Kiedyś usyszałam, jak ktoś mówił, że miłość ma dawać szczęście, w przeciwnym razie do diabła z tą miłością i ja się pod tym podpisuje wszystkimi kończynami. D Może ja jakaś dziwna jestem, ale jak ogarniało mnie uczucie, to mi się rozum automatycznie nie wyłączał. Owszem fajnie było jechać na fali namiętnego uczucia zwłaszcza w początkowej fazie, ale jak związek dogorywał albo stawał się toksyczny, to wiedziałam, że czas zwijać żagle. Jak widziałam, że facetowi przestaje zależeć, to sama go uprzedziłam i z nim zerwałam, po tym jak dowiedziałam się, że przyczyną jego nagłej oschłości i permanentnego braku czasu dla mnie nie było wyrabianie nadgodzin w pracy ale inna kobieta. To nie było łatwe, bo coś tam jeszcze czułam ale wolałabym chyba wyrzucić telefon, komputer przez okno i chodzić po ścianach, niż do niego pisać. Mnie wtedy pomogło rzucenie się wir roboty, spotkań z przyjaciółmi i racjonalizawanie sobie, że co najlepsze dopiero przede mną. Jak uczucie gasło z mojej strony, to też lojalnie zrywałam, bo nie mogłabym być z kimś, kogo przestałam kochać. To nie w porządku do tej osoby, udawanie miłości, której nie ma. A przeciąganie agonii w nieskończoność jest zwyczajnie niehumanitarne. Raz wpakowałam się w toksyczną relację z ześwirowanym facetem, ale jak zaczęłam się dusić w tym związku, to postanowiłam to zakończyć, bo szkoda życia, żeby użerać się z psycholem, choć ten nieszczęsny epizod kosztował mnie dużo nerwów, bo ten dupek zamienił mi życie w piekło po moim odejściu,wygrażał się, że jak do niego nie wrócę, to mnie zniszczy, załatwi, etc. Na szczęście to już odległa przeszłość. Jednak autentycznie mnie przeraża, ile niektóre osoby są w stanie znieść i na co się godzą w imię źle pojętej miłości. Miłość miłością, ale co z ich instynktem samozachowawczym i miłością własną? Przecież trzeba przede wszystkim kochać samego siebie i dążyć do szczęścia oczywiście nie kosztem innych ale też nie poświęcać swojego szczęścia dla kogoś, kto ma nas w dupie.
Co do kochanek to mam mieszane uczucie. Nie uważam, że ta trzecia rozbija związek, czy innej faceta odbiera. To ten facet coś żonie ślubował, nie dotrzymał i tylko do niego żona może mieć pretensje o niedotrzymanie umowy. Jestem zwolenniczką jasnych sytuacji. Zakochuję się w kimś innym, to konczę stary związek i dopiero wtedy wchodzę w tę nową relację a nie gram na dwa fronty. Mam szacunek do ludzi, którzy uczciwie stawiają sprawę, w końcu serce nie sługa ale do dwufrontowców za grosz szacunku nie mam, bo chcą mieć ciastko i zjeść ciastko, obżartuchy jedne :D. A kochanka to często tylko zabaweczka, kobieta siedziąca na ławce rezerwowowych przez długie lata i często zostająca z niczym. Mnie by się nie uśmiechało takie czekanie na Godota