili słowo „buonismo” (buono – dobry), oznaczające „ostentacyjną manifestację dobrych uczuć, tolerancji i życzliwości wobec przeciwników”. Zaadoptował na odległość dwoje dzieci w Mozambiku, a o afrykańskiej biedzie na podstawie licznych podróży napisał książkę „Być może Bóg jest chory”. Wzorowy mąż i ojciec, nieuwikłany w żaden skandal obyczajowy. Jeśli zaś chodzi o poglądy, jest amorficzny: niekomunistyczny komunista, niewierzący, ale trochę wierzy, popiera prawo do aborcji, ale nie małżeństwa gejów.
Zatkam nos i pójdę głosować
Rozmowa z Beppe Severgninim, pisarzem i publicystą włoskim, komentatorem dziennika „Corriere della Sera”
Rz: Od dłuższego czasu obśmiewa pan włoską klasę polityczną. Czy pójdzie pan głosować?

Beppe Severgnini: Pójdę. Zatkam sobie nos, bo nasza polityka cuchnie, zasłonię oczy, żeby nie ujrzeć pewnych twarzy, a też uszy, żeby nie słyszeć pustych obietnic, ale pójdę. I to samo radzę swoim czytelnikom. Gdybym nie poszedł, nie miałbym prawa naśmiewać się i narzekać.

Jest aż tak źle?

Jest fatalnie. Włoch zagląda do portfela i ma tam coraz mniej pieniędzy. Dlaczego? Wystarczy otworzyć gazetę. Od ośmiu lat stoimy w miejscu. Nasz kraj jest źle zarządzany. Wszystko jedno, kto nami rządzi, czy Berlusconi czy lewica, wychodzi na jedno.

Skąd to się bierze?

Może to leży po części w nas, Włochach. Uwielbiamy dyskusje. To wszystko pięknie i interesująco brzmi w kawiarni, ale niestety, przeniesione na grunt polityki kończy się smutno. Energia naszych polityków wyczerpuje się w codziennych swarach i kłótniach. Kłócą się rządzący z opozycją, kłócą się partyjki wewnątrz koalicji. Na konkretne działania, porządną pracę w parlamencie nie starcza już czasu. Dramat włoskiej polityki polega na tym, że jej działania koncentrują się głównie na procesie politycznym, politycznej taktyce.

Na budowanie przemyślanej strategii politycznej i gospodarczej nie starcza im czasu.

Skoro wszyscy to widzą, czemu głosują na tych ludzi?

Bo nie mają wyjścia. Tak jak kiedyś chadecja zdominowała z różnych powodów włoską politykę, tak na jej gruzach, z równoczesną śmiercią socjalistów, powstał nowy układ, który praktycznie nie zmienia się od 14 lat. I to układ zamknięty, zazdrośnie strzegący swoich przywilejów.

Czy w tej sytuacji Veltroni to nowa jakość we włoskiej polityce?

Tylko pod jednym względem. Jest pozbawiony agresji, mówi innym, łagodnym językiem. Włosi są przekonani, że to porządny człowiek, ale z drugiej strony sprawia wrażenie słabego. Poza tym nie przesadzajmy z tą nowością. Przez dwa lata był wicepremierem w pierwszym rządzie Prodiego, był jednym z autorów przekształcenia się części komunistów w socjaldemokrację. On też, jako burmistrz Rzymu, jest częścią skostniałego układu. Jest szefem nowej Partii Demokratycznej, ale otaczają go aparatczycy socjaldemokratów, których znamy od lat.

Berlusconi cieszy się za granicą fatalną prasą, Włosi też na niego narzekają. Dlaczego więc sondaże pokazują, że może zostać premierem już po raz trzeci?

Trzeba pamiętać, że Włosi są rozczarowani ostatnimi dwoma latami rządów lewicy. Chcą przede wszystkim stabilności. Berlusconi rządził, jak rządził, ale przetrwał całą kadencję i przynajmniej był konsekwentny i przewidywalny. Lewica takich gwarancji nie daje. Poza tym Berlusconi nadal jest dla wielu Włochów spełnieniem ich najskrytszych marzeń – z nędzy do pieniędzy.

Wygra Berlusconi?

Chyba tak. Ale dzięki ordynacji wyborczej w Senacie może przegrać. Nikt nie wie, co wtedy będzie. Koalicja? Nowe wybory?
Piotr Kowalczuk
Wiesz co Infuś wg mnie to don Silvio cierpi na nieuleczalną, drażniącą wyborców chorobę, o której Włosi mówią „Protagonismo” – konieczność bycia bohaterem. Zawsze i wszędzie. Nie licząc się z nikim i z niczym.
gaio wiem wiem odliczasz już minuty do wyników wyborów. Możesz sobie o nich poczytać pod tymi linkami:
http://www.elpais.com/articulo/internacional/partidos/preven/resultado/estrecho/elecciones/italianas/elpepuint/2[tel]elpepuint_7/Tes
http://www.elmundo.es/elmundo/2008/04/13/internacional/12[tel].html?a=a5c8941ebd89141fe42b4db087fd60aa&t=12[tel]
http://www.timesonline.co.uk/tol/news/world/europe/article3739603.ece
http://www.nytimes.com/reuters/world/international-italy-election.html?_r=1&oref=slogin
http://www.independent.co.uk/news/europe/disillusioned-italians-head-to-polls-again-808644.html
http://www.ft.com/cms/s/0/5c6cee24-[tel]dd-81bf-[tel]fd2ac.html?nclick_check=1
http://www.economist.com/daily/news/displaystory.cfm?story_id=11036903
Berlusconi wygrywa
Blok Silvio Berlusconiego wygrywa - wynika ze wstępnych badań exit polls. Przedterminowe wybory parlamentarne we Włoszech rozpisano w wyniku kryzysu rządowego i styczniowej dymisji centrolewicowego gabinetu Romano Prodiego.
Pierwszego dnia według danych MSW, głosy oddało 62,5 procent Włochów. Wszystko wskazuje na to, że frekwencja przekroczy 80 procent.

Gazety informują o drobnych incydentach, do jakich doszło w związku z wprowadzonym przez MSW surowym zakazem wchodzenia do kabin wyborczych z telefonami komórkowymi i aparatami fotograficznymi. Chodzi o to, by nie fotografowano kart wyborczych.

"Corriere della Sera" pisze, że z dzwoniącym telefonem w torebce została "przyłapana" przewodnicząca rady regionu Kampania Sandra Lonardo Mastella, żona byłego ministra sprawiedliwości w rządzie Romano Prodiego.

Gdy jej telefon zadzwonił w chwili, gdy była w kabinie, przedstawiciel partii Prawica w komisji wyborczej zażądał wyciągnięcia konsekwencji. Interweniował patrol policji, który sprawdził telefon upewniając się, że nie ma w nim aparatu fotograficznego. Ostatecznie spisano protokół.

Media informują także o długich kolejkach przed niektórymi lokalami wyborczymi w Rzymie. Stojącym kilkadziesiąt minut na słońcu starszym ludziom rozdawano wodę. Dyżurowały też służby medyczne, gdyż dochodziło do zasłabnięć.

Berlusconi kontra Veltroni

Wybory są pojedynkiem dwóch wielkich sił: centroprawicowego bloku Lud Wolności pod wodzą byłego dwukrotnego premiera Silvio Berlusconiego i centrolewicowej Partii Demokratycznej byłego burmistrza Rzymu Waltera Veltroniego.

Ostatnie sondaże wskazywały na kilkuprocentową przewagę centroprawicy. Jednak o wyniku zdecyduje potężny odsetek niezdecydowanych. Jest ich około 30 procent.

Razem z wyborami parlamentarnymi w dwóch regionach, ośmiu prowincjach i 600 gminach odbywają się wybory samorządowe. Największe emocje budzi walka o urząd burmistrza Rzymu, gdzie faworytem jest dotychczasowy minister kultury, wicepremier Francesco Rutelli z Partii Demokratycznej. Był on już burmistrzem Wiecznego Miasta w latach 1993-2001. Rywalizuje z nim kandydat centroprawicy Gianni Alemanno.
Źródło : PAP
>>> Nie jest tak źle
Veltroni ma tej chwli 3 procent mniej
gaio super jest ta następczyni Silvio. Przynajmniej będzie na kogo zwracać uwagę:
jasne ,a nawet moze po paru operacjach plastycz/niczym robi to don Silvio.../ zostac najpiekniejsza kobieta swiata..he he
Szykuję już szampana aby urządzić imprezę z okazji zwycięstwa Silvio.Centroprawica Silvio Berlusconiego minimalnie wygrywa wybory do Izby Deputowanych włoskiego parlamentu - wynika z prognoz podanych po obliczeniu głosów oddanych w 4 tys. z ponad 61 tys. lokali wyborczych. Według tych danych Lud Wolności Berlusconiego z sojusznikami otrzymał 42,1 proc. głosów, a centrolewicowa Partia Demokratyczna byłego burmistrza Rzymu Waltera Veltroniego otrzymała razem z partią Włochy Wartości - 41,1 proc.

Natomiast według pierwszych projekcji dotyczących podziału mandatów w Senacie centroprawica będzie miała 164 senatorów, a centrolewicowa Partia Demokratyczna z sojusznikami- 139 miejsc.

Oznacza to, że kierowana przez Berlusconiego centroprawica będzie miała większość absolutną w liczącym 315 członków Senacie - wynika z projekcji Instytutu Piepoli, wykonanych dla telewizji RAI.

Frekwencja, według włoskiego MSW, wyniosła 82 procent.
Parlamento: PDL-45,88%, PD-38,344%
senato: PDL-46,984%, PD-38,302&
dane www.corriere.it
a gdyby tak procentowo porownac ilosc czlonkow parti komunistycznej/lewicy/ wloskiej z lewica polska..to gdzie mam szukac danych? albo mi ktos podrzuci wynik i wyjasni dlaczego komunistow wloskich jest tak duzo ?
Czytam czytam z uwagą i nigdzie nie znalazłem o jakiejś rewolucji we Włoszech wzmianki:
http://www.liberation.fr/actualite/monde/321157.FR.php
http://www.latribune.fr/info/Italie---vers-une-nette-majorite-pour-Berlusconi-au-parlement-~-ID69D3388F7DCB0497C125742B00481E58
http://www.lexpress.fr/info/quotidien/actu.asp?id=469882
http://jn.sapo.pt/2008/04/14/ultimas/Berlusconi_obt_m_a_maioria_abso.html
http://ultimahora.publico.clix.pt/noticia.aspx?id=1325809&idCanal=11
http://www.elmundo.es/elmundo/2008/04/14/internacional/12[tel].html
http://www.nytimes.com/aponline/world/AP-Italy-Election.html?_r=1&hp&oref=slogin
http://www.guardian.co.uk/world/2008/apr/14/italy1
http://www.corriere.it/Politica/2008/elezioni08/exit_dichiarazioni_pdl_e776ce3a-0a23-11dd-bdc8-00144f486ba6.shtml
http://www.repubblica.it/2008/04/dirette/sezioni/politica/elezioni-2008/lunedi-14/index.html
http://www.lastampa.it/dossier/elezioni08/default.asp
gaio tu też nie ma wzmianki o rewolucji:
http://www.telegraaf.nl/buitenland/3790778/_Berlusconi_wint_verkiezingen__.html
http://ekstrabladet.dk/nyheder/politik/article995956.ece
http://politiken.dk/udland/article495287.ece
http://www.kurier.at/nachrichten/148101.php
http://www.nzz.ch/nachrichten/startseite/hochrechung_italien_1.709767.html
http://www.taz.de/1/politik/europa/artikel/1/berlusconi-knapp-vorne/?src=MT&cHash=26fead6f26
http://www.zeit.de/online/2008/16/Schon-wieder-Berlusconi
http://www.sueddeutsche.de/,tt1m2/ausland/artikel/554/169063/
http://www.spiegel.de/politik/ausland/0,1518,547339,00.html
dlaczego szukasz cos o rewolucji?widze ze Wlosi sie ciesze ze komunisci nie wygrali wiec uwazam ze jest ok.skoro oni sa zadowoleni to i ja sie dostosuje,a mam inne wyjscie ?:D
gaio z tego powodu:
Nadzieje Włochów na najbliższą przyszłość są marne. Wzrost gospodarczy w tym roku ma osiągnąć zaledwie 0,6 proc. Aż 40 proc. włoskiej gospodarki to szara strefa. Trudno się dziwić, skoro najpotężniejszym włoskim przedsiębiorstwem jest mafia. Jej obroty szacuje się na niemal 100 mld euro rocznie, czyli 7 proc. PKB. Licząc inaczej, to dwa razy więcej niż cały włoski sektor rolniczy i trzy razy więcej niż koncern Fiata.
Cena energii wzrosła z powodu wzrostu cen ropy i we Włoszech osiągnęła najwyższy poziom spośród wszystkich krajów Unii. Podobnie podniosła się cena chleba - w tym roku aż o 17 proc., a żywności w ogóle o 6 proc. Biedne rodziny zaczęły piec chleb w domu, bo wychodzi taniej. We Włoszech powstała nowa klasa społeczna "precari" (niepewni), obejmująca 4,5 mln Włochów pracujących za grosze na krótkoterminowych umowach o pracę, które można rozwiązać z dnia na dzień.

Część wyborców sądzi, że Silvio Berlusconi wszedł do polityki, by bronić swego interesu przed zachłannym "pałacem", co całkowicie zrelatywizowało nie do końca zrozumiałe we Włoszech pojęcie konfliktu interesów. Z tych wszystkich powodów Berlusconi wygrał wybory w 2001 r. w cuglach, ale w ostatnich dwa lata temu poniósł porażkę. Nie sprostał ogromnym oczekiwaniom. Przegrał z Romano Prodim nieznacznie (tylko o 0,07 proc.), ale co ważniejsze z własnym mitem: boskiego Silvio.

Berlusconi uwierzył we własny mit, uznając, że rzeczywistość można podretuszować, jak w swojej telewizji. Ci, którzy odtrąbili polityczną śmierć Berlusconiego mylili się okrutnie, nie wierząc, że zadufany egocentryk potrafi się tak szybko uczyć na własnych błędach. Co gorsza dla lewicy, zdołał sprzedać niedowiarkom własną kandydaturę w zupełnie nowym, zaskakującym opakowaniu.

Silvio skwitował harakiri kuriozalnego gabinetu Prodiego krótkim stwierdzeniem: "A nie mówiłem?", dodając: "Nie posiadam czarodziejskiej różdżki. Sytuacja kraju jest tragiczna, więc nie mogę obiecywać cudów. Trzeba wziąć się do ciężkiej pracy". Berlusconi zrezygnował z roli umiłowanego, cudownego zbawcy narodu. Tymczasem nowy wódz centrolewicy Walter Veltroni objeżdża Włochy autokarem z hasłem skopiowanym z Obamy "Damy radę!" i zapowiada cuda-niewidy jak Berlusconi przed laty.

Zaś odrodzony Berlusconi obiecuje Włochom jedynie krew, pot i łzy, znakomicie odczytując nastroje Włochów. Wiele wskazuje, że realizm i umiarkowanie są dziś najbardziej chodliwym towarem politycznym w Italii. Przemiana półboga Adonisa w zjadacza chleba, trzeźwo oceniającego siebie i własne możliwości, dokonała się obok dwóch symbolicznych wydarzeń. Berlusconi przestał być najbogatszym człowiekiem Włoch (jest dopiero trzeci na liście "Forbesa"), a jego niezwyciężony AC Milan przegrał walkę o ćwierćfinał Ligi Mistrzów z Arsenalem. Obie porażki Berlusconi spowodowały, że szef Mediasetu uznał konkurentów za lepszych od siebie.

Trudno wytłumaczyć come back Berlusconiego jedynie nieśmiertelnością mitu i zaskakującą metamorfozą. Niecałe dwa lata rządów centrolewicy okazały się katastrofą. Raport OECD ujawnił, że Włosi zarabiają dwa razy mniej od Brytyjczyków i 80 procent tego co Grecy, biorąc pod uwagę siłę nabywczą statystycznej pensji. Równocześnie Włochy są na szóstym miejscu spośród 30 najbogatszych krajów świata, jeśli chodzi o wielkość klina podatkowego czyli kosztów pracy. Pracę opodatkowali aż na 46 proc.
46 PROCENT? TO JEST TEORIA,W RZECZYWISTOSCI JEST DUZZO WIECEJ
ja wytlumacze!on obiecal podatki obnizyc!cala Italia czeka na to i mu ufa!hi hi hi
Berlusconi wraca do władzy
Silvio Berlusconi triumfuje. Według sondaży powyborczych (exit polls), ogłoszonych o godzinie 17, jego blok Lud Wolności otrzymał 45,2 proc. głosów poparcia w wyborach do Izby Deputowanych. W wyborach do Senatu centroprawica otrzymała 47,8 proc. głosów.
Tymczasem centrolewica skupiona wokół Partii Demokratycznej Waltera Veltroniego otrzymała 39,1 proc. głosów Silvio Berlusconi oddaje głos. / Fot. PAP EPA DANIEL DAL ZENNAROpoparcia w wyborach do Izby Deputowanych. W wyborach do Senatu blok Veltroniego uzyskał 38,2 proc. głosów wyborców.
Wprawdzie są to projekcje oparte na wynikach pochodzących jedynie z 44 proc. lokali wyborczych. Berlusconi już czuje się premierem. Jego blok, jedną piątą głosów zawdzięcza Lidze Nord.

Frekwencja w tegorocznych wyborach wyniosła 80,9 procent (3,5 % mniej od poprzednich wyborów w 2006).

Tylko niewielka część Włochów postanowiła nie oddawać głosu w wyborach. W Genui 10 młodych ludzi zwróciło swoje certifikaty wyborcze. Mieszkańcy Savignano Irpino (region Kampania) postanowili zbojkotować wybory. Na 1200 mieszkańców tylko 40 osób oddało ich głos. W Marigliano (Kampania) 600 obywateli wysłało swoje certyfikaty wyborcze do Rzymu. Powód – ponowne otwarcie wysypisk.

W Sorrento 41-letni biznesmen, po otrzymaniu swojej karty wyborczej, podarł ją na oczach prezydenta komisji po czym powiedział: – Wszyscy są do niczego i ja nie czuję się reprezentowany przez kogokolwiek - po czym zjadł podarte kawałki karty.

Były również osoby, które pomimo przeszkód chciały oddać ich głos. W Campobasso (Molise) niepełnosprawna osoba zmuszona była oddać swój głos w szkolnej toalecie ponieważ komisja wyborcza nie była dostosowana do przyjęcia osób na wózku inwalidzkim.

W ciągu dwóch dni odnotowano wiele doniesień o złamaniu zakazu wchodzenia do kabiny wyborczej z komórką. Jedną z osób, które złamały zakaz była żona byłego ministra sprawiedliwości - Sandra Lonardo. Pech chciał, że kiedy weszła do kabiny, ktoś do niej zadzwonił…

W Modenie jeden z głosujących zostawił telefon poza kabiną. Podczas jego nieobecności komórka zaczęła dzwonić. Sygnał był hymnem partii Berlusconiego. Nie spodobało się to lewicowemu wyborcy, który ściągnął pasek ze spodni i uderzył nim w twarz nieszczęsnego zwolennika Berlusconiego.

Dziś wieczorem poznamy ostateczne wyniki wyborów, ale spoglądając na wstępne rezultaty przypomina się ironiczny slogan rozpowszechniany wśród niezdecydowanych wyborców: Głosuję na tego, który nic nie ukradnie bo już wszystko ma... czyli na Berlusconiego.


Anna Smolińska

Miejscowość: Neapol
www.wiadomosci24.pl
Temat przeniesiony do archwium.

 »

Pomoc językowa - tłumaczenia