Magda, widzisz...słowo pisane ma to do siebie że nie oddaje emocji. To Matka Polka napisane przezemnie jest inaczej odebrane przez Ciebie niż gdybym piła z Tobą piwo na Rynku w Krakowie i Ci powiedziała.
To nie patos przemawia przezemnie, raczej złośliwość w kierunku moim własnym.
Niestety nie miałam wyboru, wyjechać musiałam. Ale dziecko moje z kluczem na szyi nie biegało, ulica ani rodzina jej nie chowała.
Mój mąż jest już na emeryturze i mógł się zająć dzieckiem. Inaczej żadne względy by mnie nie zmusiły do wyjazdu. Świadomość że dziecko jest pod znakomitą opieką troszkę złagodziła gorycz porażki...bo taki wyjazd to porażka życiowa...bynajmniej w moim odczuciu.
Argumentami mogłybyśmy się przerzucać, każda swoją rację ma. Ale tak jak piszesz ...coś mija..nic co minęło nie wróci. Drugi raz nie będzie możliwości odebrać z nią świadectwa pierwszej klasy. drugiej...trzeciej...itp... Coś za coś... dlatego powiedziałam koniec. Dlatego tak przyziemne mam marzenia jak klejenie pierogów .....
Wiele straciłam.....ale i wiele jest przedemną ...jeszcze ... i tego już nie stracę ....
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Choćbyśmy uczniami byli
najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata.
Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.