Dobrze. Mialam juz nie pisac, ale od czasu do czasu tu zagladam (bynajmniej nie codziennie), sa tez i tacy wsrod nas, ktorzy ani nie sa zwiazani(ne) z Italia, ani z Wlochem, a najzwyczajniej w swiecie ucza sie wloskiego, ot tak, dla przyjemnosci. Tak jak ja. I owszem, wchodzi sie wowczas na forum i czyta co nowego sie pojawilo - bez poczucia winy.
Kilka slow dla wyjasnienia, choc wolalam do tego tematu nie wracac. Ale wydaje mi sie wskazane w tej sytuacji. Jak wiecie z czesci 4 i 5, w ktorych to pisywalam dosc aktywnie (to m.in. do Traff, mowiacego o "broniacych Barbie obserwatorach" wchodzacych tu po raz pierwszy), moim krajem zamieszkania nie sa Wlochy, a Hiszpania. Ucze sie jednak wloskiego i dlatego trafilam na te strone. Nie bede ukrywac - watek "Polacca, italiano..." przyciaga uwage i za pierwszym razem wchodzi sie nan z ciekawosci. Tematyka i serdeczny, bezposredni jezyk, a takze dosc jednak zblizona tematyka zycia za granica, wychowywania dzieci, wciagnely i mnie. Pojawia sie jednak taki moment, w ktorym burzliwa, dluga i nieprzyjemna dyskusja wywolana nienawistnym, w iscie hitlerowskim tonie utrzymanym homofobicznym artykulem w stylu "zboczency won z Polski", zamieszczonym w tym oto miejscu przez jedna z forumowiczek wraz z wyrazeniem calkowitego poparcia dla autora, wystarczajaco wyraznie pokazuje mi, ze w kwestii postaw zyciowych mamy jednak mniej wspolnego niz myslalam. Moi drodzy, ja owszem, dyskutuje, ale nie mam zapedow misjonerskich i nie lubie narzucac swojego zdania innym. Jezeli jednak widze, ze ogol lub duza jego czesc reprezentuje postawy dla mnie nie do przyjecia, to za najwlasciwsze rozwiazanie uwazam ciche wycofanie sie. Po prostu - jezeli nie czuje sie dobrze wsrod ludzi wyznajacych takie a nie inne poglady, to zamiast kogokolwiek nawracac - tak samo jak i ja nie chcialabym, by "nawracano" mnie - wole sama sie oddalic, bez oglaszania wszem i wobec mojej decyzji i jej motywow, co tylko wywolaloby dalsze dyskusje, dalsze proby przekonywania sie nawzajem, a moze i zarzuty w moim kierunku "checi zwrocenia na siebie uwagi" (podobnie jak teraz wobec Barbie). Ponadto, cenie sobie w zyciu konsekwencje, stad od tego czasu konsekwentnie wstrzymywalam sie od pisania, rzecz jasna, rowniez i od jakiejkolwiek krytyki pod katem forum czy jakiejkolwiek osoby na nim piszacej. W zyciu nie przyszloby mi do glowy pouczac kogokolwiek nieproszona, czy tez osadzac, czy jest to wlasciwe miejsce na takie czy inne tematy. Jest to wasze miejsce, i ja je szanuje. Dokladnie tak, jak wymagam i szacunku dla siebie.
Coz, rozne rzeczy jednak dzieja sie w zyciu. I oto traf chcial, ze zagladajac na forum wloskie w celach naukowych po kolejnym spotkaniu "lingwistycznym" z moja wloska kolezanka w Barcelonie, czytam jakies dziwne slowa o pozegnaniu na zawsze. Moi drodzy, tak z reka na sercu: kto z was by nie zajrzal?
I kolejne pytanie: czytajac dalej o odchodzeniu z tego swiata itp.... i bedac PIERWSZA osoba, ktora zdaje sie to czytac...i wiedzac lub majac nadzieje, ze moze jest jakas szansa na zapobiezenie tragedii, i ze byc moze to od nas zalezy... - kto z was by obojetnie przeszedl obok? Kto z was powstrzymalby sie od proby - chocby i rozpaczliwej - udzielenia pomocy lub pocieszenia, tylko dlatego, ze nie jest to "jego/jej" forum? albo z obawy, niestety uzasadnionej, ze zaraz znajdzie sie ktos, kto te wlasnie probe udzielenia pomocy nam zarzuci, jako ze, jako bierni "obserwatorzy", moze nie mamy do niej prawa?
Przypadki...To przypadek, ze ja jako pierwsza trafilam na wpis Barbie. Wnioskujac po niektorych komentarzach, lepiej bylo siedziec cicho i nie probowac pomoc, lepiej czekac cierpliwie, az odezwie sie ktoras ze stalych bywalczyn i zarazem pelnoprawnych uczestniczek tego watku. Nawet jezeli nastapilo by to za pozno. A tego, moi drodzy, tego, czy czas nagli czy nie, czy jest to powazna sprawa czy nie, tego, wybaczcie, ale tego nikt z nas nie mogl wiedziec.
Kolejny przypadek: Sla. Czytam watki jezykowe, choc rowniez nie pisuje, natomiast ucze sie sporo z tego, co czytam, i do najcenniejszych wskazowek naleza te od Sla. Sadze, ze jest osoba konsekwentna, podobnie jak ja, ktora nie uwaza tego watku za "swoj" i w zwiazku z tym na nim nie pisuje. Jednak okazuje sie, ze prosi sie jaBEZPOSREDNIO I IMIENNIE o pomoc, jako osobe posiadajaca mail Barbie. Co, moze miala i ona przejsc obojetnie, tylko dlatego, ze nie jest stala bywalczynia watku?
Zastanowcie sie troszeczke, ludzie. Ani Sla, ani ja, nie bedac na tym watku "u siebie", NIE WESZLYSMY TUTAJ, ABY KRYTYKOWAC. WESZLYSMY TUTAJ TYLKO PO TO, BY POMOC. Czy to bylo mozliwe, czy nam sie to udalo, to juz inna sprawa. Zastanowcie sie tylko chwile, czy naprawde woleli(aly)byscie, zeby zadna z nas "postronnych" sie nie odezwala. Czy bylybysmy przez to lepszymi osobami?
Nie, prawda? A jednak to wlasnie to odezwanie sie, tylko po to, by sprobowac komus pomoc, prowokuje krytyke i zarzuty jakiegos "bycia dumnym, ze sie nie pisze" i takie tam. Ludzie! - jeszcze raz przypominam: to forum nie jest moje, ale jak widze kogos najwyrazniej blagajacego o pomoc, to probuje mu pomoc. I juz. Czy naprawde trzeba sie z czegos takiego tlumaczyc?
I czy naprawde w takiej sytuacji takie wazne jest, KTO pierwszy przeczytal, KTO sie pierwzy odezwal, i czy mial do tego prawo? Czy pisze tu po raz pierwszy, dziesiaty czy szesdziesiaty piaty? Czy to jest wazniejsze od samego faktu, ze ktos jest w potrzebie i natychmiast spotyka sie z reakcja, i to tak liczna? To chyba dobrze, ze tak jest, prawda?
Czy naprawde nawet w takich sytuacjach musimy-musicie dzielic ludzi na rownych i rowniejszych?
To byly moje refleksje "obserwatorki". Nic mi do tego, kto tu pisze, jak czesto, kiedy, i o czym, nie czuje sie upowazniona kogokolwiek pouczac. Dziwi mnie jednak, ze niemalze wazniejsze od kwestii Barbie (ktora znam tyle samo co pozostale osoby: tylko wirtualnie, aczkolwiek wlasnie ze wspomnianej dyskusji zapamietalam jej cieplo i wrazliwosc) staje sie okazja, by kogos skrytykowac czy pouczyc. Czyzby istnial "monopol na wrazliwosc" na ludzka krzywde?
Nie chcialabym, aby przerodzilo sie to w kolejna dyskusje. Oto tylko pare refleksji osoby z zewnatrz, ale przez to bynajmniej nie obojetnej.
Pozdrawiam.