POLACCA E ITALIANO CZ.2

Temat przeniesiony do archwium.
31-60 z 505
Emra jak mozna ci pomòc?
POWIEM KRÓTKO:
PUNKT WIDZENIA ZALEŻY OD PUNKTU SIEDZENIA
Czasami slowa nie potrafia oddac tego co naprawde sie czuje, tego co naprawde sie w zyciu dzieje.....
Czesto nie daje rady...i czytajac to forum powoli uswiadamiam sobie moje bledy.....
Cieszyc sie z malych rzeczy...tak, to jest sztuka.
No wiec kupilismy duuuzy stòl...2,60 na 90 cm , tak aby wszyscy mogli sie przy nim zmiescic.
W Polsce mialam miejsce tylko na lawe...
no i wróciłam do żywych dziewczynki.... tyle czasu mnie nie było że az strach... Wiec niedawno wyjechał mój włoch... i ja znowu żyje w szarej rzeczywistości... Która to z was mówiła ze nie ma sie czego bać??? Miała RACJE !!! było super ... on zadowolony ja tym bardziej, starzy spoko... różowo jak cholera!!!! tylko najgorsze są zawsze pozegnania...tych to nienawidze ale juz niedługo sie zobaczymy znowu.... to tylko 2 miechy..... chciałam wam podziekowac za to ze mnie tak dobrym słowem wsparłyście przed jego przyjazdem.... WIELKI BUZIOL ZA TO... pozdrawiam
franci ,dziękuję za krótki wpis ,ale jak treściwy.czuję w kościach,że myślisz podobnie i cieszę się ,że po dość "owocnych " rozmowach między nami ,mogę na tobie polegać.wiedziałam,że ty nie widzisz wszystkiego tak różowo tylko normalnie.po prostu życie jest ciężkie i tyle ,a tutaj jest jeszcze gorzej ,bo są dodatkowo inne problemy.
ja jestem raczej twarda i daję sobie radę ze swoimi stanami i wolałabym żeby na tym forum zagościło więcej żartów i uśmiechu ,bo wasze problemy ,o których nawiasem mówiąc marzę,jeszcze bardziej mnie dołują.
Możesz mi pomóc pisząc o swoim życiu normalnie ,jak leci,o swoich stanach na dzień dzisiejszy ,o planach,o córeczce,o jej wzrastaniu.
Ja nie będę cię krytykować ani dawać ci rad ,że w "dzień pogrzebu masz się cieszyć,bo ta dusza jest już w niebie".Ja wierzę,ale nie mam aż takiej wiary.Ja kocham ,ale może za mało,ja mam pasję ,ale wciąż nie mogę jej realizować.Ja stwierdzam fakty ,ja się nie będę na siłę przeinaczać ,bo taka jestem.Kiedy się smucę to się smucę a kiedy się śmieję to się śmieję.
Pomagasz mi pisząc o sobie i swoim życiu nie szukając pocieszenia.
Ono po prostu takie jest i tyle.
Franci dziękuję za Twoje proste słowa.Stół to podstawa,fajnie ,będziecie sobie teraz siedzieć wszyscy razem,jeść i rozmawiać.a krzesła też są ? i jaki kolor wybrałaś?
Witam!
Od pewnego czasu czytuje wasze wpisy dziewczyny i czuje się jakbym was conajmniej podsłuchiwała...wiec postanowiłam wkońcu tez coś naskrobać..Jesteście jedynymi duszami w tym wirtualnym ale też tym rzeczywistym świecie, które napawaja energią.Ja tez prowadzę włosko-polskie zycie.Nie mam jeszcze tyle doświadczeń jak niektóre z was ale niedługo (za ok 1,5 miesiaca) stanę już ta drugą nogą za włoską granicą.I jak pewnie wy mam w głowie mętlik.Skoncze niedługo 24 lata i wydaje mi się ze jestam gotowa na tego typu decyzje.Ale same wiecie ze nie łatwo jest sie oderwać od naszej polskiej ziemi,od rodziców,przyjaciół...
Na poczatku będę mieszkać z nim w Szwajcarii (bo on tam pracuje)Mam zamiar chodzic do szkoły językowej no i znaleść jaknajszybciej pracę.Zresztą na niej najbardziej mi zależy.Nie wyobazam sobie życia tylko za jego pieniadze choć bedzie to nieuniknione na początku.Boję się troche tego.Tutaj sama zarabiam.Nie musze sie nikogo o nic pytac ani prosić.Mieszkam z rodzicami ale jestem dość niezależną osobą i boje się ze mogę to stracić.
Jest duzo we mnie pozytywnej energii i nie mam juz takich obaw jak wcześniej, jednak są czasami pesymistyczne migawki e głowie.
Mam prośbe....Mozecie napisać parę słów otuchy a nawet i ostrzeżeń na te moje pierwsze wejście "smoka" a raczej "smoczka".Pewnie juz dzieliłyście się tymi pierwszymi odczuciami ale nie zdołałam wszystkiego przeczytać bo zapisałyscie tamten wcześniejszy "temat" na smierć,az trudno jest go otworzyć.
Z góry dziękuję i pozdrawiam..
Witaj agni....i wszyscy tego popoludnia.....Agni, ja tez balam sie tego ,ze bede musiala byc utzrymywana, zawsze mialam swoje pieniadze i jak mialam ochote na 10 par majtek, to prosze bardzo, drozsze perfumy kosztem zarelka...nie ma sprawy...no i balam sie ,ze mòj przyszly maz powie...a teraz szlaban!
A mòj maz otworzyl " szuflade" i powiedzial...tu sa nasze pieniadze...( o Jezu i to w euro).Troche to trwalo zanim bez oporòw otwieralam ta szuflade...ale jest to do przelamania.Nie bòj sie!
Jak to ten facet wszystko bedzie ok.
Emra........
Boze no nie wiem jaki jest ten stòl...ale ladny, i krzesla tez sa, 8, jak tu przyjedziesz to sama zobaczysz...ale to chyba brzoza.....ale glowy nie dam.
moja còreczka po powrocie z Polski zabrala sie ostro za gadanie, wszytskim robi ciao, drze sie na kolometr...na szczescie Wlosi kochaja dziecie...i tez ja pozdrawiaja....ciao bella....
troche mi wstyd, ze ona taka przesadnie towarzyska, wszystkim dzieciom robi " carino" czyli cacy....ciekawe po kim to ma?
A w ogòle u mnie zbiera sie na deszcz......musze zrobic sonie kawke, bo nie wydole, pozdrawiam.
Czesc dziewczyny! Tak sie rozpisalam i mi wcielo moj tekst, napisali ze ktos juz ma tego nick, ale przeciez to moj nick! Sprobuje jeszcze raz bo mam duzo czasu. Duzo nowych osob sie pojawilo, witam serdecznie. Milo znowu was poczytac.
Ponad tydzien temu przyjechalam do Wloch, dziwne uczucie ze nie bede musiala za 3 tygodnie wracac. Bardzo tu cieplo, fajnie bo lubie slonce, szkoda tylko ze nie mam z kims isc nad jezioro. Caly dzien czekam na mojego italiano,a potem widzimy sie tylko 4 godziny i spac, ale coz wiedzialam ze tak bedzie, to nie mam co narzekac.
Co do ambicji to mialam je duze, tyle szkol podyplomowych chcialam jeszcze zrobic, tylu jezykow sie nauczyc ale teraz mi sie nie chce, nie widze sensu, chyba praca w Polasce mnie tak zmeczyla, nie mialam motywacji, a to jest chyba najwazniejsze. Teraz odpoczywam, ciekawe kiedy mi sie znudzi.
Dobrze ze mieszkam z rodzicami mojego italiano, duzo mi pomagaja, nawet juz troszke zaczelam mowic po wlosku, ale do sklepu to jeszcze sama nie chodze. W ogole rzadko sama wychodze.
Tylko tak mi smutno tu samej caly dzien, chcialabym poznac kogos sama, wiecie o co mi chodzi, tutaj wszyscy znajomi sa nie moi...
Myslicie ze kurs jezyka wloskiego to dobry pomysl czy tylko strata pieniedzy? Moze tam bym kogos poznala? Moze podzielicie sie ze mna swoimi doswiadczeniami co zrobic zeby nie zwariowac z nudow?
Siedze w domu caly dzien, czasem tylko z psem wyjde ale zeby cos zrobi np obiad ugotowac to mi sie nie chce, bo tu wszystko takie nie moje. Telewizji nie lubie, ksiazki polskie co mialam to przeczytalam, prasowac nie mam co bo jeszcze nic nie wypralam...i na razie nie na to nie zanosi.
Czy to tylko taki okres przejsciowy czy ja sie leniwa zrobilam, bo wczesniej taka nie bylam, czy to normalne??
Buziaki!
o.k. teraz ja.
TRevi-no, i bardzo dobrze!!!!!!!!będź pozytywna i nie słuchaj sceptyków i pesymistów. Nie wiem cz ymłode pokolenie słyszało o kabarecie Laskowika i Smolenia za czasów komuny, gdzie dawali taki skecz z Bolusiem.Boluś przyszedł i mówi, że traktor się zepsuł, bo koło się zepsuło. A Laskowik mówi: czekaj, czekaj: ile kół ma traktor? cztery. No, ile się zepsuło?-jedno-odpowiada Boluś. To ile zostało? trzy. No! widzisz?! Aż trzy dobre!!!!!!! co prawda było to wyśmianie ówczesnego sposobu myślenia rządu, ale jest to dobra myślprzewodnia . Aż trzy! Widzieć pozytywną stronę każdej sytuacji. Nie ma takiej możliwości, by człowiek nie mógł zarobić na siebie w cywilizowanym świecie. Zobaczcie czego ludzie się chwytają-nawet pucybut powrócił. Wszystko zależy od chęci i wiary w siebie. Gdy Ty wierzysz w siebie zarażasz tym tego kogo masz przed sobą. Ni ekażdy to potrafi ale można się tego nauczyć. Ja się tego uczyłam jeszcze w dzieciństwie by pokonywać wstyd i próbować zdobywać. Jeżeli zatrzymamy się na pewnym poziomie i będziemy powtarzać- i tak się nie uda- to znaczy, że ni epragniemy tego naprawdę albo nie mamy siły. Bo kiedy jesteś w krytycznej sytuacji wtedy Twój umysł zaczyna pracować na najwyższych obrotach. Skąd się wzięło powiedzenie: potrzeba matką wynalazku?właśnie stąd. Ale większość ludzi czeka aż przyjdzie łatwo. A może właśnie brak im wiary w siebie? Wtedy trzeba inwestować w siebie, w umocnienie się bo to jest kluczem do sukcesu.
Wyobraź sobie co byś zrobiła gdybyś znalazła się raptem sama w jakimś cywilizowanym państwie. Stoisz na chodniku jakiegoś dużego miasta i co dalej? Porusz szare komórki i potem nam opowiesz......../he, he-zadanie domowe/
Dori-zaczerwieniłam się od Twoich słów /nie prawda- lubię być doceniana, jak każdy/.Czekam,czekam-na razie jestem, potem zamierzam jechać na wakacje do POlski koło 20.06. Jak nie będzie jakichś przeszkód oczywiście. Ale wiecie, ten pomysł ze spotkaniem się po środku to nie jest taki zły!Tylko Franci-po którym środku? naszym Włoskim czy tym między POlską a Włochami? Hm..trochę trudno by było....chociaż proszę bardzo-gdy będę w drodzę do POlski akurat zatrzymam się gdzieś na nocleg i tam możemy się spotkać, he, he, he.....w połowie drogi, he, he. A tak poważnie to można by pomyśleć by choć "grupowo" się zobaczyć-gdzie to możliwe. Ja np. mam teoretyczną możliwość spotkania się z:Dori, Anią, Franci, Otą...kto tam jeszcze jest z okolic Rzymu?Pominęłam kogoś? no to przepraszam-dopisać się tu proszę w takim razie.

Jeszcze do Dori- i Ty właśnie moja droga, masz mądrość życiową mimo Twojego młodego jeszcze wieku, bo od początku nikt na rękach Cię nie nosił i musiałaś być zaradna od razu. Oczywiście, że to jest kluczem do sukcesu-zaradność-pokonywanie przeciwności, nie zatrzymywanie się na byle przeszkodzie, parcie do przodu, do celu. Masz całkowitę rację i zgadzam się z Tobą w 100%! Bardzo ważną rolę odegrał tu Twój mąż-jest to bezcenna pomoc-mnie nie była dana, bo mój jest pesymistą........i nawet gdy mu mówię o sprzedaży i zarabianiu przez internet to puka się w czoło. Nauczony tego, że trzeba się naharować by coś mieć./harować-jakie h?/ Dlatego ważne jest, że masz coś co Cię rajcuje, lubisz swoją pracę i fajnie, że jesteś materialistką, która za wszelką cenę chce być bardzo bogata. Cieszysz się tym co masz- to bardzo dobra cecha. Gratuluję Ci tej współpracy-wyobrażam sobie adrenalinę na jaki wskoczyła poziom! Ja tylko czytając o tym poczułam wielką chęć uczestniczenia w tym wydarzeniu- bo coś nowego, wyzwanie, tyle organizacji i wogóle ruchu..zazdroszczę CI!!!!Jesteś jak Ci Amerykanie, którzy przyjeżdżają z dolarem w kieszeni a po jakimś czasie stają się właścielami sieci sklepów lub hoteli na cqłym świecie!!!!!!!!!
Ja Wam powiem, że nigdy nie chciałam być bardzo bogata, bo bałabym się tego. Po pierwsze , że jakiś psychol coś sobie wbije do głowy i będzie chciał mścić się za swoją biedę. Po drugie-porywacze- no nie wyobrażam sobie w ogóle inie chcę nawet myśleć. PO trzecie-w/g mnie wtedy już człowiek nie ma dotychczasowej wizji wartości. Na pewno się zmienia. I chyba nawet nudzi się bo nie musi zabiegać o pieniądze. Bo mnie zabawy czy kupowanie domów lub jachtów ni esprawiałoby przyjemności. Mnie cieszą malutkie, proste rzeczy. I chciałabym mieć tyle pieniędzy by móc NORMALNIE żyć, bez stresu co będzie dalej, a dzieci? a czy będę miała na wakacje? a czy mogę sobie kupić droższy krem? Poza tym ludzie z takiej sfery są snobami i debilami-nie mówię ,że wszyscy ale poznałam to środowisko bo tu ich pełno, jeszcze pracując w Rzymie w takiej rodzinie z tych sfer i ich znajomi i wogóle.........A wszystkie te baby w depresji na prochach. Słowo daję -wszystkie- nie wierzę by to robiły dl a mody- a jeśli nawet to trzeba być naprawdę chorym.......

Ania! Brać się za tę ceramikę już, już! A potem nam będziesz wysyłał zdjęcia co stworzyłaś. Nie marnujcie dziewczyny talentów!!!!!!!!!!!!! Lanie Ci sprawię jak zaniedbasz tę sprawę! Rób teraz to na co możesz sobie pozwolić-widzisz już synka zaraziłaś ! powoli, jak Dori, aż sukces sam na Ciebie wlezie!

emra-dlaczego jesteś taka smutna? powiem Ci, że ta praca Cię przytłacza i wypala Twoją wewnętrzną młodość. Dlaczego woęc nie uciekasz w marzenia? przecież to jest świetny zawór bezpieczeństwa a czasami one się spełniają bo przyciągasz pozytywną energię. Nie lubisz tego naszego pocieszania się?Denerwuje Cię to? Czujesz się z boku? Napisz o tym-jeśli masz ochotę oczywiście. I trafiłaś w sedno z tym punktem widzenia. Problem polega na tym, że nie umiemy wyjść umysłem spoza obszaru siedzenia. Jeżeli ja jestem tutaj nie znaczy, że nie rozumiem Ciebie tam. I tu wiele osób nie ocenia subiektywnie- nie należę do osób, którym "łatwo mówić". Bo przeżyłam wiele sytuacji i dlatego ostrożnie wydaję swoją opinię. Ludzie, którzy czegoś nie przeżyli nie są w stanie nawet troszeczkę zrozumieć danej sytuacji i oceniają ją właśnie wtedy "z punktu siedzenia"swojego oczywiście. My tu podnosimy sią na duchu po to by dać kopa gdy jest on przydatny. i jak widać pomaga wielu. Zyczę Ci milszych dni i dużo radości na codzień!

A Franci! no, to duży krok kochana! forum pomaga Ci w dostrzeganiu błędów-fiu, fiu! to trzeba oblać! Fajnie, że jest konstruktywne.A co do stołu-chyba zwalimy Ci się tam wszystkie kiedyś na inaugurację !!!!

Nie uważacie, że powinnam już skończyć? No to kończę.



alisa- a jakie Ty byś chciała mieć doówiadczenia w tym wieku? Ciesz się, że ich nie masz! Poczekaj trochę a i Ty sobie uzbierasz swoje.
If I Had My Life To Live Over
~ by Emma Bombeck - (Written after she found out she was dying from cancer.)

I would have gone to bed when I was sick instead of pretending the earth would go into a holding pattern if I weren't there for the day.

I would have burned the pink candle sculpted like a rose before it melted in storage.



I would have talked less and listened more.


I would have invited friends over to dinner even if the carpet was stained, or the sofa faded.

I would have eaten the popcorn in the 'good' living room and worried much less about the dirt when someone wanted to light a fire in the fireplace.

I would have taken the time to listen to my grandfather ramble about his youth.

I would never have insisted the car windows be rolled up on a summer day because my hair had just been teased and sprayed.

I would have sat on the lawn with my children and not worried about grass stains.

I would have cried and laughed less while watching television- and more while watching life.

I would never have bought anything just because it was practical, wouldn't show soil, or was guaranteed to last a lifetime.

Instead of wishing away nine months of pregnancy, I'd have cherished every moment and realized that the wonderment growing inside me was the only chance in life to assist God in a miracle.

When my kids kissed me impetuously, I would never have said, "Later. Now go get washed up for dinner."

There would have been more "I love yous." More "I'm sorry's." But mostly, given another shot at life, I would seize every minute...look at it and really see it... live it...and never give it back.

Stop sweating the small stuff. Don't worry about who doesn't like you, who has more, or who's doing what. Instead, let's cherish the relationships we have with those who do love us.

Let's think about what God HAS blessed us with. And what we are doing each day to promote ourselves mentally, physically, emotionally, as well as spiritually.

Life is too short to let it pass you by.
wow weba, ty to masz wpis! :)))) nie ma to tamto :))) a w cywilizowanym kraju to chyba sobie poradze, w koncu jakies tam jezyki (w ostatecznosci gestow:) znam i umiem ciezko pracowac; Natalia wyrazy zrozumienia, moj pojechal wczoraj, teraz pewnie az do wakacji niente; co do spotkania, ktore planujecie, to ja chyba jeszcze za malo dalam sie tu poznac, ale w przyszlym roku bede mieszkac w okolicy Rzymu wlasnie, wiec chissa' :-) no i caly sierpien tam bede; Agni powodzenia i nie martw sie na zapas; a tak w ogole, to jakos nie zauwazylam az takiego strasznego "slodzenia" tu; ja problemy mam tez, najbardziej irytujace sa te zdrowotne i finansowo cienko w tej chwili, chociaz obecnie to bardziej mnie lekka tesknota zjada; i mysle ze tu moge o nich (problemach) napisac; nawet jesli potem ciagle mi tu groza ze, ehem, w tylek dostane:) ok, koncze, bo z niewyspania po robieniu prezentacji ledwie juz widze i pewnie glupoty pisze; milego popoludnia a tutte.
no to dziewczyny mnie zjechaly:((((((((((( ;),ale musze napisac ze ABSOLUTNIE Franci nie chcialam krytykowac, jakos tak mi sie napisalo ,ale przeczytalam swoj wpis i juz mi sie nie podoba (z wyrazaniem uczuc w pisaniu nie jestem zbyt dobra). a wiec Franci w takim razie napijemy sie razem jakiegos dobrego drineczka;)buzka dla ciebie, cos za ostro wyszlo, ale wiesz ze ja nie pisze ostro ,a z natury jestem baaaaardzo lagodna;)))))))
idea spotkania jest dosyc ciekawa, taki zlot.........fajnych babek!!!!!!!!!!!!!!!
no ale gdzie, czy damy rade sie zwolac?byloby super!
mam jeszcze pytanko. jak sobie radzicie z wizytami u lekarza. ja mam jeszcze taki stres, ze chyba zawalu dostane. ostatnio jak moj syn sie rozchorowal i musialam isc do lekarza to ja sama wyszlam z gabinetu z goraczka. terminy medyczne w obcym kraju-dla mnie jeszcze za wczesnie. ktos pisal o planowaniu wizyt w Polsce w czasie jakiegos planowanego pobytu, i to chyba i mnie czeka.
Ja tez sie stresowalam lekarzami....a zaczelo sie od tego jak bylam w ciazy....ale ze slowniczkiem w reku przetlumaczylam sobie to co mnie interesowalo...i nie taki diabel straszny jak go maluja.............
tak samo bralam karte szczepien i slowniczek...i juz wiem na co jestesmy zaszczepione.....
Jedna rzecz mi tylko przeszkadza....tu lekarza maja za bòstwo i slepo podporzadkowuja sie jego decyzjom...a ja lubie wiedziec dlaczego.
Poza tym jak co to dzwonie do moich kolezanek lekarek w Polsce i stosuje sie do ich rad.
A do pediatry poszlam jak bylam w Polsce po to ,zeby wszystko wiedziec.....ale na szczescie moja Niunia zdrowa jak rybka wiec nie bylo sie czym martwic.
A wlasnie jutro musze isc do lekarza bo w poniedzialek kolejne szczepienie....a tu jakis strajk zapowiadaja w sluzbie zdrowia...chyba mnie cos trafi jak kolejny raz bede musiala przelozyc to szczepienie...tak juz od miesiaca.....
Co do spotkania to raczej myslalam o Wloszech niz o Polsce......ale pomyslalam sobie, ze wszystkie drogi prowadza do Rzymu.......wiec moze w Rzymie?
jatutylkozajrzałam- szkoda, że nie przetłumaczyłaś tego tekstu bo oddaje całkowicie to co dzieje się na tym forum, tzn. klimaty i dyskusje do tego właśnie się sprowadzają. Kto ma ochotę niech to tłumaczy-Aniu-może Ty? albo któraś młodsza z Polski co ma więcej czasu? Ogólnie ta kobieta, umierająca na raka robi bilans życiowy zastanawiając się nad tym czego nie powinna była robić, na co nie powinna była zwracać zbytnio uwagi a co było wówczas ważniejsze-typu: nie ważne nieposprzątane mieszkanie-ważni ludzie, którzy chcieli mnie odwiedzić. W tej nucie. Ja nie lubię tłumaczyć niech to ktoś zrobi bo warto. W ostateczności się poświęcę........ale tylko w ostateczności.
A wszystkim mówię, że ten tekst jest wyżej i może nie wszyscy go zauważyli.

Agni-sorry-nie przywitałam Cię wcześniej ale zrobiły to dziewczyny. I dobrze doradziły dlatego nie muszę nic dodawać.

Agaroza-sorki Ciebie też a tak czekałam na Twój wpis z Włoch. No niestety ni epocieszę Cię tak musisz wytrwać. Na razie odpoczywaj sobie a potem gdy zaczniesz się naprawdę nudzić to pogadamy. A co do kursu-idealny pomysł-na pewno nie stracony czas a dla ciebie szybsza nauka i dobra. Poznasz ludzi, nie będziesz sama. Idź!

trevi - a ajka to prezentacja była?

Aniu-wizyty u lekarza to kwestia powtarzania słówek. Przyzwyczaisz się. Naucz się podstawowych nazw chorób okresu dziecięcego, czego nie wiesz pytaj nas-śmiało. Przecież nie chodzi tu o tłumaczenia zdań bez żadnego związku z forum, albo pisz mi maila jeśli wolisz.

Dla mnie Rzym byłby super! Zastanówcie się. No to na razie bo idę oglądać " Un posto al sole".pa
ja skonczylam anglistyke, moge przetlumaczyc ten tekst, non c'e' problema, ale nie dzis, bo nie mam sily juz - tylko niech sie potem nie okaze, ze wszystkie i tak zrozumialy! :))); w ogole, ja juz ten tekst czytalam wczesniej, moze go po prostu znajde po polsku, chyba wart jest tego:); prezentacja byla na zajecia (teraz studiuje italianistyke) z civilta' italiana, na temat "La giostra della Quintana" - taki turniej rycerski w Foligno; nawet ciekawe, ale za pozno sie za to zabralam, itp; oki, znikam stad na dzis; buonanotte!
czy ktoś pomoże mi przetłumaczyć-JESTEM PILEGNIARKA PRACUJE W POZNANIU NA ODDZIALE NEFROLOGI CHCIAŁABYM WYJECHAC DO WŁOCH DO PRACY DLATEGO ZE BARDZO CHCIAŁABYM BARDZO ZOBACZYĆ TEN PIĘKNY KRAJ
Waw! Ilez piszecie dziewczyny! To nie fair, ze ja mam tylko wieczory do pisania, i to tez te "wolniejsze"... Ale postaram sie nadrobic zaleglosci:
Tak jeszcze a propos ambicji: mysle ze ja wielkich ambicji nigdy nie mialam. W Polsce bralam kazda prace, jaka mi sie trafila, raz bylo lepiej, raz gorzej, nigdy zas nie mialam takich jakis wielkich marzen co do przyszlych zawodow. Dopiero tutaj obudzila sie bestia, bo gdy zdalam sobie sprawe z ewentualnych ograniczen to zalala mnie krew, ze musze brac teraz pod uwage fakt, ze jestem Polka (jak szlam do hotelu to maximum co mnie czekalo to kuchnia lub sprzatanie), ze jestem mloda Polka, ze moje wyksztalcenie sie absolutnie nie liczy, ze nie mam odpowiednich znajomosci, itd. itp. Wiec to co tam bylo tylko kwestia tego, czy mi sie chce czy nie zaangazowac w szukanie i ewentualna nauke, tutaj zostalo mi z gruntu zanegowane. I chyba to najbardziej wpedzilo mnie w kompleksy. Teraz jestem przywiazana do oglupiajacego miejsca pracy, ale za to wygodnego i nie narzekam, wiec nawyki profesjonalne z Polski w koncu powrocily i znow tak bardzo powoli i leniwie mysle o zmianie. Moze kiedys wezme sie w garsc:) Czekam na 2006, bo wowczas - tak jak sobie mysle w chwilach gdy staram sie usprawiedliwac sobie sama przed soba powody mojego braku entuzjazmu - na pewno wszystko bedzie duzo latwiej:) Nie komentujcie tego, blagam:) Mozecie nie zostawic na mnie suchej nitki:)
Co do ewentualnego zjazdu - baaaardzo chetnie! Ja tez! Ja tez! W okolicach Rzymu, pochwalam wybor miejsca:))) Byloby super was wszystkie poznac!
Bedziemy mogly pogadac o biznesie - jak Anka bedzie produkowala ceramike, to mam gdzie ja sprzedac - co tydzien moj narzeczony jezdzi na mercati w roznych podrzymskich miasteczkach i sprzedaje najrozniejsze pierdulki. Jest naprawde zdolny - raz sprzedal pani kolczyki z bursztynem, choc nie miala ta biedulka nawet przekutych uszu: zwierzyla mu sie nieopatrznie, ze kiedys o tym myslala, i przekonal ja, ze jak sie w koncu zdecyduje to to bedzie najpiekniejsza rzecz, ktora bedzie chciala sobie w te swiezo przekute uszy wlozyc:))) Zlolny facet, co nie? 25€ w kieszeni:) Ania, pomysl, moze sie oplaca:)
Weba, trevi, ja tez mam dzis zgodny dzien, wzieli dodatkowego przewodnika, wiec udalo mi sie zobaczyc dzis nawet troche sloneczka:) Po czterogodzinnym pobycie w katakumbach na glebokosci 11m, wierzcie mi, ze ma to swoje znaczenie:) Ale nie tylko dlatego przytakuje waszemu spojrzeniu na to forum - bo choc czytam je od bardzo niedawna, to i tak juz je uwielbiam i odczuwam braki nalogowca, gdy nie zajrze tu wieczorem. Pewnie, ze trafiaja sie nam wszystkim gorsze dni, i wowczas mozna reagowac mniej lub bardziej z wdziekiem, ale nie sadze, aby w jakis niebezpieczny sposob wplywalo to na jego istote. O sbaglio?:)
Travi - co do ludzi podcinajacych skrzydla - mysle, ze ze spokojnym sumieniem mozna zaliczyc do tej kategorii jakies 80% ludzi. Nie przez wrodzona chec podcinania skrzydel, ale tak jakos przy okazji. Bo moze latwiej. Czasami przez brak wyobrazni. Albo doswiadczenia. W kazdym badz razie chcialam na wszelki wypadek dodam, ze ja jak narzekam, to wcale nie dlatego, ze chce przygnebiac innych, ale raczej dlatego, ze chce sie wygadac. Od innych czasami nie wymagam nic wiecej jak przytakiwania:) Potem sie zbieram samodzielnie:)
Coby wiec dodac ci cos pozytywnego, to wiedz, ze moja kolezanka Polka (jedyna Polka, ktora znam, wiec cenie ja sobie podwojnie:) wlasnie zdala egzamin panstwowy na tlumaczke turystyczna. Egzamin byl dosc trudny, i wymagal bardzo fachowej wiedzy, szerokiego slownictwa i przytomnosci umyslu (nie nalezalo tlumaczyc "soffitto" jako "sufit", bo egzaminujacy chichotal, ze sufit to pani ma w domu, w kosciele sa sklepienia:)))), ale moze pracowac zarowno jako tlumacz, jak i jako przewodnik. Teoretycznie mowiac oczywiscie, ale taki papierek w reku to fajna sprawa. Jakby cie to interesowalo to wypytam sie o szczegoly, np. ten najwazniejszy - kiedy bedzie kolejne "wydanie".
W ogole rzeczywiscie moze czasami dajemy sie poniesc czarnym myslom i naszym codziennym problemom. A ja mysle, ze nie nalezy zrazac nowych dziewczyn planujacych dopiero ten krok. Jak dam rade to napisze co mi sie podoba w zyciu tu we Wloszech.
Przede wszystkim fakt, ze jak cos mi sie nie uda to moge zwalic cala wine na Wlochy:) Brzmi moze smiesznie, ale to cos cudownego, uwalnia troche z poczucia odpowiedzialnosci, przewidywalnosci i oczekiwan calego swiata, ze spelnie oczekiwania calego swiata, wszystkich i kazdego z osobna. Moje kolezanki z Polski martwia sie, ze jakas tam sekretarka nie laczy ich rozmow i czuja sie podgryzane. Martwia sie, gryza, traca poczucie wartosci. Ja bym po prostu uznala, ze takie sa wlasnie niektore wloskie sekretarki i zareagowala w ten czy inny sposob. Mojego ego i sensu zycia i nawet godzin po wyjsciu z pracy chyba w ogole to by nawet nie musnelo:)
Po drugie: Raz zdecydowawszy sie zyc z facetem, ktorego ewidentnie kocham i ktory ewidentnie kocha mnie porzucilam obawy typu Bridget Jones, a to samo w sobie daje cudowne poczucie wolnosci i spelnienia. Wszystkie inne problemy, ktorych oczywiscie nie brakuje, maja juz inny wymiar.
Ponadto - choc wiem, ze moze to zabrzmiec podle - ale gdyby moj narzeczony nie wywiozl mnie tak daleko od domu rodzinnego to chyba wciaz mieszkalabym z rodzicami. Mam cudownych rodzicow, ich kocham przeokropnie, czuje sie z nimi dobrze, mieszkalo nam sie wspaniale. Gdybym znalazla sobie chlopaka z osiedla obok, to wciaz nic by z tego nie bylo. Natomiast muszac wybierac - wybralam i nie zaluje:)
Pisalabym jeszcze dluzej, ale trzeba juz wtulic sie w wyzej wymienionego, naladowac sie ciepelkiem i energia na jutro.
Pozdrawiam wszystkie!
Tekst Ermy Bombeck mam po polsku (nie ja go tłumaczyłam) i załączam go poniżej. A w ogóle to ona pisała świetne rzeczy, szkoda,że jest tak mało znana w Polsce.

Gdybym mogła przeżyć życie jeszcze raz...

Czując się źle, położyłabym się do łóżka zamiast iść z gorączką do pracy, jakby beze mnie w biurze świat miał się zawalić.
Nie dopuściłabym , aby świeca w kształcie róży roztopiła się, zapomniana w komórce. Zużyłabym ją zapalając często.
Mówiłabym mniej a słuchałabym więcej.
Nie rezygnowałabym z zaproszenia na kolację przyjaciół jedynie dlatego, że mój dywan jest trochę poplamiony i że pokrycie tapczanu jest nieco wypłowiałe.
Jadłabym kruszące się bułeczki w eleganckim salonie i o wiele mniej martwiałbym się sadzami z zapalonego kominka.
Znalazłabym czas na wysłuchanie opowiadań dziadka, wspominającego lata swej młodości.
Latem nie domagałabym się zamykania okien w aucie, tylko dlatego, że dopiero co zrobiłam sobie ondulację.
Położyłabym się na łące z dziećmi, nie martwiąc się o poplamienie sukienki.
Płakałabym i śmiałabym się o wiele mniej patrząc na telewizję, a częściej - obserwując życie.
I would never have bought anything just because it was practical, wouldn't show soil, or was guaranteed to last a lifetime.
Nie kupowałabym rzeczy tylko dlatego, że są praktyczne, nie brudzą się, lub mają wieczną gwarancję.
Zamiast wyczekiwać z niecierpliwością końca 9-ciu miesięcy ciąży, ukochałabym każdy jej moment, świadoma tego, że ten cudowny fakt, który dokonuje się we mnie, jest jedyną okazją, by współpracować z Bogiem nad urzeczywistnieniem cudu.
Całującemu mnie synowi nie powiedziałabym "dość, dość, idź umyj się, bo kolacja jest już gotowa".
Częściej mówiłabym : "Kocham ciebie" i "Przepraszam"... , ale przede wszystkim , mogąc zacząć wszystko od nowa , zawładnęłabym każdą minutą... patrzyłabym na nią tak długo, aż zobaczyłbym ją rzeczywiście... żyłabym nią... i nie oddałabym nigdy.
Przestańcie przejmować się drobiazgami. Nie martwcie się, że ktoś was nie lubi, ktoś ma więcej lub zachowuje się inaczej niż wy. Dbajmy bardziej o dobre stosunki z tymi, którzy naprawdę nas kochają.
Pomyślmy nad tym, czym Bóg nas obdarował i co robimy, aby rozwijać otrzymane dary.
Życie jest zbyt krótkie, aby pozwolić mu tak po prostu minąć.
Nie mogę się powstrzymać, żeby Wam nie podesłać jeszcze dwóch tekstów tej samej autorki. Pierwszy - dla wszystkich zapracowanych mamuś, a drugi - dla może trochę mniej zapracowanych tatusiów...

Jak Bóg stworzył mamę

Dobry Bóg zdecydował, że stworzy... MATKĘ. Męczył się z tym już od sześciu dni, kiedy pojawił się przed Nim anioł i zapytał:
- To na nią tracisz tak dużo czasu, tak?
Bóg rzekł:
- Owszem, ale czy przeczytałeś dokładnie to zarządzenie? Posłuchaj, ona musi nadawać się do mycia prania, lecz nie może być z plastiku... powinna składać się ze stu osiemdziesięciu części, z których każda musi być wymienialna... żywić się kawą i resztkami jedzenia z poprzedniego dnia... umieć pocałować w taki sposób, by wyleczyć wszystko - od bolącej skaleczonej nogi aż po złamane serce... no i musi mieć do pracy sześć par rąk.
Anioł z niedowierzaniem potrząsnął głową:
- Sześć par?
- Tak! Ale cała trudność nic polega na rękach - rzekł dobry Bóg. Najbardziej skomplikowane są trzy pary oczu, które musi posiadać mama.
- Tak dużo?
Bóg przytaknął:
- Jedna para, by widzieć wszystko przez zamknięte drzwi, zamiast pytać: "Dzieci, co tam wyprawiacie?". Druga para ma być umieszczona z tyłu głowy, aby mogła widzieć to, czego nie powinna oglądać, ale o czym koniecznie musi wiedzieć. I jeszcze jedna para, żeby po kryjomu przesłać spojrzenie synowi, który wpadł w tarapaty: "Rozumiem to i kocham cię".
- Panie - rzekł anioł, kładąc Boga rękę na ramieniu - połóż się spać. Jutro te jest dzień
- Nie mogę odparł Bóg a zresztą już prawie skończyłem. Udało mi się osiągnąć to, że sama zdrowieje, jeśli jest chora, że potrafi przygotować sobotnio-niedzielny obiad na sześć osób z pół kilograma mielonego misa oraz jest w stanie utrzyma pod prysznicem dziewięcioletniego chłopca.
Anioł powoli obszedł ze wszystkich stron model matki, przyglądając mu się uważnie, a potem westchnął:
- Jest zbyt delikatna.
- Ale za to jaka odporna! - rzekł z zapałem Pan.
- Zupełnie nie masz pojęcia o tym, co potrafi osiągnąć lub wytrzymać taka jedna mama.
- Czy umie myśleć?
- Nie tylko. Potrafi także zrobić najlepszy użytek z szarych komórek oraz dochodzić do kompromisów.
Anioł pokiwał głową, podszedł do modelu matki przesunął palcem po jego policzku.
- Tutaj co przecieka - stwierdził.
- Nic tutaj nie przecieka - uciął krótko Pan. - To łza.
- A do czego to służy?
- Wyraża radość, smutek, rozczarowanie, ból, samotność i dumę.
- Jesteś genialny! - zawołał anioł.
- Prawdę mówiąc, to nie ja umieściłem tutaj tę łzę - melancholijnie westchnął Bóg.




Tata pod łóżkiem...

Kiedy byłam mała, ojciec był dla mnie czymś takim jak światełko w lodówce. I ojciec, i światełko było w każdym domu, lecz w rzeczywistości nikt nie wiedział co robią, zarówno jedno, jak i drugie, kiedy już drzwi zostały zamknięte.
Mój ojciec wychodził z domu każdego ranka, a wieczorem, gdy wracał, wydawał się szczęśliwy, że znów nas widzi. Jedynie on potrafił otworzyć słoik z ogórkami, podczas gdy innym to się nie udawało. Tylko on nie bał się chodzić sam do piwnicy. Zacinał się przy goleniu, lecz nikt nie dawał mu buzi, aby uśmierzyć ból, ani się tym nie przejmował. Kiedy padał deszcz, oczywiście on szedł po samochód i ustawiał go przed wejściem. Gdy ktoś zachorował, on wychodził kupić lekarstwa. Zastawiał pułapki na myszy, przycinał róże, aby można było wejść do domu nie kłując się. Kiedy dostałam w prezencie mój pierwszy rower, przez wiele kilometrów pedałował obok mnie, aż w końcu nauczyłam się radzić sobie sama. Bałam się wszystkich innych ojców, ale nie mojego. Kiedyś przygotowałam mu herbatę. Była to tylko osłodzona woda, lecz on usiadł na dziecięcym krzesełku i popijał ją, twierdząc, że jest wyśmienita.
Za każdym razem, gdy bawiłam się lalkami, lalka - mama miała zawsze mnóstwo rzeczy do zrobienia. Nie wiedziałam jednak, co kazać robić lalce - tacie, więc mówiła ona tylko:
- Dobrze, no to idę do pracy, - a potem wrzucałam ją pod łóżko.
Kiedy miałam dziewięć lat, któregoś ranka mój ojciec nie wstał z łóżka, by jak zwykle pójść do pracy. Zabrano go do szpitala, gdzie umarł następnego dnia. Wówczas poszłam do swojego pokoju i wyciągnęłam spod łóżka lalkę - tatę. Odkurzyłam ją i posadziłam na łóżku.
Mój ojciec nigdy nic nie robił. Nie wyobrażałam sobie, że jego odejście sprawi mi tyle bólu. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego.


Dobranoc wszystkim!
Sono un`infermiera, lavoro a Poznan in reparto di neurologia. Vorrei partire per l`Italia siccome ho tanta voglia di vedere (lub: di visitare - zwiedzic) quel bel paese.
Hej, dziewczyny, dziendoberek!
Jesli kiedys umowicie sie na "zlot" w Rzymie, to akurat tu mieszkam... wlasciwie pod Rzymem, ale i tak co dzien jestem w pracy w okolicach centrum, wiec na jedno wychodzi.
Obawy zwiazane z tutejszymi lekarzami - dotycza wloskiego slownictwa? Z tym akurat nie mam problemow, ale watpliwosci i tak bywa, ze pozostaja - dotyczace wlasciwego rozpoznania choroby (i co za tym idzie - wlasciwego leku), tyle ze prawidlowa diagnoza wszedzie jest tak samo trudna, w Polsce, czy tutaj.
Z pediatra mam ciagle do czynienia (maluchow sztuk dwa, przypominam), czasem z jakims szpitalem. Mamy pare doswiadczen z klinika pediatryczna Bambino Gesu', ostatnio z pediatria w San Camillo, raczej pozytywne. Wczoraj maz zawiozl jednego synka do S.Camillo na planowany zabieg w day-hospital (stres, bo w znieczuleniu ogolny, ale z maluchami inaczej sie nie da); wyszli przed 7-ma z domu, o 9-tej byli juz w drodze powrotnej, bo synek ma czerwone gardlo i temp. 37,2. Wiec czekamy na nowa date operacji... W miedzyczasie pojdziemy na kontrole do pediatry z oboma chlopakami. U wlasnego lekarza tez niedawno bylam, ale nie mam problemu pytac "dlaczego", ktoras z Was pisala natomiast, ze trudno jej dotrzec do sedna sprawy...
na razie przerywam, musze wykonac wazny "pracowy" telefon, po angielsku, ze akurat mowie najlepiej z pracownikow, wiec mnie poproszono o ten "favore".
Betsy! dzięki za te teksty!!!!!!bardzo wzruszające. To jest cała mądrość. Ja się łapię też na takich bezsensownych zachowaniach typu: Kurczę, dopiero umyłam ten stół a one/dzieci/ już z łapami! I zaraz sobie mówię- no i co z tego? umyję go znowu. Problem polega na tym, że nie nawidzę sprzątania. I gdy raz uda mi się uporządkować chałupę to chciałabym by zostało tak na zawsze. U mnie w domu ni eprzykładało się wygi do sprzątania- moża powiedzieć, że było to zajęcie przyziemne. Ważniejsze były inne rzeczy,które są chyba najważniejsze w życiu. Jestem z natury bałaganiarą i jest mi ciężko utrzymać porządek a do tego dochodzi jeszcze trójka, która zostawia wszędzie........ No i wyżywam się na Mateuszu by miał posprzątany pokój i wiem, że robię
źle bo przesadzam z tym krzyczeniem na niego, ale gdy widzę ciągle skarpety i majty na środku a wiem jacy są włoscy synkowie już jako dorośli to nie chcę by i on na takiego wyrósł. A pewnie i moje bałaganiarstwo ma udział w tych scenach. Jest wiele rzeczy, które zauważamy dopiero stając się rodzicem. Jedne jaśniej inne nawet wcale. Powielamy naszych rodziców i jeżeli zdamy sobie z tego sprawę to można wiele zmienić na lepsze. Właśnie- co ma większy sens? brudny stół czy dwójka dzieciaków, która zajada przy nim?Bez sensu-ten wiersz powinniśmy wbić sobie do głowy.

Cashia, trevi-pozdrowionka-muszę teraz lecieć ale napiszę potem. Pa
Chyba trudno tu o albo-albo: albo brudny stol albo blyszczacy. U mnie jest, hm, nazwe go "przechodzony". Po prostu po starciu kurzy tego samego dnia kurz zaczyna wracac, ale ja juz nie scieram. Innym razem. Nie mam do wszystkiego sily, czasu tez nie. I tak coraz pozniej chodze spac i tak nie ogarnawszy polowy rzeczy. Ech.
witam szanowne Panie :) kilka dni temu trafiłam na tą stronę, a dzisiaj dogrzebałam się do forum,poczytałam i postanowiłam dołączyc sie do dyskusji :) może nie akurat na temat dzieci, bo takowych jeszcze nie posiadam,ale na temat Włoch,Włochów i szeroko pojetej "włoszczyzny" mam od lat wyrobione zdanie:)
uwliebiam Italę :):):) od lat spędzam tam conajmniej 2 letnie miesiące.mam rodzinę w okolicy Como (północne Włochy) i przyjaciół od połnocnych granic Włoch, po Sycylie i Sardynię. moja miłośc do Włoch nie jest bynajmniej bezkrytyczna, denerwuja mnie niektóre aspekty zycia tam oraz mentalnośc niektórych italiańców.mimo to czuje się tam bardziej u siebie niz w Polsce.moze to dziwne, bo tu sie wychowałam, tu mam większą częśc rodziny, ale to we Włoszech dopiero czuję, że zyje. chyba znalazłam swoje miejsce na ziemi :)
mimo, że nigdy nie mialam sprecyzowanych planów, ze np. po studiach pakuje sie i jade do Włoch, to mam dziwne przeczucie że w koncu wyląduje tam na dłużej ;) to przeczucie zaczęło nabierac bardziej realnego kształtu gdy poznalam "mojego" italiano. byc moze poznaliśmy sie za wczesnie, ja studiowalam w polsce on we włoszech...dlugo by pisac...jednym slowem moje grande amore nie skończyło sie dobrze.przebolalam i dzisiaj pamiętam tylko pozytywne chwile:) zwlaszcza, ze "tego kwiatu jest pół światu" czy jakos tak ;) zwlaszcza, że mam 2 "starajacych się" italianców :) co z tego wyjdzie, zobaczymy...nauczylam sie niczego nie planowac na dluzsza metę.
poki co jestem w Polsce,skonczylam studia,pracuję (nie cierpię swojej pracy).mysle o wyjezdzie do Włoch w przyszlym roku,jak skonczy sie okres przejsciowy.pewnie gdybym zaraz po studiach nie znalazla pracy to wyjechalabym do Wloch juz teraz.ale skoro mam prace, to postanowilam przemeczyc sie te kilka miesiecy, aby zdobyc doswiadczenie, nauczyc sie czegos (mysle profilkatycznie, ze jesli np. we Wloszech mi nie wyjdzie, i wroce do polski, to przynajmniej bede miala co wpisac w cv...)a moze we wloszch przyda mi sie moje doswiadczenie...???? kto wie...nikt mnie nie goni :) z reszta dla Wlochow z moimi 25 latami (???) jestem jeszcze ragazzina ;) wszystko przede mną. to tyle na razie:) postaram sie wlączac do dyskusji zwlaszcza, ze do poniedzialku siedze w domu na zwolnieniu i strasznie sie nudze...pozdrawiam Was wszystkie i kazda z osobna :)
Dobre - z tym stwierdzeniem, ze wg nich jestes jeszcze "ragazzina" - trafione! Tu w Twoim wieku faktycznie zyje sie na ogol na pelnym garnuszku rodzicow, z wszelkimi prawami i brakiem obowiazkow dziecka...
dzien dobry, dzien dobry:) hmmm, faktycznie, moj facet kilka razy strasznie sie zdziwil, ze moi znajomi w wieku 20 kilku lat juz sa na swoim i po slubie; ja niedlugo skoncze 25, pracuję od prawie 6 lat, dla niego to abstrakcja; co prawda mieszkam jeszcze z rodzina, ale glownie dlatego, ze sama bym nie chciala, bo strachliwa jestem i lubie ich miec blisko :) w przyszlym roku, jak pisalam, jade tam, i, o ile czegos tam nie znajde, cienko bedzie z kasa (stypendium Erasmus jest mizerne, w najlepszym razie dostane 200 euro, i moze z 50 naukowego, rodzice raczej nie beda w stanie mi dolozyc); oczywiscie dla niego to nie problem, ze bede zyla czesciowo na jego garnuszku; ale dla mnie to jednak tak... dlatego juz obmyslam rozmaite mozliwosci i strategie, jak by tam jakies zajecie znalezc; podsumowujac, to chyba po prostu inna kultura, inne wychowanie, i chyba jednak to oni cos traca, usamodzielniajac sie tak pozno, lub wcale; nie wiem; buon pomeriggio, ragazzine e ragazze! :)
cześć wanilia!
przejdę od razu rzeczy. Najpierw odesłałabym Cię do 1 cz. tego forum. Tam jest naprawdę dużo o życiu tutaj. Powiem Ci tylko, że zupełnie inaczej jawi się ten kraj kiedy przyjeżdża się co roku na wakacje i nic nie zmusza do zakasania rękawów i szukania pracy. Inaczej gdy już tu jesteś na stałe. Powiem Ci, że wielu Włochów jest złych na media, na to w jaki sposób przedstawiają ich kraj , co z kolei oglądas cały świat. I przyjeżedżają tu różne narodowości "do raju"gdzie wszytsko jest piękne i łatwiejsze niż w ich ojczyznach. Niestety rzeczywistiść sprowadza ich na ziemię. Tutaj dziewczyny się wypowiadają non-stop o tym, że nie mogą znaleźć pracy zgodnie z wykształceniem. Wierz mi-to nie jest proste. Myślę, że Ty też masz wyidealizowane pojęcie o Italii.
A powiedz nam:dlaczego dopiero tu czujesz, że żyjesz? co jest takiego tutaj czego brak Ci w POlsce do cieszenia się życiem?
POczytaj wypowiedzi Agarozy-ona dopiero co sprowadziła się do Włoch i już widzi różnicę. Poczytaj 1 część forum "polacca e italiano", które znajdziesz w spisie tematów w dziale "Nauka".Kliknij na dział i idź w dół bo zamknęłyśmy tamtą część i jest pewnie gdzieś niżej. POtem, gdy przeczytasz wszytsko poproszę Cię byś znów tu wróciła i powiedziała co myślisz.
POzdrowionka
Temat przeniesiony do archwium.
31-60 z 505

 »

Pomoc językowa