Wypowiem się tylko w moim imieniu, Trevi natomiast wypowiedzieć się nie może, bo siksa właśnie do Polski na święta leci.;)
Przede wszystkim muszę podkreślić strasznie mile i sympatyczne przyjecie, widać, ze pani Danuta i pani Grażynka naprawdę kochają to, co robią i ze bardzo się cieszą z każdego gościa. Proponują dania, podsuwają ogóreczki konserwowe i ciasteczka własnej roboty, pokazują zdjęcia, są cały czas uśmiechnięte - entuzjazm aż z nich bije.
Lokal jest niewielki, ale bardzo przytulny. Moze jedynym małym minusem są stoliki, które maja skrzyżowane "nogi", wiec osobie siedzącej po stronie "skrzyżowania" może być nieco niewygodnie. Ja sobie jednak oparłam o nie stopy i było ok.;)
A teraz jedzenie, czyli to co misie lubią najbardziej.;) Na przystawkę wzięłam sobie bruschette z pomidorem (bo lubię), a Trevi z mężem zamówili antipasto della casa (ser, różne rzeczy w oleju i pyszne ogórki konserwowe), z którego i ja skorzystałam, a co.:) Potem ja i Paolo zamówiliśmy pierogi (ja ruskie, Paolo z kapusta i grzybami), a Trevi zrazy radziwiłłowskie w sosie pomidorowym. Wszystko pyszne, już sobie obiecałam, ze następnym razem zamówię zrazy.:) Na deser pochłonęłam wielki kawal pleśniaka, palce lizać (pani Danuta dostała przepis od swojej sp. teściowej), Paolo również, a Trevi zamówiła sernik krakowski.
Ogólne wrażenie bardzo pozytywne, wiec jeśli tylko macie ochotę na coś polskiego, to szczerze polecam.