Kiedy na wakacjach zaczynałam naukę włoskiego, szła właśnie jak po maśle, w jeden dzień potrafiłam się nauczyć 1/4 grubego tomu.. a teraz? Przykładowo dzisiaj. Poszłam do cukierni (tak dla odświeżenia umysłu.. wszędzie biało, szaro, zimno, dymy z kamienic..) i otworzyłam moją wspaniałą (tak... bardzo) książkę. Przez pół godziny wpatrywałam się w jedną kartkę i nic nie mogłam zapamiętać (ze słówek, oczywiście). Dałam sobie spokój. Nauczyłam się II i III koniugacji czasu teraźniejszego. Przeszłam dalej. Do zadań. I co? I UFO, bo nie potrafiłam rozwiązać ani jednego.
Na razie jedyne co mi sprawia największą trudność, to te wszystkie I' Il, uno, un, un' itp... zapomniałam jak to się nazywa (po całym dniu pracy i liczbie godzin snu równej zeru jest to u mnie całkowicie normalne).
No cóż.. ale skoro nie mogę znaleźć żadnego rozsądnego wyjaśnienia... to najlepiej powiedzieć, że to wina jesieni/zimy, która barwi naszą Polskę w kolory iście przygnębiające i nie sprzyjające myśleniu (chyba że o spaniu) xD