Witam!
czas pozwolil wiec chce napisac ,tak zeby widac bylo ze sledze tok naszych wywodow.
Wiesz weba odsylam wyjazd do Grosseto bo momet jest ciezki i begania wiele a ja wciaz w aucie,ale im wiecej czytam Twoich wpisow tym bardziej mam ochote cie poznac osobiscie.Podoba mi sie twoje podejscie do zycia i twoja sobria inteligencja,ktora bardzo cenie u ludzi.
Ja jesli chodzi o ambicje to nie wiem na ile moje sa wygorowane.W zyciu nic nie zostalo mi podane na zlotej ni srebrnej tacce.Dom rodzinny nie byl sielanka i to co od zawsze robilam-tzn walka o przetrwanie w sumie stala sie normalka.
Nigdy nie chcialam pogodzic sie z zaszufladkowaniem i w sumie chyba to czego mi w zyciu nie zabraklo to odwaga do podjecia ryzyka.Nie wiem na ile bylo to oplacalne ,ile mi dalo a ile zabralo.Dzis mam wlasna prace i mala firme za ktora nie musze nikomu dziekowac poniewaz to co mam wywalczylam sama po wielu perypetjach i problemach.
Mysle ze w zyciu kazdy z nas moze wykonywac jakas prace,ambicje rodza sie gdy ona nie daje nam nic,
Dobrze zauwazylas ze moje podejscie do zycia we Wloszech to juz normalka.Przyjechalam tu majac niewiele ponad 20 lat.Zakasalam rekawy i poszlam do pracy......napewno nie byla to praca taka jak dzis.....pracowalam przy sprzataniu,jako kelnerka.....i to co zawsze bede powtarzac -zadna praca nie hanbi.Ale robiac to czulam ze umieram.Jest w nas cos co byc moze chcialoby sie stlumic,ale sie nie da.Praca byla mi niezbedna nawet po wyjsciu za maz poniewaz nie potrafilam siedziec w domu.Nie nauczona pracujac praktycznie od zawsze...nie umialam znalezc sie w 4 scianach jako gosposia domowa oczekujaca meza-to byly najgorsze 2 lata w moim zyciu.
Potem zerknelam wewnatrz siebie i jako ze nie mialam juz problemow zwiazanych z dokumentami postanowilam postawic na siebie.
To co piekne i budujace to fakt iz moj maz,mimo iz jest 100% wlochem-zwolennikiem zony casalinghi-nigdy nie przeciwsatwial sie-wrecz przeciwnie.Mysle ze w jakims stopniu i on mobilizowal mnie do walki,kiedy nic nie wychodzilo.
Byly ciezkie chwile,mialam wielkie problemy i do dzis jeszcze mam po smierci mojego wspolnika,ale nigdy sie nie poddalam.
nawet jesli dzis jest zle-wiem ze jutro wstane rano znow naladowana checia zycia.
Nie jestm zwolennikiem pieniedzy,super domu,wszelkich luksusow,podoba mi sie zdrowe podejscie do zycia,moja przygoda z praca jest raczej proba realizacji wlasnej.Uczylam sie w branzy odziezowej i zawsze bardzo podobala mi sie ta praca,choc znikome szanse mialam na realizacje czegos :to co robie nie jest wielkie i nie jestem zadna kobiete interesu.Poprostu podoba mi sie wieczne grzebanie w ciuchach.casem jest zle ,czasem dobrze,ogolnie jest ciezko poniewaz wszedzie kryzys,ale kiedy zaczynam omawiac kolekcje ,lub kiedy ogladam nowe propozycje firm dla ktorych pracuje to jakbym weszla do innego wymiaru.
Otrzymalam ostatnio bardzo ciekawa propozycje od pewnej firmy wloskiej by podjac sie dla nich otwarcia i poprowadzenia hurtowni w Polsce.To dla mnie piekne nowe wyzwanie,ktore pozwoliloby mi na bynajmniej 2 wyjazdy w miesiacu do Polski-ale ta propozycja nie spadla z nieba-jak to mowia moi tesciowie-kto nie sieje nie bedzie zbieral plonow.czasem to co robimy nie jest oplacalne czy dochodowe ,ale warto zastanowic sie czy do czegos prowadzi.Sprzatajac czy obslugujac stoly nie moglabym wykazac moich predyspozycji do odziezy i trudno byloby mi udowodnic ze jestem osoba ,ktora zna sie na rzeczy i choc byc moze te lata nie byly najlzejsze i nie stalam sie bogata to przyniosa mi to o czym w sumie nawet nie marzylam.
Zycze i wam tego samego.Czasem nic sie nie chce,i wydaje sie ze isc do przodu nie ma zandego sensu,ale sens jest zawsze choc czasem my go nie widzimy......trzeba pracowac dlugo i ciezko,czasem potykajac sie na wlasny sukces,ale kto dazy do niego konsekwentnie moim zdaniem wczesniej czy pozniej osiagnie to na co pracowal.
Pozdrawiam was wszystkie.
Weba wybiore sie do Grosseto i tak jak ci mowilam przez tel dam ci znac wczesniej.Wielka przyjemnoscia bedzie dla mnie poznanie cie osobiscie.