yahalomim naiwna jesteś w tym co piszesz
"Sztuka podstępu" to książka, która zainteresuje nie tylko miłośników komputerów i systemów informatycznych, choć właśnie oni na pewno znajdą tam wiele ciekawych dla siebie informacji. Jest to bowiem książka o tworzeniu i łamaniu komputerowych zabezpieczeń, o sposobach wykorzystywania komputerów i innych urządzeń najnowszej techniki do zdobywania informacji i oszukiwania. Ale nie tylko. Motto książki brzmi "Łamałem ludzi, nie hasła". Mitnick udowadnia nam, że najsłabszym ogniwem wszelkich zabezpieczeń jest człowiek, jego naiwność i nieudolność. I wystarczy być inteligentnym socjotechnikiem, żeby wydobyć z ludzi, tak, właśnie z ludzi, wszelkie interesujące nas wiadomości. Wystarczy zdobyć ich zaufanie, trochę omotać i wszystkie tajemnice świata stoją dla nas otworem.
Książka zawiera szereg przykładów przeprowadzonych oszustw. Dlatego czyta się ją jak powieść sensacyjną, choć tak naprawdę autor chce nam pokazać, czego powinniśmy się wystrzegać, by nie zostać wystrychniętym na dudka.
Mitnick przez wiele lat parał się tym hakerstwem i oszustwami, za co był poszukiwany przez FBI, a następnie aresztowany. Groziło mu kilkaset lat pozbawienia wolności, mimo że nigdy nie oskarżono go o czerpanie korzyści finansowych z hakerstwa. Robił to bardziej dla zabawy, chęci udowodnienia swojej inteligencji i słabości przeciwnika. Obecnie jest cenionym doradcą w zakresie zabezpieczania systemów komputerowych. Szkoli również ludzi, jak bronić się przez swoją własną naiwnością. Wiele takich porad znajdziemy w tej właśnie książce. Ze zdziwieniem możemy odkryć jak łatwo dać się oszukać nie będąc odpowiednio czujnym.
Polecam gorąco tę książkę zarówno jako świetną rozrywkę, jak i pouczającą historię.
poleca: Basia z Gliwic
[fragmenty]
"Pewnego razu usiadłem przy stoliku w restauracji z Henrym i jego ojcem. W trakcie rozmowy Henry zbeształ swojego ojca za podawanie numeru karty kredytowej tak, jakby to był numer telefonu.
- Jasne, że musisz podać numer karty, gdy coś kupujesz - powiedział - ale podawanie go sklepowi, który go wpisuje do swoich akt, to szczyt bezmyślności.
- Jedynym miejscem, w którym to robię, jest StudioVideo - powiedział pan Conklin, podając nazwę sieci wypożyczalni - ale co miesiąc przeglądam wyciąg z karty. Jeżeli zawyżaliby moje opłaty, zorientowałbym się.
- Oczywiście - powiedział Henry - lecz od kiedy oni mają twój numer, ktoś bardzo łatwo może go ukraść.
- Masz na myśli jakiegoś nieuczciwego pracownika?
- Nie. Kogokolwiek, niekoniecznie pracownika.
- Pleciesz androny - powiedział pan Conklin.
- Mogę teraz zadzwonić i skłonić ich do tego, by podali mi numer twojej karty - odparł Henry.
- Niemożliwe - powiedział ojciec.
- Mogę to zrobić w pięć minut, siedząc naprzeciw ciebie i nie wstając nawet od stolika.
Oczy pana Conklina były zwężone - tak patrzy ktoś pewny swoich racji, ale starający się to ukryć.
- Mówię ci, że opowiadasz głupoty - odszczeknął, wyjmując swój portfel i przybijając pięciodolarowy banknot do stolika. - Jeśli ci się uda, jest twój.
- Nie chodzi mi o twoje pieniądze, tato - powiedział Henry.
Wyciągnął telefon komórkowy, zapytał ojca, z której wypożyczalni korzysta, i zadzwonił na informacje, prosząc o jej numer oraz numer do wypożyczalni blisko Sherman Oaks.
Następnie zatelefonował do wypożyczalni przy Sherman Oaks. Stosując taktykę opisaną w poprzedniej historii, szybko otrzymał nazwisko menadżera i numer wypożyczalni.
Następnie zadzwonił do wypożyczalni, w której ojciec miał otwarty rachunek. Zastosował stary trick zatytułowany "Wciel się w menadżera", podając jego nazwisko jako swoje i używając numeru wypożyczalni, który wcześniej uzyskał. Potem użył znanego już podstępu: "Czy wasze komputery działają? Bo nasze co chwilę się zawieszają". Posłuchał odpowiedzi i ciągnął: "Wie pani, mam tu jednego z waszych klientów, który chce wypożyczyć kasetę, ale komputery znowu nie działają. Muszę zajrzeć w konto klienta i upewnić się, że jest do was zapisany"
Henry podał nazwisko ojca. Następnie, używając wariacji opisanej wcześniej techniki poprosił o odczytanie informacji z monitora: adresu, numeru telefonu i daty otwarcia konta. Następnie powiedział: "Proszę pani, mam tu straszną kolejkę swoich klientów. Jaki jest numer karty i data ważności?"
Henry jedną ręką trzymał telefon, a drugą notował na świstku papieru. Skończył rozmowę i przesunął świstek przed oczy ojca, który patrzył na niego z szeroko otwartymi ustami. Biedak wyglądał na tak zszokowanego, jakby jego cały system wartości legł w gruzach."