Ja niestety mogłabym książkę napisać o moich przygodach z biurokracją włoską :)
1. Już na 1 roku studiów, jak pds straciło ważność w grudniu, poszłam w styczniu aby je odnowić, i pani w okienku questury mówi, że brakuje mi zaświadczenia o zdanych egzaminach. W peirwszym semestrze nie zdawałam żadnego całego egzaminu tylko same częściowe, z których nie wpisuje się ocen do indeksu, więc się nie liczą. Byłam zdesperowana, myślałam, że mi nie odnowią pds, załatwiłam sobie pismo od profesorki, że zdawałam z nią egzamin częściowy, i z tym poszłam znowu na questurę. Tym razem siedział miły pan który powiedział: to jest mi niepotrzebne. Głupia koza zażądała papierka z egzaminami w środku roku akademickiego, a takie coś to się dostarcza jak się rok kończy.
2. Przerabiałam prawo jazdy polskie na włoskie, procedura miała trwać 2 miesiące, trwała 7. Robiłam to za pośrednictwem szkoły jazdy. Ostatecznie sama załątwiłąm najważniejsze sprawy. W Motorizzazione Civile twierdzili, że nie dostali listu z ambasady z potwierdzeniem autentyczności mojego p.j. Wydało mi się absurdalne, bo ambasada jest za poważną instytucją, żeby nie załatwić sprawy, za którą zapłaciłam. Telefon do ambasady: poprosiłam o dane listu poleconego - data wysłania i nr listu. Wchodzę na stronę poczty: sprawdzam gdzie znajduje się list - list został doręczony do adresata 2 miesiące temu!! W MC mówię, że oni to dostali, i niech nie chrzanią głupot. Musiałam iść osobiście do biura zajmunjącego się korespondencją, i mówię panience z okienka, że na dole czekają na ten i ten list. Panienka: ach, rzeczywiście, jest tutaj. Nóż w kieszeni otwarty na maxa. Zażądałam prawa jazdy za tydzień (MC zamykało na wakacje, a ja jechałam też na wakacje). Po tygodniu odebrałam prawo jazdy.
3. Na uniwersytecie mam takie problemy, i żyję w niepewności już od jakiegoś czasu, nie raczą o niczym poinformować, zwłaszcza o tym, że ktoś się znajduje w tarapatach. Znalazłam na nich sposób: kombinuję tak jak oni. Robię po swojemu, i udaję, że wszystko jest ok. Ostatnio mi się udaje. Tylko, że jak zgubiłam indeks, i zaniosłam podanie o wydrukowanie nowego, to egzaminy które mieli w kopmputerze w sekretariacie nie zgadzały się z tymi które rzeczywiście zdałam. Nowy indeks wyrabiają mi już od 2 miesięcy.
Moim zdaniem kiedyś zobaczą jak dostanę ataku serca i naprawią wszystko w 3 sekundy i wypłacą odszkodowanie za szkody moralne :)
Jest tego jeszcze trochę, długo by o tym pisać. Uważam się za najbardziej pechową osobę w sprawach biurokratycznych z mojego towarzystwa. Czym zawiniłam? Czort wie.