Wyszłam za mąż, chce wracać do Polski!

Temat przeniesiony do archwium.
1-30 z 109
poprzednia |
Witajcie!
Do tej pory nie udzielałam się na tym forum choć od jakiegoś czasu śledzę to co tu się dzieje.
Postanowiłam a w zasadzie odważyłam się napisać, wyciąganie swojego życia na publiczne forum to niezbyt rozsądne posunięcie, ale w swoim życiu zrobiłam już tyle mało rozsądnych rzeczy, że jest mi to obojętne.
Już przechodzę do rzeczy, pisze to bo potrzebuje się wygadać, bo może którejś z Was da to do myślenia zanim porwie się z motyką na księżyc.
Ah zanim jednak zacznę od razu uprzedzę, tak to będzie tandetna historia o miłości jakich tu na forum mieliście wiele ale ta jest moja więc dla mnie jest trochę mniej śmieszna.
Marco poznałam 6 lat temu, podczas jednego z wakacyjnych pobytów we Włoszech. Nie będę w szczegółach rozwodzić się nad tym jak się poznaliśmy i jak to się stało, że zaczęłam mówić o nim „mio fidanzato”. Choć początkowo ostrożna z czasem zakochałam się jak głupia, on oczywiście od początku kochał na zabój. Wszystko układało się jakby po naszej myśli, nie różowo i kolorowo ale zawsze jakoś stopniowo do celu. Wzbraniałam się przed emigracją do Włoch, Marco o tym wiedział, wiedział, że dla mnie to ogromne poświęcenie, pojawiły się plany pozostania w Polsce, nawet podjedliśmy takowe próby ale Marco miał firmę we Włoszech i szybko okazało się, ze to żadne wyjście. Skończyłam studia, spakowałam się i już mnie nie było. Marco zachwalał naszą przyszłość, tak on był taki obrotem sytuacji zadowolony, na czele z Jego matką oczywiście. Jak tylko urządziłam się trochę wzięliśmy ślub, udało mi się tylko wywalczyć skromną uroczystość w Polsce, taki cichy ślub, była cała moja rodzina, zabrakło praktycznie rodziny Marco. Teściowa we Włoszech zorganizowała cywilny z taką pompą, że nie umiałam się w tym wszystkim odnaleźć. Ale końcu dla dobra sprawy uległam, no i wszyscy byli zadowoleni. Jak emocje opadły zaczęłam szukać pracy a tu wiadomo, wyjeżdżając z Polski nawet nie wnikałam jak może być, tu moja beztroska dała upust swoim możliwościom, szczerze to ja nawet wówczas zbytnio o tym nie myślałam, wyjazd do Włoch wydawał mi się najlepszym rozwiązaniem dla nas. Oczywiście pracy nie było, Marco denerwował się, że w ogóle jej szukam, tłumaczył, że stać nas na to abym nie pracowała. Fakt było nas stać, ale siedzenie w domu mnie męczyło, bo ile razy można w ciągu dnia ścierać kurze??? Z pomocą pewnej Polki udało mi się zatrudnić się jako sprzątaczka i jakie było moje zdziwienie gdy zwyczajnie zostałam opieprzona przez teściową i przez męża też. Wstyd przyniosłam rodzinie podejmując taka pracę. Dalej potoczyło się zwyczajnie, Marco dość łatwo „zamknął” mnie w domu. Moi przyjaciele to byli Jego przyjaciele itd. Wszystko odbyło się nie jakoś brutalnie, czy drastycznie, wręcz przeciwnie. Marco umiejętnie mnie zniewolił, zawsze chwalił przed znajomymi, w sumie doceniano mnie za to co robię dla niego, dla domu ale wszelka samowola była słodko zastępowana czymś innym. Czuje się tu cholernie sama, nie mam nikogo, taka złota klatka dokładnie tak się czuje. Ostatnio Marco oznajmił mi, że wyjazd na wakacje do Polski to zły pomysł, i że sama powinnam wiedzieć, że to nie jest odpowiedni czas na takie wycieczki. A więc Marco odpoczywa już od tygodnia we Francji a ja pakuje się do Polski, niestety on jeszcze o tym nie wie i mam nadzieje nie dowie się póki spokojnie nie znajdę się w kraju. Na domiar złego jestem w 2 miesiącu ciąży o czym on też jeszcze nie wie a ja boje się mu powiedzieć bo zwyczajnie usidli mnie na stałe we Włoszech.
Uświadomiłam sobie ile napisałam:)
Acha... i co teraz... a probowalas z nim rozmawiac o tym jak sie czujesz
Chyba powinnam uściślić, to nie jest tak, że właśnie zwiewam od męża i licze na to,że się uda a on zapomni i postanowi mnie nie szukać. Mój wyjazd do Polski to tylko 1 miesiąc, chce zobaczyć się z matka i odpocząć. Do Włoch wróce bo tak sie nie załatwia spraw i tak bym wyszł wówczas na tym najgorzej.
Pytasz czy rozmawiałam z mężem? Jasne, że tak. Mówi, że rozumie że jak najbardziej powinnam wyjśc do ludzi i jakby natychmiastowo dzwoni do swojej/ naszej znajomej by mnie umówić np. na zakupy, nie wiem czy rozumiesz co mam na myśli?
O pracy karze kategorycznie zapomnieć bo jego żona to nie sprzątaczka (tylko w sumie mi to nie przeszkadza, że miałabym takie zajęcie) zresztą jak się dowie o ciąży to wytrące sobie sama jakiekolwiek agrumenty.
Chodzi mi o to, że boję się z nim "walczyć" gdzieś podświadomie czuje, że jeśli np. zażądam rozwodu on i tak dostanie to co chce.
to może postaraj się o jakąś inna pracę albo pomagaj mężowi w prowadzeniu firmy? znajdź jakieś polki tam u siebie i nie pytaj się męża czy możesz wyjść z domu. chyba za mało stanowcza jesteś najwyraźniej boisz się męża, a to już chory objaw.
Pewnie masz racje, początkowo ulegałam bo jakoś szczególnie nie było mi to ciężarem a teraz zwyczajnie się boję a wzasadzie to kwestia świadomości On i tak znajdzie jakieś "idealne" rozwiązanie.
Z tą stanowczością masz racje, nie jestem typem kobiety co wrzeszczy, tupie nożkami czy rzuca w złości talerzami, uczona byłam rozmów nie krzyków i może to jest mój problem, może odpuszczam w imię spokoju.
To co mnie boli to świadomość, że w przypadku "problemów" mąż nie będzie miał żadnych kłopotów by mnie zostawić z niczym, pisząc to miałam na myśli walkę o dziecko. Zwyczajnie nie przyszło mi do głowy w jakiej sytuacji jestem, jestem w obcym kraju, nie zarabiam a więc utrzymuje mnie mąż, zmierzam do tego iż w skrajnej sytuacji łatwo zrobi ze mnie "kobietę" rozwiązłą, nieodpowiedzialną matkę itp. Nie wiem czy mój Marco byłby do tego zdolny ale do tej pory zawsze byłam z nim nie przeciwko Niemu. Jeśli on nie zaakceptuje mojej potrzeby "wolności" nic w tym kraju nie zrobię. Staram się być bardziej świadoma, czytam, wydzwaniam by przygotować sobie grunt pod obronę. W Polsce jestem umówiona z prawnikiem, chce móc się bronić wrazie potrzeby. Jesli zbuduje sobie podstawy wówczas zacznę od męża. Może uda się mi uświadomiść mu jak bardzo mnie zamknął i ograniczył a jeśli wówczas sprawy potoczą się lawinowo ja choć w niewielkim stopniu będę juz przygotowana.
O ciazy mu nie powiedzialas, on odpoczywa we Francji... Chyab czegos tu nie zrozumialam.
Chciałam tylko aby te dziewczyny które tak ochoczo opuszczają Polskę jadąc do Niego by pełnić tak rolę utrzymanki chwile pomyślały, że to nie jest cudowne, że on jest im wstanie zapewnić wszystko a zwyczajnie niebezpieczne...wiem teraz jestem mądra bo kiedys byłam głupia.
O ciąży wiem w sumie od niedawna, ale Marco jeszcze nie. Chciałam mu powiedzieć jak wróci ale między czasie uświadomiłam sobie,że mam idealną okazję na wyjazd do Polski, gdyby wiedział zabroniłby mi podróżować samej. Od taka jego "nadopiekuńczość"
Rozumiem, ze podroz do Polski jest najwazniejsza: wazniejsza od lojalnosci wobec mez, od wiadomosci o wspolnym dziecku itp. Chyba nadal nie rozumiem.
Wypobraz sobie sytuacje odwrotna: to Twoj maz planuje i ukrywa przed Toba bardzo wazne aspekty wspolnego zycia. No jasne, jak moglam na to nie wpasc... maz Wloch, a wiadomo jacy sa Wlosi. My Polacy jestesmy cacy, oni be. Wiesz wole nadal nie rozumiec. Pisze szczerze.
jezeli Cie nie pusci samej do polski to tym lepiej niech jedzie z Toba...
wkoncu lepiej teraz na poczatku ciazy niz pozniej...
Ależ ja nigdy nie powiedziałam/napisałam, że mój mąż jest "taki" dlatego, że tacy są Włosi. Nie wiem jacy są wszyscy włoscy mężowie polek i nawet nie chce wiedzieć.
Jakby to nie zabrzmiało nigdy nawet nie pomyślałam aby nawet w przypadku rozstania ograniczyć Marco możliwość kontaku z dzieckiem. To będzie też jego dziecko i będzie miał wobec niego obowiązki i prawa jak i ja.
N, nie musisz krzyczeć czy tupać tylko spokojnie lecz stanowczo przekazać swoje racje męzowi. Myślę, że właśnie tej stanowczości czy asertywności Ci brak ale można to w sobie wypracować, a czasem życie nas do tego zmusza, zeby w koncu walczyć o swoje...Dobrze jest jasno ustalić zasady związku na samym pocżatku, bo teraz twój mąż przyzwyczaił sie do status quo i nie będzie chciał z niego zrezygnować, bo to dla niego wygodna sytuacja. Ni możesz dopuścić do tego, żeby Cię ograniczał i coraz bardziej od siebie uzależniał.W ogóle nie do pomyslenia dla mnie jest to on Ci organizuje spotkania ze znajomymi, ty sama nie mozesz dzwonić do tej znajomej i spotykać sie z nią bez jego interwencji albo znależć sobie swoich własnych znajomych? On jedzie do Francji bez Ciebie a Tobie nie pozwala odwiedzić rodziny we Włoszech? Jedż to Polski, spokojnie zastanów się nad Waszym związkiem. Zasięgnięcie opinii prawnika to dobry pomysł ale nie martw się, jak jesteś jego żoną, to on niee moze zostawić Cię z niczym, jesteś chroniona przez prawo. Natomiast rzeczywiście sprawy mogą się skomplikować w razie rozstania, gdybyś chciała wrócić do Polski, jeśli w grę wchodzi dziecko i kwestia opieki nad nim. Przede wszystkim musisz się jakoś finasowo uniezależnić od męża. Nie wiem jak jest między wami, być może nie jest tak żle i ten związek da sie uzdrowić ale mąż musi byc gotowy na kompromis, moze rzeczywiście mogłabyś pomagać mu w zarządzaniu firmą albo znależć jakąś inną pracę lepszą niż sprzatanie, skoro skonczyłas studia. na wszelik wypadek musisz zacżąc przygotowywąć sobie jakieś zaplecze finansowe.
Nie rozumiem Twojego ataku, tu nie chodzi o narodowość. Twoim zdaniem to jest w porzadku i normalne, że facet ją ogranicza, reglamentuje spotkania ze znajomymi, żąda, żeby nie pracowała i nie pozwala wyjechać do Polski do rodziny, natomiast sam wyjeżdza bez niej na urlop do Francji a ona ma siedzieć w domu osamotniona w obcym kraju? Ona ma prawo pojechać do rodziny do Polski i tak dużo poświęciła dla tego faceta, on powinien też bardziej liczyć się z jej potrzebami.
Droga N...czy ty go kochasz..jeszcze?..czy jestes pewna jego milosci?..odbieram ze czujesz sie pokrzywdzona..wyjasnij mu ,ze skoro cie kocha to powinien dawac ci samo dobro ,ktore ci bedzie sluzyc PS..z kim on wypoczywa w tej Francji?
Oczywiście, że mogę sama umówić się na jakiś wypad z koleżanką, to nie jest tak, że Marco stanie w drzwiach i powie, że nigdzie nie idę. To nie tak działa wręcz przeciwnie, jak wychodzę gdzieś to on zadzwoni raz może dwa spytać się jak się bawię i czy/ bądź o której po mnie przyjechać abym nie wracała sama. A na drugi dzień, gdzieś mimo chodem rzuca, że nie wypada abym wychodziła wieczorami sama bez niego, że jestem już kobietą ułożoną i powinnam dbać o swoją reputacje i tego typu delikatne uwagi. A potem przez jakiś czas dba o to abym miała możliwość kontaktu z ludzmi ale zawsze gdy on jest gdzieś obok. W ramach sprostowania oczywiście, mąż śliśle nie kontroluje tego jak długo spędzam czas np. na zakupach itp. Zazwyczaj spotykam się w gronie kobiet dobrze mu znanych, zaufanych to nie jest tak,że on mi tego kategorycznie zabrania...ale o czym ja mam rozmawiać z ludzmi przy których nie czuje się zupełnie sobą.
Pisząc,że wrazie ostateczności maż pozbawi mnie wszytskiego nie chodziło mi o pieniądze, dom itp a o dziecko, zwyczajnie orientuje się jak wygląda aspekt prawny takiej sytuacji i to mnie martwi.
A jeśli chodzi o uniezależnienie się finansowo, nadal o tym myślę bo too kolejny krok aby miec jakieś szanse, tylko jak już powiem mężowi o ciąży temat "praca" zupełnie się skończy.
Jeśli chodzi o to czy Go kocham. Ta miłośc wcale nie wygasła, myślę, że nawet bardzo Go kocham ale cieżko mi ograniczyć życie do wyłacznie jego osoby. Kiedyś tak bardzo to nie przeszkadzało, naturalne było, że spędzaliśmy każdą wolna chwile razem.
Francja, coż nie pojechałam bo uniosłam się honorem. Już od dawna mówiłam mu o chęci wyjazdu do Polski, wkońcu na pytanie "kiedy?" usłyszałam,że w firmie jest teraz dość "gorąco" i nie jest to dobry moment na wakacje. Półtora tygodnia później Marco oznajmił mi, że Jego dobry przyjaciel przebywa obecnie we Francji i liczy na to,że wpadniemy na tydzień -dwa. Oczywiście był niesamowicie uradowany i jak najbardziej chętny a firma nagle nei stanowiła problemu. Więc nei pojechała.
Niby czujesz sie taka zniewolona, zdajesz sobie sprawe, ze twoja sytuacja we Wloszech nie jest wesola, jestes zalezna finansowo od meza, nie potrafisz z nim dojsc do porozumienia, ale w ciaze zachodzisz...Gdzie tu logika?
ciaza, ciaza, mnie zastanawia fakt, ze chesz pojechac do Polski na miesiac i wrocic do Wloch. W Polsce zasiegniesz rady prwanika (w jakim celu skoro wracasz do Wloch) i tyle. Powinnas pomyslec o konsekwencjach samowolki... w sensie, skoro wiesz, ze twoj maz "trzyma cie krotko" i po wieczornych wyjsciach nazywa cie kobieta rozwiazla, to pomysl jaka bedzie jego rekacja na twoj samodzielny wyjazd, bez jego zgody i wiedzy do Polski? myslisz, ze cos uda ci sie rozwiazac? Moim zdaniem zaostrzy to tylko "konflikt".

poza tym dziwne z jego strony, ze sam sobie pojechal na wakacje chociaz trzyma cie w zlotej klatce.

Mam kolezanke, ktora byla w podobnej sytuacji (tyle, ze mezem byl Polak mieszkajacy od dziecka w Niemczech z rodzicami). Tez zyla w zlotej klatce. Udalo jej sie wyjechac na wakacje, za jego zgoda do Polski, po czym do Niemiec juz nie wrocila (byl to wyjazd zaplanowany). Zabrala ze soba dziecko 3 letnie. Biegalam z nia po radcach prawnych i prawnikach.
Jej maz przyjechal za nia do Polski i namawial na powrot, nie zgodzila sie... maz sie przeniosl za nia do Polski i zamieszkal niedaleko, zeby byc blisko dziecka. Wzieli rozwod, bo facet sie troche za pozno zorientowal do czego doprowadzilo jego zachowanie.

Musisz miec jakas strategie, jakis plan na siebie i tez nadziecko, a nie tak: pojade na troche, potem wroce i sie zobaczy...
i pamietaj, faceci sie nie zmieniaja...
no tak...mam powiedzieć, że to wpadka? Tak to była wpadka.
Jeśli chodzi o wyjazd, jest mi zwyczajnie potrzebny, chce a wzasadzie potrzebuje wsparcia rodziny, przyjaciół. Pewnie, że będzie zły,jak i ja byłam zła gdy on poleciał do tej Francji (to nie jest forma zemsty). Zwyczajnie jak będę już w Polsce oznajmię mu, że zdecydowałam się przyjechać do rodziny.
Oczywiście, że będzie z tego kłótnia...
źle się wyraziłam z tą wpadką, ale jakoś szczególnie nie myślałam o dziecku w tym momencie-nie planowałam to dobre określenie.
Agn25 obawiam się, że masz sporo racji w tym co napisałaś.
To nie jest atak: po prostu napisalam szczerze co mysle / przynajmniej na tyle, na ile zrozumialam o co chodzi: zbyt jasne to nie jest /. Nie slyszlam jeszcze o Wlochu, ktory "ogranicza" zone i sam jedzie na wakacje. Moze jej robic na zlosc, nie liczyc sie z jej zdaniem, ale o ograniczaniu mowy nie ma.
Niestety na tym forum pelno juz bylo takich historii: co tu radzic? Jesli juz, to radzilabym spotkac sie z prawnikiem wloskim, a nie polskim. Jesli w ogole do tego dojdzie... A problemy rozwiazuje sie po jednym: najpierw pozycja kobiety w rodzinie, potem praca, samodzielnosc, a dopiero pozniej dziecko. Odwrotna kolejnosc do niczego dobrego nie prowadzi.
N..myślę, że dobrze by było porozmawiać z mężem o planowanym wyjeździe do Polski. Zadzwoń i pogadaj. Nie o tym, czy możesz jechać czy nie, ale poinformuj go, że jedziesz. Tak jak wspomniała któraś z dziewczyn, jak wyjedziesz bez słowa to zaostrzysz konflikt. Z każdym można się dogadać. Kwestia czasu..i użytych argumentów. Poza tym, skoro będziecie mieli dziecko, to teraz nie możesz myśleć tylko o sobie. Dziecko jest najważniejsze i powinnaś zrobić wszystko, żeby wychowywało się w pełnej rodzinie. Skoro kochasz swojego męża, to próbuj się dogadać. Rozstanie i rozwód to ostateczność ostateczności!
Tak mam wyrzuty sumienia, próbuje to ogarnąć.
no ja bym byla ostrozna ze stwierdzeniem, ze "Dziecko jest najważniejsze i powinnaś zrobić wszystko, żeby
>wychowywało się w pełnej rodzinie. Skoro kochasz swojego męża, to
>próbuj się dogadać. "

ok, dziecko jest wazne, ale KOBIETA - ZONA i jej potrzeby tez sa wazne. sytuacja we wloszech jest jaka jest i jesli teraz czegos nie zrobi to na najblizsze lata (tak do 3 roku zycia, kiedy to rozpoczyna sie scuola elementare) posiedzi sobie w domu z dzieckiem i juz nie bedzie miala zadnego, ale to zadnego argumentu... maz zawsze powie, ze to dla dziecka!
niech dziala teraz, cokolwiek ma to oznaczac...

rozwod jest oczywiscie ciezkim przezyciem, ale powiem tak: dziecko jest szczesliwe jak ma szczesliwa mame...
i dodam jeszcze, ze milosc NIE POWINNA BYC ABSOLUTNA... wymaga to poswiecen dwoch stron, wspolnego zrozumienia, kompromisow, itp. itd, a nie, ze tylko jedna strona sie poswieca. zdanie, "jak mnie kochasz, to postapisz tak i tak" jest dla mnie emocjonalnym szantazem i manipulacja (swiadoma lub nieswaiadoma, ale manipulacja)
Skoro jednak jest w 2gim miesiacu ciazy, to warto podjac probe ratowania rodziny. Na rozwod jest czas, tym bardziej, ze wczesniej jest separacja. Mysle, ze w tej chwili dziewczyna po prostu pogubila sie. Miala inne plany, a co innego wyszlo. Najwazniejsze to nie zrujnowac tego co jest, a wyjazd do Polski na zasadzie "na zlosc mamie odmroze sobie uszy" nie jest najlepszym pomyslem.
Właśnie to miałam na myśli o czym napisała Agn25. Wraz z informacją o ciąży kończy się temat pracy. Coś zrobić muszę, tylko jeszcze nie doszłam do "słusznych" decyzji. Rozwód jest zwyczajnie wyjściem gdy wszystko inne zawiedzie, pewnie że wolałabym aby nasze dziecko miało szczęśliwą rodzinę ale klatka to nie dom choćby ze złota była.
Wiem, że zacznę od rozmów z mężem, poraz enty, to jedyne rozsądne wyjście jakie narazie widzę ale "zabezpieczyć" powinnam się już teraz bo właśnie dla tego że będzie z nami ono. Gdy nie ciąża, mogłabym próbować walki w stylu "albo cos się zmieni albo odchodzę" teraz zwyczajnie moje decyzje ukształtują życie mojej małej istotki.
Temat przeniesiony do archwium.
1-30 z 109
poprzednia |

« 

Brak wkładu własnego