ja wam powiem tak, że lepiej iść na nauczycielską bo jakby co ma się uprawnienia do nauczania a po tłumaczeniówce aby uczyć w szkole trzeba zrobić dodatkowo uprawnienia pedagogiczne podyplomowo co kosztuje jakieś 3 tys. zł i trwa dwa semestry... po drugie jeśli ktoś jest naprawdę dobry w danym języku spokojnie może zostać tłumaczem bez ukończenia studiów o takiej specjalności... po trzecie praca tłumacza wcale nie jest lżejsza od nauczyciela a nawet powiedziałabym, że równie stresująca i na pewno bardziej czasochłonna niż nauczyciela... tata mojego chłopaka jest tłumaczem 3 języków i coś wiem na ten temat - tłumacz jak nauczyciel przynosi pracę do domu, ma często napięty grafik, terminy, szefów, którzy wymagają nie wiadomo jakich cudów w krótkim czasie. W sumie nauczyciel ma wszystkie wolne święta, wakacje, więc to jest na plus... tak poza tym kończąc specjalizację nauczycielską ma się uprawnienia także do nauczania języka angielskiego (bodajże przedszkole, podstawówka i gimnazjum), który jest przez 3 lata pod postacią PNJA (405h w ciągu 3 lat - co wg ustawy o zawodach daje uprawnienia do nauczania) i na 3 roku są praktyki w szkole, więc de facto kończąc studia ma się uprawnienia do nauczania języka włoskiego i angielskiego. Ja jestem na nauczycielskim włoskim i bardzo mi się podoba, nawet zauważyłam, że u nas to mniejszy ten wyścig szczurów *a w sumie go nie ma) niż na tłumaczeniówce ;)