Może mi ktoś wytłumaczy, bo nie kumam: wychowałam się na makaronie domowej roboty mojej babci i ona do każdego makaronu zawsze dodawała jajko. A tutaj, makaron Barilli ponoć jest zupełnie bez-jajeczny, więc mój chłop go uwielbia, bo jak twierdzi 'jest niskokaloryczny'. Za to moje ukochane pappardelle all'uovo je od święta jedynie mówiąc, że to niedobrze takie ciężkie makarony na co dzień jeść, a poza tym jak się gotuje pappardelle to czuć, że to jajeczny makaron bo cała kuchnia wali jajem.
Moja opinia: nie wierzę, że pappardelle ma w sobie tyle jajek, żeby od razu wszyscy je czuli. Podobnie, nie chce mi się wierzyć, że bavette Barilli czymś się w składzie (czytaj: brakiem jajów) różni od pappardelle all'uovo. (Jeśli nie ma tam jajów to czemu jest żółty ten makaron w takim razie??)
Pytam się więc: jak to jest? Czy faktycznie może być makaron bez jajek zupełnie zupełnie? Nawet ciut ciut ani ani?