Polecam zarówno ten, jak i inne teksty autora.
http://michalkiewicz.pl/index.php
Stanislaw Michalkiewicz:"Błogosławiona wina".
Tytułowe określenie jest terminem teologicznym. W ten sposób nazywany jest grzech pierworodny, który wprawdzie z jednej strony sprowadził na świat i ludzkość rozmaite paroksyzmy, ale z drugiej – stał się przyczyną Odkupienia przez Zbawiciela. „O szczęśliwa wino, którą zmazać musiał tak wielki Odkupiciel!” – mówimy w Wielką Sobotę.
Ten teologiczny termin odnosi się do spraw najważniejszych i ostatecznych, ale mechanizm nim rządzący da się zastosować również do spraw trochę mniej ważnych i przemijających, jak na przykład udział Polski w Unii Europejskiej.
Jak wiadomo, za sprawą „drogiego Bronisława” oraz innych bojowników o wolność i demokrację, gryzipóry z „prasy międzynarodowej”, a nawet i narodowej, rozdzierają szaty nad Polską z powodu prześladowań, jakich faszystowski reżym braci Kaczyńskich dopuszcza się wobec pederastów płci obojga.
W Unii Europejskiej, obywatele nie mogą urządzać referendum w sprawie wysokości i rodzaju obciążeń podatkowych, są poddani przymusowi ubezpieczeń społecznych, muszą posyłać dzieci do szkół, gdzie różni wpływowi wariaci uprawiają pranie mózgów i indoktrynację, nie wolno im wygłaszać niektórych opinii (w Ameryce pod tym względem jest jeszcze gorzej; na przykład od lutego nie wolno używać słowa „niger”, czyli „czarnuch”), np. na temat pewnych grzechów, a także wydarzeń w okresu II wojny światowej, ale nikt, poza wrogami demokracji, nie uważa tego wszystkiego za ograniczenia wolności.
Przeciwnie – europejsy twierdzą, że ograniczenia te są świadectwem wolności prawdziwej, a - jak zauważył kiedyś Sławomir Mrożek – wolność prawdziwa pojawia się tam, gdzie nie ma wolności zwyczajnej. Wszystko dlatego, że za probierz wolności został uznany stosunek do pederastów – żeby broń Boże im się nie sprzeciwiać.
Chcą pederaści urządzić Paradenmarsch – nikt nie może im w tym przeszkodzić, choćby nawet w biały dzień na ulicach markowali rżnięcie modo bestiarum, albo i nie markowali. Ludności nie tylko nie wolno się sprzeciwiać, ale powinna się radować.
Tak w każdym razie powiedział mi kiedyś pan red. Janusz Majcherek, współpracownik „Tygodnika Powszechnego” – że tolerancja nie oznacza już cierpliwego znoszenia czegoś wstrętnego i szkodliwego w imię jakiejś wyższej racji, np. pokoju społecznego, tylko musi oznaczać akceptację. Znaczy – na widok pederasty każdy musi uśmiechać się przymilnie, choćby mu się z obrzydzenia przewracały wszystkie bebechy.
Ano, tak już bywa, kiedy Nowe walczy ze Starym, a dzisiaj takie czasy, że awangarda wszechświatowej rewolucji wciągnęła na swoje sztandary cały katalog seksualnych dewiacji, za wyjątkiem pedofilii. Ale to normalne, bo przecież i bolszewicy zwalczali kiedyś trockistów jako heretyków, a dziś trockiści biorą odwet. Zanim jednak to nastąpi, pederaści są na topie.
Z tego powodu pewien hiszpański pederasta, a może tylko ich rzecznik, oburzony do żywego doniesieniami „prasy międzynarodowej” o gehennie, jaką pod strasznym knutem braci Kaczyńskich przeżywają w Polsce pederaści, zaproponował, by Polska została wyrzucona z Unii Europejskiej. Niech mu Pan Bóg da zdrowie, niech jego pomysł podchwycą pederaści pozostałych krajów członkowskich i niech skłonią swoje oburzone rządy do wyrzucenia Polski z UE.
Wyobraźmy sobie tylko, że nie podlegalibyśmy władzy Komisji Europejskiej, nie musielibyśmy wybierać posłów do Parlamentu Europejskiego, nie musielibyśmy zastanawiać się, co też Trybunał w Strasburgu robi z 22 pozwami przeciwko Polsce, jakie złożyło tam Powiernictwo Pruskie, no i nie musielibyśmy płacić rocznej składki, za którą można by wybudować w Polsce 500 kilometrów autostrady – i tak dalej.
Oczywiście posiadacze gruntów rolnych nie dostawaliby dopłat, zadłużone samorządy nie dostałyby dofinansowania do coraz to nowych inwestycji, zbankrutowałyby firmy piszące podania o zapomogi. Na pewno nie wszyscy byliby zadowoleni, ale na tym świecie pełnym złości nie ma rzeczy doskonałych.
Na przykład teraz polski rząd próbuje przekonać rządy innych państw i pana Barroso, żeby w konstytucji Unii Europejskiej przyjęty został system pierwiastkowy. Chodzi o to, żeby wyciągać pierwiastek kwadratowy z liczby ludności każdego kraju i w ten sposób ustalać siłę jego głosu.
System pierwiastkowy miałby zastąpić system podwójnej większości, w którym do przegłosowania, dajmy na to, Polski, to znaczy – zmuszenia jej do robienia czegoś wbrew własnemu interesowi, wystarczyłaby większość państw grupujących większość ludności Unii Europejskiej.
Warto jednak zauważyć, że w systemie pierwiastkowym Polska też mogłaby zostać przegłosowana, bo taka możliwość wynika z przyjęcia konstytucji Unii Europejskiej, która zrywa z zasadą jednomyślności.
Okazuje się, że tak czy owak, przyjęcie konstytucji UE, nawet z systemem pierwiastkowym, oznacza formalną rezygnację z suwerenności. W tej sytuacji jedyna nadzieja w hiszpańskich i innych pederastach.