Agatko!!! Szzcęśliwej podróży!!!

Temat przeniesiony do archwium.
:)
:-)))
Cieszę się, że dojechalaś cala i zdrowa. Widzisz czasami dobrze jest posluchać starszych. Dobrze, ze splunelaś ;)
HAHAhahah
wystarczy mi sluchanie wlasnego rozumu i intuicji......a i oczywiscie rady "starszych"wrto przemyslec - byle nie przyjmowac ich bezkrytycznie!!!

...w rzymie troche narozrabialam a le juz jestem grzeczna i siedze sobie na poludniu i smaze pupke;)))


do uslyszenia wkrotce!
ag.
Agatko prosze, opisz ceremonię i wesele. Podziel sie z nami odczuciami z tego swieta.
oj...chyba juz nie dzisiaj bo tu ten komp jest jakis oporny

ceremonia w kosciele - co charakterystyczne brak jakiegokolwiek skupienia wsrod wlochow..biegaja po kosciele zalatwiaja jakies sprawy...o czyms tam zapominaja i musza wychodzic...najbardziej smialam sie ze swiadkow - kolesie w wielkich czarnych okularach hahahah (mafiosi hihi)
do tego oczywiscie jedni siedza inni stoja a jeszcze pozostali klecza.....kazdy jak komu wygodniej

panie mialy takie kreacje ze hoho wlasciwie to byly rozebrane - alòe w kosciele szal obowiazkowo na ramionach

nie wspomne o tym ze slub mial byc o 1730 a zaczal sie prawie po godzinie - bo to standard;))

impreza byla polsko wloska - duzo pysznego jedzenia w restauracji nad samym morzem wiec wszystko na bazie ryb i frutti di mare - jadlòam rzeczy ktorych nigdy wczesniej nie probowalam.....a oni donosili donosili i donosili...i nie moglam z niczego zrezygnowac - cale szczescie kroj mojej sukienki byl przemyslany i idealny na wielkie zarcie hahahahha!!!!!!!!!!!
po polsku bylo dlatego ze troche narzucilismy tancow i przeciagnelismy impreze do ok.3...bo tam koncza sie zazwyczaj przeed polnoca i nie tancza

...no coz troszke jednak opowiedzialam...ale to wlasciwie tylko pare szybkich mysli...opisze pozniej - obiecuje:-)))

mam tylko nadzieje ze ten kalabryjski komputer nie zezre mojego wpisu

a dzisiaj bylam na mniej eleganckiej..heheh "swojskiej"kolacji u rodziny pana mlodego...ale sie usmialam - rodzina kalabryjsko-sycylijska...do krzykow juz przywyklam wiec bawilam sie swietnie:))

pzdr:-))
agatkaf
Agatko zazdroszcze Ci ,ze tam jestes!Ja wrocilam kilka dni temu i juz tesknie.
Tak,jak Ci pisalam przed wakacjami bylam w Tropei,ale tez w Reggio,na Sycylii i zwiedzilam prawie cala Kalabrie.Chyba uschne z tesknoty do nastepnych wakacji!Zjadlabym loda z lodziarni "CESARE" i pospacerowala Lungomare! Aaaahhhhh!!! Saluti!
Dokladnie 4 lata temu bylam na slubie i weselu mojej siostrzenicy w Toskanii.
Ceremonia byla w starym zabytkowym kościólku na zboczu góry. Atmosfera podobna jak na slubie, który opisalaś. Wesele w zasadzie też, ale... My Polacy swoje tradycje mamy. Bylo nas Polaków ok. 9 osob. italianów chyba z 80. Najpierw byl oniad bardzo obfity. Po obiedzie siesta. Jeśli można to tak okreslić, to ta druga ( moim zdaniem ciekawsza częśc zaczęla sie po poludniu. Stoly w restauracji byly ustawione podobnie jak do obiadu. W takim odosobnionym miejscu (boksie) byla zimna plyta i wszelkiego rodzaju slodkości i owoce.
Orkiestra grala, ale nikt nie tańczyl.
Siostrzenica uprzedzila, że wódki nie pije sie jak w Polsce, ale coś tam dla nas miala. No wiecie.... Po drugim, to chcieliśmy my Polacy poczuc się trochę jak na polskim weselu. Orkiestra caly czas smęcila. Zaczeliśmy od uniwersalnego "szla dzieweczka..." Wlosi zrobili oczy jak kola od roweru! Orkiesta podchwycila rytm i wreszcie zaczęlo się wesolo. Po śpiewach zaczęly się tańce. Takie polskie. Zaczeliśmy wyciągać te ciotki zza stolu i zrobiliśmy wężyk. W sumie wszyscy zaczęli się bawić, a nie tylko mangiare. Okazalo się, ze zapasy naszych mocniejszych trunków zaczęly znikać w szybkim tepie. Wlochom zasmakowal nasz "wściekly pies". Na szczęście byla sobota i można bylo dokupic w sklepie. Na weselu tym byla nie tylko rodzina z obu stron, ale również przyjaciele mlodych. W sumie jak zabawa wrzala na dobre, to niestety yrzeba bylo kończyć, bo takie tutaj glupie zwyczaje, ze bawią się nie do rana. Nie dalo się tego bardziej przeciągnąc więc zmieniliśmy lokal na inny o kilka kilometrów dalej. Śpiewy i tańce skończyly się nad ranem. Wszyscy prócz starych ciotek wytrwali do końca. Wlosi tam obecni również sympatycznie wspominają to wesele. Ponoć nastepnego dnia bolala ich glowa, ale niestety, to slaby narod pod tym względem ;)
ajajjaja...tych lodow od cesare to duzo zjadlam heheh a po lungomare jak to w zwyczaju pospacerowalam tantissime volte...nie bylam w tropei w tym roku - troche malo czasu bylo

teraz neapol, vezuwisz i castellammare mnie rozpieszczaja...no i mamma mojej amichi ktora mnie od stolu nie puszcza...mowi ze wreszcie jakas polacca co je lepiej od jej corek wloszek
ale jak tu nie jesc......jest pysznie...jeszcze do czwartku
baci
o nieeee....moja podroz niedlugo sie skonczy!

teraz tu straszna ulewa, burza, grzmoty i blyskawice!!!
Niestety lato sie kończy Cale szczęście, że zdazylas sie opalic. Deszczowa pogode najlepiej przeczekac w zaciszu kawiarnianym w milym towarzystwie. Korzystaj z ostatnich dni pobytu i baw sie dobrze. Pozdrawiam.
:-(((
Temat przeniesiony do archwium.

 »

Pomoc językowa - tłumaczenia