Nie ukrywam, ze tez wole uczyc sie wloskiego od Wlocha niz od polskiego lektora (na pewnym etapie nauki native speaker jest w stanie dac wiecej niz Polak), ale tak naprawde obaj sa potrzebni, wbrew pozorom, wzajemnie sie uzupelniaja (Wloch gramatyki Cie nie nauczy, bo dla niego jest to oczywiste i na kazde pytanie zaczynajace sie od \'dlaczego\' odpowie \'poniewaz tak jest i tyle\'). A to, od kogo mozna sie nauczyc szybciej, to juz kwestia dyskusyjna, wynikajaca raczej z umiejetnosci przekazania wiedzy niz kraju pochodzenia nauczyciela. Pare lat temu chodzilem na kurs niemieckiego prowadzony przez Niemke z Bremy - bardzo sympatyczna dziewczyna, studentka slawistyki znajaca realia polskie, tylko co z tego, jak uczyc nie umiala - powaznie! Lepszy numer: ostatnio do mojej kolezanki przyjechal Wloch w ramach wymiany i conajmniej sie zdziwil jak uslyszal, ze w jezyku wloskim jest cos takiego jak tryb congiuntivo (tzn. moze nie tyle, ze w ogole jest tylko, ze tak to sie wlasnie nazywa i ze sa jakies specjalne wytyczne jak go uzywac podczas gdy on sie nad tym nie zastanawia). I nie byloby to dziwne, gdyby byl to jakis wiesniak, co pasie krowy w polu, a to byl wyksztalcony gosc. Takze, kochani moi, native speaker bez odpowiedniego przygotowania jest tyle warty co nic - zebyscie nie mieli zludzen.
A jesli chodzi o dramatyzowanie w sprawie \'nie dostania sie na italianistyke\', to sie zgadzam: NIE DRAMATYZUJCIE, bo nie ma powodow (jak to mowi pani prof. Tylusinska \'Nie kazdy musi byc filologiem wloskim!\')