było och i ach i naprawde pieknie:)
na plażę jeździliśmy sobie popoudniami, ja najpierw w ogóle się bałam motoru a później taka sie italiana zrobiłam ze hej...i ten jazz nas zbliżał bardzo więc do takich klubów mnie zabierał o których przypuszczałam, ze sa ale bez takiego kogos kto tam od zawsze to ciężo było trafić..a jeszce ang znal bo w stanach mieszkal troche wiec uczyl mnie gdy nie rozumialam
wróciłam....
widzisz, ja nigdy nie chciałam żyć gdzie indziej..już jak do stanów lecialam to z myśla ż eprzygoda życia i wracam
z Rzymem zawsze tak samo
i szczerez to nie wiem, co robić, on ma nadzieje ze ja wróce do Rzymu (moze tak sie moje zawodowe że tak pwoiem losy potoczą ze znow tam) ale ja 1000 watpliwości mam
bo bylo jak w bajce
ale bajki mają to do siebie że się kończa
a takei bajki w życiu nie zaWSZE MAJĄ DOBRE ZAKOŃCZENIA...BO ŻYĆ TAM DZIEN PO DNIU Z PRACA CIĘŻKĄ..a cóż mi ten Caps Lock.......z pracą, pietnem straniery i w ogole to już mniej bajkowo....ja sie napatrzyłam jak tam jest