Witajcie ponownie!
Postanowiłam znów się odezwać ale już z nieco lepszymi wieściami:). Tylko sama nie wiem od czego zacząć, bo działo i dzieje się wiele. Spróbuje jakoś logicznie to streścić.
Pobyt w Polsce mi służy, tak dobrze mi tu, zwłaszcza, że nie tylko rodzinę i przyjaciół mam przy sobie, mój mąż jest tu ze mną. Marco przyleciał do Polski tak jak obiecywał stosunkowo szybko a potem czekała go niezła szkoła przerwania jaką urządziłyśmy mu z moją mamą. Nie wierzę w cudowną przemianę, bo człowiek nie zmienia się z dnia na dzień ale znacznie poprawiła się komunikacja między nami, rozmawiamy, negocjujemy a ja wreszcie mówię czego chce - słucha bo chyba wystraszył się konsekwencji a może on też jeszcze w to wierzy:)
No ale miało być od początku...
Oczywiście jak tylko dotarłam do domu puściła samokontrola i szybko wyśpiewałam mamie i siostrze jak to wygląda moimi oczami. No i potoczyła się lawina. Po rozmowach z prawnikami (otrzymałam bardzo ogólnikowe informacje, w sumie kilka podstawowych kroków) szybko przeszłam do czynów, a w zasadzie mama i moja siostra. To one zadecydowały, że dziecko urodzi się w Polsce-od tego zaczęły. Potem sprawa finansów-tu nie ma chyba większych problemów, mam mieć za co żyć w momencie separacji i rozwodu i mam. W Polsce mam dom po dziadkach więc- sami rozumiecie -nie będę się rozwodzić chyba dalej, chodzi mi tylko o to że jakieś zaplecze finansowe mam- prawnik radził założyć oddzielne konto i tam odkładać pieniądze na "przykrą ewentualność" jak to nazwał.
No a potem przyleciał Marco, nie obyło się bez „intensywnej” wymiany zdań na temat jego wyjazdu do Francji i mojego do Polski. Gdy emocje opadły powiedziałam o ciąży – i tak jak się spodziewałam szalał jak głupi. Te nasze dziecko – to największy cud jaki w życiu nam się trafił, ciągle nie umiem wierzyć, każdego ranka Marco powtarza mi, że nie śnie, że urodzi nam się ta upragniona dzidzia, nawet teraz mam łzy w oczach, dla odmiany łzy szczęścia. Ktoś kiedyś powiedział, że nie będę mogła mieć dzieci- eh długa historia ale teraz już bez znaczeniaJJJJ bo ono z Nami jest.
Przepraszam odbiegłam od tematu ale to wszystko emocje. Moja mama twardo oznajmiła mojemu mężowi, że dziecko urodzi się tu czy mu się to podoba czy nie. Argument rzuciła jeden – dobro dziecka. Marco zgodziła się bez jakichkolwiek pretensji. Tym razem oboje doszliśmy do wniosku, że mój powrót do Włoch nie ma najmniejszego sensu, więc zostaje tu do porodu. Marco stwierdził, że zostaje z Nami, czyli dla niego oznacza to ciągłe podróżeJ
Jeśli chodzi o moją walkę o wolność, pewna poprawa zauważalna, po prostu rozmawiamy, twierdzi, że rozumie ale czas pokaże czy na pewno mnie zrozumiał, teraz nie umiem jeszcze tego stwierdzić.
Co do pracy, wyraziłam chęć pomocy w sprawach firmy, oczywiście temat z wiadomego powodu został odłożony na te „potem” ale...
Nie wiem jak będzie, wiem jak jest teraz a jest lepiej i nie wiem czy to sprawa hormonów czy rzeczywistość jakby bardziej przyjazna. Wiem jedno, nie dam się znów zamknąć w klatce, a przynajmniej nie bez walki – prawda jest taka, ze jestem w Polsce a tu zawsze było inaczej...
Gorąco Was pozdrawiam i jeszcze raz dziękuje.