No to jedziemy :D
Rodzinę Scifoni poznałam na Au Pair World, po wielu rozmowach telefonicznych i korespondencji mailowej zgodziłam się na ich ofertę, ponieważ jako jedyna rodzina chciała podpisac kontrakt...Wydawało mi się więc, że tak będzie bezpieczniej...pierwszą rzeczą którą mnie zaskoczyli było to, żebym sama dotarła sobie ze stacji do ich domu bo oni mają małe dzieci i nie bardzo mają jak po mnie wyjechac :0 Ja pierwszy raz w tak wielkim mieście i z walizkami...w końcu z wielka łaską ale wyjechał po mnie jej mąż. Pierwsze dni były dla mnie tragedią...Zero rozmów, zero spraw organizacyjnych, dzieci jak mnie widziały to wpadały w szał! A Sz.P Scifoni zamykała się w swoim pokoju z najmłodszą córką. Wiecznie mówiła, że musi karmic. Dzieci drapały w drzwi, kładły się na podłodze, nawet były sytuacje, że starszy robił pod siebie z tej histerii a ta jakby nigdy nic przez drzwi powtarzała tylko " jesteście z opiekunką" nosz kur...!więc nasze rozmowy sprowadzały się tylko do porannego i wieczornego "Ciao".
Dzień z dziecmi wyglądał następująco: rano budzenie, mycie, śniadanie i odprowadzanie do szkoły. Rodzice zero zainteresowania i ciągłe powtarzanie "musisz wykazac trochę inicjatywy" :0 Dzieci po prostu mnie nie cierpiały ale nie dziwię się bo okazało się że jestem piątą czy szóstą dziewczyną z kolei...
Po odebraniu ich ze szkoły o godz. 16 powrót do domu i do godz. 20 "zabawa" w ich pokoju, nie mogły go oczywiście opuszczac, a jak wychodziły bo chciały coś mamę zapytac to kończyło sie na : "jesteście teraz z opiekunką"!!! Nigdzie nie mogły wychodzic, zero zabaw w parku i na placu, tylko szkoła-dom, a tam dostawały szału!
Wiele razy próbowałam porozmawiac, wyjaśnic, poprosic o rady ale rodzice wiecznie zamknięci na klucz w sypialni! Swoją drogą jak można zostawic swoje dzieci z osobą której się kompletnie nie zna...O mnie nie wiedzieli niczego, nawet nie pytali a jak ja zaczynałam rozmowę to myk myk do sypialni uciekały dzikuski :0 W domu zero oglądania tv, radia a komputer służył tylko do "słuzbowych maili" Giuseppe ;) Nawet przy kolacji zero rozmów (miedzy sobą też nie gadali) no istny szał !!! Przez trzy miesiące w domu zero gości, znajomych, rodziny. Oni też nigdzie nie wychodzili! straszna wilgoc, grzyb na wszystkich ścianach a w łazience...ehhh nie chcę wspominac bo aż ciarki przechodzą...Ona kompletnie nie potrafiła gotowac a jak już się do czegoś zabrała wykonała wcześniej tysiąc telefonów do męża, gdzie patelnia, ile ma się gotowac makaron i jak nastawic zmywarkę...wodę na makaron gotowała z książką kucharską w ręku, no lewus nie z tej ziemi ! "rosół" był po prostu hitem! do wody po makaronie tej brudnej i śmierdzącej wrzucała pół kostki rosołowej i jedli ze smakiem:D risotto w jej wykonaniu wyglądało tak samo! bleee...Ja więc za to marne kieszonkowe żywiłam się sama:/ a raz jak głowa rodziny kupił w niedzielę kurczaka z rożna dzieci nie wiedziały co to i płakały, że psa nie chcą jeśc:D no masakra jakaś! Jednego razu jak poprosiłam żeby mi pożyczyła podpaskę bo akurat mi się skończyły i obiecałam, że jak tylko wyjdę i kupię to oddam ale powiedziała, że tego w kontrakcie nie ma...I tak to się zaczeły nasze wojny...Jak wypłacali mi kieszonkowe i np było o 50centów za dużo od razu prosili o resztę. Każda dziewczyna, która ich zostawiała była gorsza od poprzedniej i żadna nic nie potafiła robic dobrze...Kurcze ciekawe dlaczego???przecież taka miła rodzinka...:D gdybym nie poznała tu obecnej panny "kasio_rek" po prostu nie dałabym rady...Myślałam, że jestem twarda i jakoś sobie poradzę, jakoś to przetrzymam ale z takimi ludźmi po prostu nie da rady! To nie była wymiana kulturowa, znam włochów i włoskie rodziny ale takiego czegoś to jeszcze nie widziałam!po trzech miesiącach wróciłam do domu, zabieram się za szukanie pracy bo tak szybko to ja tej Italii nie odpuszczę! Wiem, że są też normalne rodziny i ludzie którym naprawdę zależy na poznaniu innych kultur i tradycjii, ja po prostu źle trafiłam. Chciałam wyjechac za wszelką cenę i tą cenę niestety zapłaciłam ale to co przeżyłam w Rzymie poza tymi dzikusami nie oddałabym nikomu...) Kurs językowy, nowi ludzie, cudowne miasto, miejsca w których nie sposób się nie zatrzymac i pomyślec...Coś pięknego:) Dużo się nauczyłam a moja naiwnośc dostała wielkiego kopniaka, ale co nas nie zabije...:) Tak ciężko nigdy w życiu nie miałam jak tam...ale z drugiej strony...;) Dlatego dziewczyny proszę sprawdzajcie dokładnie rodziny, warunki mieszkalne i bądźcie ostrożne...