O wyższości Gallo Iitaliano nad polskim "dżentelme

Temat przeniesiony do archwium.
1-30 z 129
poprzednia |
O wyższości Gallo Iitaliano nad polskim "dżentelmenem"
Słówko wyjaśnienia do Prawdziwych Mężczyzn (pamiętajcie, że im trudniej Was spotkać na tym padole, tym bardziej My, Prawdziwe Kobiety Was doceniamy), których oko zatrzymało się na tytule: możecie śmiało darować sobie lekturę tego artykułu - on Was nie dotyczy, jeżeli jednak Wasza pasja poznawcza podpowiada Wam coś innego, przeczytajcie i poznajcie egzotyczne zachowania Waszych pobratymców, którzy psują opinię na temat gatunku męskiego w całym świecie kobiecym.

Zacznijmy od wyjaśnienia pojęć. Gallo italiano to skrót myślowy określający profesjonalnego, doświadczonego i zaprawionego w bojach włoskiego podrywacza z klasą, który, niezależnie od wieku, sytuacji materialnej i osobistej spragniony jest przeżycia ekscytującej przygody z piękną obywatelką któregoś z krajów Europy Środkowej lub Wschodniej - wiadomo, niewiasty tej proweniencji przybywają do słonecznej Italii w celu poprawienia własnego pożal-się-Boże statusu majątkowego, podejmując się przeróżnych zajęć (których charakter i wymiar finansowy przyprawiają przeciętną Włoszkę o co najwyżej histeryczny wybuch szyderczego śmiechu), w związku z tym stanowią zazwyczaj łatwą zdobycz dla niecnych starań panów spod znaku latin lover lub macho italiano. Polski "dżentelmen" (użycie cudzysłowu jest zabiegiem celowym, ot złagodzenie dramatycznego oksymoronu, do którego doszło poprzez zetknięcie ze sobą tych dwu prawdopodobnie wykluczających się pojęć) to najczęściej mężczyzna już poniekąd emocjonalnie dojrzały, który, zależnie od sytuacji materialnej i osobistej (często znudzone rodzinnym życiem, żoną i obowiązkami wynikającymi z ojcostwa z tzw. "łapanki" indywiduum, panicznie obawiające się puszczenia w już i tak mocno przetartych skarpetkach przez małżonkę na wypadek upragnionego ponoć rozwodu) jest spragniony przeżycia ekscytującej przygody z piękną krajanką (im wyższa jej pozycja społeczna, tym lepiej, wiadomo, "dżentelmen" nie zadowala się byle czym).

Sposób postrzegania urodziwej cudzoziemki pochodzącej z któregoś z krajów postkomunistycznych w kaprawych i zawężonych geograficzną i kulturową ignorancją źrenicach śródziemnomorskich, domorosłych lowelasów jest łatwe do zdiagnozowania i przewidzenia: Polka, Ukrainka czy Węgierka to istota niższej kategorii, nieposiadająca emocji łowczyni "przykładnych" włoskich mężów i synów (stąd ukłute przez zdradzane włoskie żony i posesywne matki określenie rompifamiglie - czyli, ni mniej ni więcej, "rozbijające rodziny") i ich majątków, albo rozwiązła seks-turystka, znudzona marną jakością usług seksualnych świadczonych przez własnych współobywateli, idealny towar do wyrwania przez któregoś z potomków antycznych Rzymian, która nieważne gdzie, kiedy, jak i z kim, byleby tylko legitymował się dowodem osobistym stwierdzającym włoskie obywatelstwo partnera w cielesnych uciechach. Takiej percepcji przedstawicielek płci pięknej własnej nacji przez tych nierozgarniętych intelektualnie wśród włoskich kogutów i ich najbliższe rodziny, co bardziej oświecone (nierzadko poprzez autopsję) Polki są w pełni świadome i z rezerwą, przymrużeniem oka oraz brakiem zaufania traktują "miłosne" podrygi obywateli słonecznej Italii. Gorzej, gdy taka nieufna w stosunku do włoskiej płci przeciwnej białogłowa spotka na swojej drodze prawdziwego Polaka, i to w dodatku "dżentelmena"; jak się okazuje w większości przypadków - "pary" do bycia dżentelmenem starcza zazwyczaj na pierwszy miesiąc znajomości (i to pod warunkiem, że potencjalna zdobycz stawia opór), potem "dżentelmeństwo" przechodzi w byt wirtualny: istnieje w egocentrycznym mniemaniu zainteresowanego i nagminnie stosowanych przez niego w podobnych wypadkach "dyżurnych" tekstach. Omamiona "spektakularnymi" początkami znajomości i składanymi średnio co dziesięć minut obietnicami, zapewnieniami i deklaracjami, kobieta zaczyna naprawdę wierzyć, że ma do czynienia z przysłowiowym "Mężczyzną z klasą" i jak Prawdziwego Dżentelmena zaczyna go traktować: oczekuje przede wszystkim efektywnych zrozumienia, szacunku, troski i odpowiedzialności. Lecz przereklamowany towar stać co najwyżej początkowo - na kolejne płonne obietnice, deklaracje i zapewnienia, następnie - zarzuty o brak zaufania, tyrady o płataniu figlów przez chory umysł partnerki, a w końcu - efektowną w swym tchórzostwie, pośpieszną ucieczkę z "miejsca wypadku". No cóż, Dżentelmenem się JEST, a nie się BYWA.
Przedbiegi tych dwóch adonisów - gallo italiano i polskiego "dżentelmena" na pierwszy rzut oka wyglądają podobnie: komplementy, kwiaty, pełna dyspozycyjność w byciu szoferem - odbieraniu kobiety z pracy i zawożeniu jej do domu. Gallo italiano - pod warunkiem, że to kogut z klasą, jest z natury rozrzutny (mimo tego, że mieszka z mammą i jest na jej garnuszku) i inwestuje w swoją potencjalną zdobycz, rozszerzając spektrum swoich działań, o ile "ofiara" w jego własnych oczach jest tego warta, do zaproszeń na kolację i każdorazowego płacenia rachunków, drobnych i mniej drobnych, ale częstych prezentów, spędzania czasu wolnego RAZEM, w sposób aktywny i poza domem, zapoznawania z rodziną i kręgiem przyjaciół. Duże na to szanse, jeśli natura wyposażyła Was, Kochane Polskie Dziewczęta, w blond włosy, błękitne oczy i nogi po same pachy. Polski "dżentelmen" jest o wiele bardziej oszczędny (nic dziwnego, jeśli pomieszkuje się kątem u rodziców i jest się na ich utrzymaniu): kwiaty - owszem, ale wystarczy raz, prezent - tylko wtedy, kiedy się coś przeskrobało, a i to nie zawsze, rachunki w knajpie (bo na restaurację zazwyczaj brakuje fantazji) najlepiej, jeśli płaci kobieta, czas wolny - najczęściej z kolegami przy piwie, oglądając mecz Polska - Azerbejdżan, a o wprowadzaniu w krąg rodziny i przyjaciół mowy być nie może, z różnych zresztą powodów. Polski "dżentelmen" słynie z tego, a nawet otwarcie się przyznaje (sic!) w przebłysku szczerości, że kobiety to on rozpieszczać nie ma zamiaru, a skoro jest ona taka niezależna - finansowo, emocjonalnie i światopoglądowo ("dżentelmen" wie z jakim typem kobiety opłaca się zadawać), to niech się rozpieszcza sama. No cóż, nie ma zamiaru, bo po prostu nie wie, biedaczysko, jak się to robi, a nawet, jeśli został uświadomiony przez jakiegoś domorosłego "kolegę po fachu" - nie ma ku temu zasobów finansowych.

Różnice dotyczą nie tylko sposobu traktowania kobiet (oświecone włoskie koguty mają do nich większy szacunek, co daje się wytłumaczyć szczególną naturą ich związków z matkami i/lub siostrami), rozbieżności daje się zauważyć również w sposobie nawijania przysłowiowego makaronu na uszy - współczynnik krętactwa i hipokryzji jest u Włochów znacznie niższy niż u Polaków. Prawienia farmazonów o miłości aż po grób zabrania doświadczonemu włoskiemu podrywaczowi jego Kodeks Honorowy gallo italiano (wyjątek stanowią włoskie koguty stawiające pierwsze kroki w "zawodzie" lub notoryczni kłamcy o poważnych problemach emocjonalnych, kwalifikujący się do zaawansowanego leczenia psychiatrycznego), co w ogóle nie stanowi żadnej przeszkody dla polskiego desperata (nota bene sfrustrowanego i egocentrycznego pracoholika, wiarołomnego małżonka i niedzielnego tatusia), używającego tym bardziej kwiecistych słów, im bardziej jego sytuacja osobista jest zagmatwana, a bagienko, w którym tonie głębsze. Wielu jest wśród naszych rodowitych "dżentelmenów" pseudo-intelektualistów i pseudo-moralizatorów, uskuteczniających w obecności kobiety, zazwyczaj intelektualistki o ugruntowanym światopoglądzie, zasłyszane (rzadziej przeczytane) dyskursy o tematyce egzystencjalnej i żałosne tyrady o własnej "szlachetności" i "dżentelmeństwie" w kontaktach z kobietami, w tym z aktualną, oczywiście nigdy niekochaną małżonką, obok której to lat temu parę, kiedy niespodziewanie i nieoczekiwanie znalazła się ona w stanie błogosławionym, litościwie stanęło się przed ołtarzem i której miłosiernie użyczyło się nazwiska.
Zresztą, cóż innego, oprócz powyższych głodnych kawałków, taki zakompleksiony polski robaczek może zaoferować Prawdziwej Kobiecie? Wygląd zewnętrzny - nieszczególny, twarz ma kontakt z golarką raz na tydzień, skóra z wodą (toaletową) - tylko w niedzielę, uzębienie - no cóż ... (widać i czuć), na grzbiecie - ciuchy-newsy z wczesnych lat 90 - tych (jakże miło wspominamy czasy młodości i świetności!), a dobrze skrojonych garniturów w szafie po prostu nigdy się nie miało, nie ma i potrzeby mieć nie będzie. Dla profesjonalnego włoskiego podrywacza wygląd zewnętrzny jest narzędziem "pracy". Prawdziwy latin lover, oprócz tego, że często popada w widoczną przesadę w użytkowaniu produktów fryzjerskich, a zwłaszcza żelu do włosów (dzięki temu włosy wydają się ciemniejsze i są ułożone), starannie dobiera poszczególne elementy własnej garderoby, przywiązując wagę do kroju, kolorystyki, jakości i aktualnych tendencji panujących w modzie męskiej. Polski "dżentelmen" natomiast jest tak doskonały, że nie musi nic w sobie zmieniać; kobieta (koniecznie szczupła, zadbana i atrakcyjna - ot, przeciwieństwo pokurcznej, roztyłej, aseksulanej i znienawidzonej żony) powinna być jeszcze wdzięczna Opatrzności, że taki "facet z klasą" okazał jej zainteresowanie.

Realizacja celu
Drugą naczelną zasadą Kodeksu Honorowego gallo italiano jest bezpieczny seks i odpowiedzialność za ewentualne konsekwencje rozłożona na oboje partnerów - profesjonalny macho italiano nie traci gruntu pod nogami na hasło "antykoncepcja awaryjna", mało tego - pokrywa wszystkie koszty z tym związane (wizyta u specjalisty i wykupienie specyfiku w aptece). Nasi "dżentelmeni" oprócz tego, że nie kalają się stosowaniem zabezpieczeń (wiadomo, seks za pośrednictwem lateksu to jak dłubanie w nosie w rękawiczce lub lizanie cukierka przez papierek, a poza tym kolejne niechciane dziecko w tą, czy w tamtą nie czyni im żadnej różnicy, przecież i tak ciężarem obarczy się kobietę, z którą się spółkowało) boją się takich sytuacji jak diabeł święconej wody (prawdopodobnie chodzi o traumę wynikającą z "łapanki") i uciekają, gdzie pieprz rośnie, zostawiając deklarowaną wcześniej i niejednokrotnie odpowiedzialność za kobietę daleko w tyle. Mało tego - osobnik tego pokroju czuje się głęboko urażony i śmiertelnie obrażony tym, że zdesperowana kobieta ośmieliła się podzielić się z nim swoimi obawami, a tym samym zniweczyć rozpierającą go samczą dumę i satysfakcję wynikające z zaliczenia towaru z górnej półki, że naraziła go na kolejny niepotrzebny stres. A potem to już tylko klasyka w polsko-"dżentelmeńskim" wydaniu: w ciągu jednego dnia polski "dżentelmen" rozpływa się w powietrzu, zostaje wchłonięty przez tajemniczą energię kosmiczną.

Zdarza się też u co bardziej empatycznych przedstawicieli włoskiej płci brzydkiej odruch przysłania bukietu kwiatów następnego dnia, ale to już skrajne przypadki Prawdziwych Mężczyzn. Poza tym, Włosi są tak pewni jakości świadczonych usług (miejscami słusznie), że z przymrużeniem oka traktują pochlebne opinie partnerek na ten temat (kobiety, a zwłaszcza Polki chcą po prostu być miłe), niestety, wobec polskich "dżentelmenów", nierzadko "wspomagających" się alkoholem (a powszechnie wiadomo, jakie są tego skutki) i wyczekujących komplementów jak zgłodniały pies kości, trzeba być miłą coraz częściej.

Determinacja obu tych nacji w dążeniu do celu jest godna najwyższego podziwu, różnice tkwią w kwalifikacji moralnej stosowanych strategii, wszak nie zawsze "cel uświęca środki". Dla naszych rodowitych "dżentelmenów" - owszem, są zdolni do wszystkiego, byleby tylko wziąć to, czego chcą. Nieobce są im przeróżne techniki kamuflażu, nawet te najcięższego kalibru, jak na przykład udawanie przez długi czas przyjaźni czy dozgonnej miłości. Kolejna rozbieżność dotyczy czasu operacyjnego potrzebnego do pełnego osiągnięcia celu: doświadczony latin lover jest tak skuteczny, konsekwentny, koherentny i przekonujący w tym, co robi, że wystarcza mu góra miesiąc, tymczasem polski "dżentelmen" - nieudacznik krąży, mąci (w mętnej wodzie "ofiara" mniej widzi), mota się, poci i trudzi nawet przez prawie rok, a i tak nigdy nie ma pewności, czy nie wróci z łowów o przysłowiowym suchym pysku.
I co dalej? - zakończenie
I tu będzie krótko - cel zrealizowany, misja spełniona, "było miło, ale się skończyło", "żegnaj, Gienia, świat się zmienia", można sobie podziękować i POWIEDZIEĆ addio! No właśnie - powiedzieć, napisać, czy zakomunikować w jakiś inny, cywilizowany sposób, ale przecież to wymaga odwagi cywilnej, a tej naszym rdzennym "dżentelmenom" niestety brakuje. Trzecią główną zasadą Kodeksu Honorowego włoskiego podrywacza z prawdziwego zdarzenia jest rozpoznawanie się po fakcie na ulicy, a nawet - o ile jest to możliwe - utrzymywanie przyjacielskich stosunków (chociażby po to, żeby na ogół przyjemne doświadczenie kiedyś powtórzyć). W końcu przeżyło się coś (bardziej lub mniej miłego) razem, dobrze więc po tym wszystkim przynajmniej się szanować. Znikomy jest wśród włoskich adonisów wskaźnik socjopatii - leczenia kompleksów kosztem nie tyle kobiety, co drugiego człowieka.

Pytanie zasadnicze: czy kac-moralniak i uczucie zniesmaczenia, że się zadało z - delikatnie rzecz ujmując - osobą stuprocentowo niekompatybilną reprezentowanym poziomem zachowania jest jedynym śladem pozostawionym przez polskiego "dżentelmena"?; wspomnienie którego z panów wykasowuje się czym prędzej z twardego dysku pamięci? Brutalne dla niektórych wnioski nasuwają się same...

Na koniec, drogie Czytelniczki i równie kochani Czytelnicy, przypomnijcie i zapamiętajcie sobie znaną od stuleci mądrość ludową, powtórzoną niegdyś przez jednego z naszych byłych premierów: PRAWDZIWEGO MĘŻCZYZNĘ POZNAJE SIĘ PO TYM, JAK KOŃCZY A NIE PO TYM, JAK ZACZYNA.
http://e-kobiety.pl/content/view/3602/452/1/3/
nikt nie komentuje bo raczej nikomu nie chcialo sie czytac tego chaotycznego i zmasowanego ataku pelnego przedziwnych stereotypow i teorii skierowanego przede wszystkim przeciw naszym rodzimym samcom.
inf pytanie calkiem niewinne: Ty to czytasz zanim wkleisz? i jesli tak, to poniewaz wklejasz, mam uznac, ze uwazasz ten tekst za madry? godny uwagi? na jakims poziomie? odkrywczy? czy co?
bo gdybys go uwazal za glupi po prostu oszczedzilbys i sobie, i nam czasu i odpuscil. wiem, wiem, poznawanie opinii innych jest wazne ale, prosze Cie, nie musimy poznawac opinii kazdego/kazdej idiotki tego swiata.
milej niedzieli.
"chaotyczny i zmasowany atak pełen przedziwnych stereotypow i teorii skierowanych przede wszystkim przeciw naszym rodzimym samcom."

Mendy, dziękuję:)))
mendy78 uważam go za totalnie idiotyczny. A byłem ciekaw opinii na jego temat pewnej małej istoty :)))
Dlaczego Infie trzeba to od ciebie wyciągać? Dlaczego nie napisałeś gdzieś w przypisach małym druczkiem przynajmniej, że uważasz ten tekst za głupi?
oh, nie ma za co Geniu.
nigdy nie ukrywalam slabosci do naszych "rodzimych samcow" ;D
Oooooo, dziękuję tym bardziej. Widzę, że jesteś bardzo mądrą osobą.
odczuwam ogramna ulge, to czekamy na opinie "pewnej malej istoty", tez jestem ciekawa. pzdr.
to teraz tocca a me, dziekuje.
hhahaha,chyba domyslam sie o kogo chodzi:)
faktycznie,a gdzie ta mala istota sie podziewA?od dluzszego czasu ni widu ni slychu...hmmm

Mala Izka,gdzie jestes?
:DDD
o cholera,Mendy,ale komplement ...wiesz,od Genia by cus takiego uslyszec,to trzeba naprawde sie ...napocic
bravaaa:DDD
No tak, swój ciężar gatunkowy to ma, przyznaję.:)
Mendy,czytalam ,ze nie mozesz byc na spotkaniu w Katowicach...hmm,wiesz,prawdopodobnie i mnie nie bedzie ,gdyz musze przyspieszyc moj wyjazd do Polski o kilka dni:(
kolejny komplement
wow,Mendy:DDD
oj,Geniusza zostawiamy Grazynce ...i pomyslec,ze miala chrupac tylko "/"...ochhh
punktuje, punktuje...staram sie jak moge. no i uzywam antyperspirantow, bo z tym potem to tak niewesolo. no i rzeczywiscie caly Grazynce zostanie, jaka szkoda ;D
Bardzo dobrze Ci idzie jak do tej pory.:)
taaa,dzieki antyperspirantom hahaha
Oj Kasiu, dzięki, czy nie dzięki...drobnostka niby taka a jej brak potrafi cały nastrój spieprzyć.:))
Jakie z was dobre duszyczki. Dziekuje slicznie. Jestescie super.
No, no, no kto by sie spodziewal, ze tak latwo mi tak pojdzie. ;)
Geniu, uwazaj, bo sie przyzwyczaje! ;D
Mendy,mow szybko jaki to dezodorant....ja tez bym chciala"punkta",o!
Hahahaha...potwierdzam to, co pisałem już kiedyś: kobiety są wspaniałe (w większości).
ok, to jak jestesmy takie wspaniale, to ja bede wspanialomyslna. moj deo to lycia. polecam. dziala szczegolnie na Geniuszy ;D
ide do sklepu.
czesc wszystkim;)
Później, jak wrócisz, to zaraz psiiiiik w ekran, chcę się przekonać, jak działa ten antyperspirant. Mendy, prosze o to samo.:))
Z tym może być pewien problem. Nie chodzi tu bynajmniej o kłopot ze schrupaniem mnie(per carita'), ale o to, że jak pisałem ostatnio we wątku dotyczącym spotkania, będę miał ogromne kłopoty z przyjazdem.
heh, zapewniam Cie, ze dziala. ale ok. stawie sie na apelu. jesli tylko Kasia nie wroci pozno z zakupow. tutaj slonko wychodzi zaraz pewnie wybede, bo az zal w domu siedziec. tak swietnie zaczety dzien (wszystkie te komplementy...) zakoncze w goracych zrodlach ;D trzescie sie z zazdrosci ;D
a, ja psssiknac nie moge, moj jest w kulce ;D
Oooo, gorące źródła. Mam je w odległości kilkudziesięciu kilometrów (na Słowacji) a jeszcze nigdy nie byłem. Podobno świetna rzecz.
Temat przeniesiony do archwium.
1-30 z 129
poprzednia |

 »

Pomoc językowa - tłumaczenia