oj...chyba juz nie dzisiaj bo tu ten komp jest jakis oporny
ceremonia w kosciele - co charakterystyczne brak jakiegokolwiek skupienia wsrod wlochow..biegaja po kosciele zalatwiaja jakies sprawy...o czyms tam zapominaja i musza wychodzic...najbardziej smialam sie ze swiadkow - kolesie w wielkich czarnych okularach hahahah (mafiosi hihi)
do tego oczywiscie jedni siedza inni stoja a jeszcze pozostali klecza.....kazdy jak komu wygodniej
panie mialy takie kreacje ze hoho wlasciwie to byly rozebrane - alòe w kosciele szal obowiazkowo na ramionach
nie wspomne o tym ze slub mial byc o 1730 a zaczal sie prawie po godzinie - bo to standard;))
impreza byla polsko wloska - duzo pysznego jedzenia w restauracji nad samym morzem wiec wszystko na bazie ryb i frutti di mare - jadlòam rzeczy ktorych nigdy wczesniej nie probowalam.....a oni donosili donosili i donosili...i nie moglam z niczego zrezygnowac - cale szczescie kroj mojej sukienki byl przemyslany i idealny na wielkie zarcie hahahahha!!!!!!!!!!!
po polsku bylo dlatego ze troche narzucilismy tancow i przeciagnelismy impreze do ok.3...bo tam koncza sie zazwyczaj przeed polnoca i nie tancza
...no coz troszke jednak opowiedzialam...ale to wlasciwie tylko pare szybkich mysli...opisze pozniej - obiecuje:-)))
mam tylko nadzieje ze ten kalabryjski komputer nie zezre mojego wpisu
a dzisiaj bylam na mniej eleganckiej..heheh "swojskiej"kolacji u rodziny pana mlodego...ale sie usmialam - rodzina kalabryjsko-sycylijska...do krzykow juz przywyklam wiec bawilam sie swietnie:))
pzdr:-))
agatkaf