Byłem raz, dawno temu, na włoskim pogrzebie(zszedł był dziadziuś, którym się opiekowałem, jak mogłem). Z bardziej charakterystycznych elementów zapamiętałem, jeszcze w domu, jazgot jakiejś elektrycznej wkrętarki chyba, którą zaśrubowywano trumnę. Ilość decybeli była podobna do tej, którą wytwarza pracujący młot pneumatyczny.
Pełnym gazem do kościoła, żałobnicy spieszyli się pewnie, bo część ubrana była tak, jakby przyjechali prosto z zakupów na Porta Portese.
Nie wiem, czy to jest normą we Włoszech, ale ksiądz wspominał zmarłego, podając fakty z jego życia, dziadek był w młodości lekkoatletą, na ścianie wisiała jeszcze szabla, którą dostał od Duce za jakieś sportowe osiągnięcia.
Na koniec pochówek do "plastra miodu" i do domu.