Jezyk polski u wlosko-polskich dzieci - do mam

Temat przeniesiony do archwium.
31-54 z 54
| następna
Dodam jeszcze, ze nie mam problemow z rozmawianiem po polsku z dziecmi w niepolskim towarzystwie. Nikt, jak dotad, sie nie obruszyl (a nawet, gdyby, to trudno, nie to jest moim problemem...).
Ofiarowac wlasnym dzieciom dwujezycznosc, gratis - to swietny prezent na zycie.
Witaj, ja też zastanawiam się nad wychowaniem mojego dziecka (w przyszłości) na dwujęzyczne i czytam trochę o tej dwujęzyczności. Z tego co wiem metoda OPOL polega na tym, żeby zawsze, w każdych warunkach mówić do dziecka w swoim rodzimym języku. Jak więc radzisz sobie z tym np. u lekarza włoskiego? Też mówisz do nich po polsku przy nim? :)
Cytat: Ota
Ofiarowac wlasnym dzieciom dwujezycznosc, gratis - to swietny prezent na zycie.

Szkoda, ze moja pusta matka tak nie myslala...
Tak jak juz mowilam, do dzieci mowie po polsku w kazdej sytuacji.
Podczas wizyt u lekarza nie ma z tym problemow - lekarz wydaje polecenia/pyta dziecko (moje maja juz 9 - 10 lat wiec nie musze powtarzac im wszystkiego, co lekarz powiedzial!); gdy byly bardzo male zdarzalo mi sie powtorzyc po polsku polecenie czy cos do nich (po polsku) powiedziec.

Natomiast gdy dzieci sa w grupie innych dzieci i zdarza sie, ze chce, aby i inne rozumialy co mowie do moich, mowie po polsku i powtarzam po wlosku.
Dzięki za odpowiedź, w razie pytań zgłoszę się do Ciebie ;)
http://forum.gazeta.pl/forum/f,37229,Wielojezycznosc_w_rodzinie.html
Mysle, ze prosciej jest jak ma sie 2 czy wiecej dzieci niz jedno, bo wtedy dzieci miedzy soba rozmawiaja w jezyku matki. I z pewnoscia gorzej, kiedy dzieci przebywaja czesto z wloskimi dziadkami (bo sie nimi zajmuja kiedy rodzice w pracy albo nie daj Boze wszyscy mieszkaja razem..)
A z tego co czytalam kiedys w internecie to w Rzymie jest poska szkola. Czy ktos z Was wie cos na ten temat - to znaczy czy funkcjonuje (dziala naprawde) moze ktos posylal tam swoje dzieci?? Albo slyszal na ten temat??
A czy przed poczeciem dziecka takze podejmowalyscie jakies wysilki w celu wplyniecia na jakosc zycia swojego dziecka? Bo te prezenty na przyszlosc powinno zaczac sie dawac wczesniej niz tylko od momentu narodzin...
Mam kolezanke, ktora studiowala nauki o rodzinie i bylaby bardzo wiarygodna wykonujac prace w tym kierunku, gdyby nie pewne mankamenty jej osobowosci. Jednym z nich, ktory zadecydowal tez o tym, ze przestalam sie do niej odzywac, bylo palenie w ciazy...
Sa spawy, wobec ktorych- nawet jesli mnie nie dotycza- nie potrafie przejsc obojetnie...

Innym aspektem "dbania o przyszlosc" dziecka moze byc splodzenie go w odpowiednim momencie.
"Z obserwacji wynika, że najkorzystniejszy czas poczęcia dziecka to październik, listopad, wczesna zima."

No i wszystko jasne... urodziny w lipcu, wiec przynajmniej w tej kwestii nie mam powodow do narzekan...

http://www.resmedica.pl/ciaza-i-dziecko/poczac-zdolne-inteligentne



Ksalus o polskiej szkole w Rzymie jest na Fiolecie..troche sie rozczarujesz bo to nie jest taka sama szkola jak w PL
http://szkolapolskawrzymie.org/
Informacji na temat istniejących przedszkoli czy szkół polskich we Włoszech udzielają Ambasada i Konsulaty polskie we Włoszech, związki Polaków we Włoszech czy też gazeta Polonii włoskiej. http://polonia.wp.pl/title,Polskie-szkoly-we-Wloszech,wid,1[tel],wiadomosc.html?ticaid=1e715
Wiesz Sette pytam o doswiadczenia forumowiczow, bo na stronach konsulatow, zwiazkow itp sa "suche" informacje... Nawet nie spodziewalabym sie, ze moga to byc szkoly podobne do tych w Polsce. Ale mysle, ze mogloby to byc dodatkowe miejsce w ktorym dziecko z posko-wloskiego zwiazku mogloby "szlifowac" jezyk polski.
Moje dzieci chodza do polskiej szkoly w Rzymie, trzeci rok. Zajecia dla najmlodszych klas odbywaja sie w centrum, na Vicolo Doria, przy piazza Venezia. W klasach I-III sa 3 lekcje po 45 min. + 2 przerwy. Moje dzieci lubia tylko przerwy... Ale jakos idziemy do przodu. Korzystamy z podrecznikow i kart pracy z cyklu "Wesola szkola i przyjaciele". Podreczniki bardzo mi sie podobaja, oprocz czytanek, bajek, wierszy, pieknych ilustracji sa tam informacje z roznych dziedzin (jako, ze w Polsce w kl. I-III odbywa sie tzw. nauczanie zintegrowane).
W tym roku bylismy na zabawie karnawalowej. Z tzw. rozrywek oprocz niej jest: malowanie bombek, malowanie pisanek, spartakiada 2 czerwca w Villa Doria Pamphili, 2 parudniowe wycieczki dla chetnych (info sa na stronach szkoly).
Niestety, opuszczamy nieraz zajecia z powodu strajkow komunikacji (nasza klasa ma lekcje w piatki a strajki komunikacji sa prawie zawsze w piatki! w ub. piatek mielismy jechac samochodem, ale trzeba bylo zawrocic; mieszkamy pod Rzymem) czy np. oberwania sie chmury nad Rzymem.
Jest tez zadawane do domu i trzeba to jakos od dzieciakow egzekwowac - ja mam na to czas tylko w weekend.
Nauczyciele sa wszyscy z polskimi uprawnieniami. Nasza jest dosc surowa. Szkoda, ze moje niechetnie chodzace dzieci nie trafily na klase nauczyciela, ktory czesto zartuje... jest taki, ma rownolegle zajecia...
Obawiam sie o przyszly rok - lekcje trwaja o godzine wiecej i fizycznie, czyli czasowo, nie bedziemy miec jak na nie dotrzec. Zwlaszcza, jesli nasza klasa, juz czwarta, trafi do glownej siedziby kolo Zamku Sw. Aniola. Trudno bedzie to pogodzic z wloska szkola (nasza do 16.30) i faktem, ze my oboje pracujemy w Rzymie a mieszkamy pod miastem.
Wiekszosc dzieci z naszej klasy (klasy licza 25 uczniow) nie mieszka blisko i dojezd za od 45 min. do 1h45 na lekcje...
Do I klasy najlepiej zapisac juz teraz, mozna wtedy wybrac dzien i godzine rozpoczecia lekcji (od 15:35 albo od 17:35).
Jesli chodzi o Rzym, jest tez filia w Ostii.
Ota. to te zajecia odbywaja sie raz w tygodniu? Tak rozumiem z twojego postu. A nie ma zajec w soboty? Przeciez to chyba byloby logiczniejsze, zwlaszcza dla tych, ktorzy dojezdzaja z daleka..
Tak, zajecia sa raz w tygodniu po poludniu/wieczorem. Sa tez w soboty.
Sa tez w systemie korespondencyjnym raz w miesiacu (sobota; wtedy trzeba sporo materialu robic w domu i chyba "zaliczac", slyszalam od innych rodzicow, ze w ten sposob jest trudniej...).
Zalezy, co komu bardziej odpowiada. My np. w sobote rano mamy juz inne zajecia (katechizm)...
W systemie korespondencyjnym to dziecko nie ma praktycznie kontaktu z rowiesnikami-Polakami. Ale ogolnie widze, ze z ta szkola wcale nie jest tak zle: napisalas, ze podobaja ci sie podreczniki i w sumie jest organizowanych troxche dodatkowych, ciekawych zajec..
www.bilinguepergioco.com. Dwujęzyczność poprzez zabawę http://www.naszswiat.net/y-we-woszech/nasze-sprawy/922-dwujzyczno-poprzez-zabaw-.html
znalazlam cos ciekawego choc smutnego zarazem..ale takie wlasnie Wlochy...sady wloskie czy slaba profesjonalnoc niektorych osob..
http://forum.gazeta.pl/forum/w,37229,134013742,,mediacja_we_Wloszech.html?v=2
Ja co prawda mam problem w drugą stronę - mieszkam w Polsce z włoskim partnerem, mam 3 letnie bliźniaki któe staram się wychować na dwujęzyczne ale tu problem z nauczeniem włoskiego :-))) Mam czas więc serwujemy sobie gry zabawy i piosenki włoskie, i mamy tzw. swoje godziny włoskiego. Co ciekawe mój Włoch pracuje w j. angielskim i przez to praktycznie nie zna polskiego. Do dzieci mówi mega prymitywnym quasi polskim co dało okropny efekt że dzieci zamiast uczyć się włoskiego mówią do niego równie prymitywnym pozbawionym gramatyki i pełnym onomatopeizmów językiem polskim (a do mnie normalnie :-)
Wracając do wątku forum: z moich obserwacji najlpiej uczą tego mniej używanego języka pobyty w kraju (w twoim przypadku w Polsce) i zabawy z rówieśnikami, dla małych dzieci piosenki i zabawy z polskich sklepów (odpowiedniki produktów Sappientino) a dla starszych - polecam zapisać do polskiej szkoły przy ambasadzie w Rzymie lub w Mediolanie. Można być zapisanym formalnie i tylko co jakiś czas semestralnie bodajże pojawiać się na egzaminy albo jakąś wycieczkę z innymi dziećmi polskimi - mieszkający dalej od tych miast otrzymują materiały do domu i wsparcie. Kto może sobie pozwolić na opiekunkę albo panią do pomocy to oczywiście Polka najlepsza.
Znam przypadek dorosłego gościa chowanego we Włoszech tak, że robił 2 lata włoskiej szkoły a jeden polskiej i tak na przemian bo mama nie pracowała i jeździła z mężem Wlochem na kontrakty do Polski - biegała tylko po ambasadach nostryfikować świadectwa ale facet skońćzył dwie szkoły i finalnie podjął studia w Polsce więc jego polski musiał być rewelacyjny. Pytałam jak się odnajdywał w kontaktach z kolegami itp. (ciągłe przeprowadzki i zmiany) - podobno bez problemu. Nie znam go osobiście...to tzw. historia z placu zabaw (mama tego gościa to obecnie starsza pani)
edytowany przez Madda81: 05 wrz 2012
A słyszeliście może o dzieciach, które posługują się 3 językami od dzieciństwa?
Jak to wpływa na ich rozwój?

Nie mam jeszcze dzieci, ale się zastanawiam jak to będzie wyglądało.
Jestem Polką, on Galisyjczykiem a mieszkamy we Florencji.

Więc będę mówić do dziecka po polsku, Andres w Gallego, a z dziećmi znajomych i w żłobku używałoby włoskiego.

Szczerze, to martwi mnie jeszcze jedna rzecz - że Gallego używa się tylko w Galicji, myślałam że lepiej jakby dziecko nauczyło się kastylijskiego bo wtedy poradzi sobie w całej Hiszpanii, ale Andres powiedział że nie ma takiej opcji :-(
On całe życie rozmawiał z rodzicami i dziadkami w Gallego i chce żeby jego dziecko też tak robiło.

I tu moje pytanie do was - wasi mężowie/partnerzy rozmawiają z dzieckiem w swoim dialekcie czy w Italiano standard?
bedziemy uzywac polskiego i wloskiego :) a co wyjdzie w praktyce, to zobaczymy (wiadomo z polskim moze byc roznie, ale bede sie starala)..... Tak jak moj maz zostal tak wychowany przez swoich rodzicow i w domu nie mowilo sie w dialekcie w ogole, ale ojciec kazal mowic po wlosku i sam tego jezyka uzywa. I dzisiaj On rozumie, mowi troche w dialekcie sycylijskim (na zasadzie ciekawostki, bo w rodzinie w ogole nie mowia w tym dialekcie, a nawet z przyjaciolmi z sycylii) i to w ogole nie jest jakas obsesja czy koniecznosc.
O dzieciach wielojezycznych jest forum na stronach gazety wyb., pt. Wielojezycznosc w rodzinie.
U nas maz nie uzywa dialektu a "normalnego" wloskiego.
Cytat: SettediNove
...trol ma ....neurotyczne poszukiwania potwierdzenia swojej wartości za wszelką cenę...hihihiiii

wiesz co Sette, skoro tej Pani ma sie poprawic samopoczucie poprzez taka oto aktywnosc zyciowa, to co mi tam ;-) lepiej nizby miala w depresje popasc...trzeba sie cieszyc ze nikogo w mojej rodzinie to nieszczescie nie dotknelo, bo choroba to zawsze rzecz okrutna!
Temat przeniesiony do archwium.
31-54 z 54
| następna

« 

Życie, praca, nauka

 »

Kultura i obyczaje